AUTOR: Lech Nienartowicz
TYTUŁ: Wzdłuż pasma
WYTWÓRNIA: Kosmodrone
WYDANE: 22 listopada 2018
Lecha Nienartowicza długie dźwięki samotności. Wzdłuż pasma to płyta urocza, jeśli można użyć takiego określenia; spokojna, jeśli potrafimy odnaleźć się w tej głębi pogłosów i szumów; w końcu jest to wydawnictwo, któremu, na swój sposób, bardzo blisko do Czasu panowania traw, jeśli weźmie się pod uwagę organiczno-naturalistyczne podejście do tworzenia. Nienartowiczowi udało się przygotować materiał oniryczny, senny, momentami zahaczający klimatem o futuryzm rozumiany w latach siedemdziesiątych. Rozciągnięte melodie syntezatorów z narzuconymi „morskimi” przeszkadzajkami (dźwięk śpiewu ptaków), melodie zdezelowane, przesterowane i na swój sposób niespokojne. Co oznacza, że gdyby to była ścieżka do Ślepnąc od świateł, to „Północnym słupom” mógłby towarzyszyć komentarz z napisów „Niespokojna muzyka techno” (tak, tak, są tam takie adnotacje w opcji z napisami), zwłaszcza gdy w tle pojawia się lekko fałszujący, delikatny flet. To dobre rozpoczęcie solowego debiutu Nienartowicza, ale przebojowo robi się za sprawą „Dwóch kamieni”. Blisko jedenaście minut nagrania można spokojnie podzielić na dwa oddzielne kawałki. Pierwszy to muzyka rytualna, tribalowa, okołotechniczna i wpadająca za sprawą swojej rytmiki w ucho. Dużo robią też wybrzmiewające obok bębnów organy, które tak naprawdę budują atmosferę utworu.
A z drugiej strony mamy morski, drone’owy przerywnik oddzielający dwie części „Dwóch kamieni”. Bo od szóstej minuty (z sekundami) Nienartowicz zmienia narrację i z radosnych plemiennych brzmień przechodzi w mogilne, pełne nadmorskiej melancholii ambienty w wersji quasi post classical.
Ale jak odmiennie prezentują się „Wypiętrzenia”, w stosunku do dwóch wcześniejszych utworów. O ile w jedynce i dwójce Lech Nienartowicz zapraszał słuchaczy w świat dość uporządkowany dźwiękowo, tak zamykający Wzdłuż pasma, najdłuższy indeks z muzyką w tradycyjnym rozumowaniu nie ma nic wspólnego. Melodie pochodzący z Torunia współzałożyciel Pawlacza Perskiego kreuje za pomocą zabawy z obiektami i przedmiotami przepuszczonymi przez różne filtry i przestery, dodając masę pogłosu. I to działa, fajnie współgrają odgłosy uderzeń metalu, dzwoneczków, kluczy z nagraniami terenowymi, samplami i rozciągniętymi plamami ambientowymi, które to się pojawiają, to znikają i rosną, i wyciszają się.