AUTOR: Mammoth Ulthana
TYTUŁ: Āmurs
WYTWÓRNIA: MCK Bydgoszcz
WYDANE: 29 sierpnia 2018


Zatapiamy się w ciszy, dajemy ponieść brzmieniu gongów, elektronika miesza się z Bliskim Wschodem, a Jacek Doroszenko i Rafał Kołacki po raz trzeci jako Mammoth Ulthana. Wcześniejsza płyta, Particular Factors (2016, Zoharum) postawiła duetowi poprzeczkę naprawdę wysoko (RECENZJA), a jak jest tym razem?

Na Āmurs Kołacki i Doroszenko obracają się w dobrze sobie znanych rejonach. Nagrania terenowe Rafała, masa orientalnych instrumentów, gongi, bębny, gdzieniegdzie melodie wygrywane na rogu, przeszkadzajki czy dzwoneczki, pianino (preparowane) oraz sprzęt mniej analogowy różnego rodzaju elektronika i efekty czy oprogramowanie na laptopach. Z takim sprzętem Mammoth Ulthana pracowali przy Āmurs, będącym – poza płytą – także projektem audiowizualnym. Efekty są, w porządku. To nie są fajerwerki, nie ma tutaj wirtuozerii, raczej skalkulowane działania mające na celu wprawienie słuchaczy w atmosferę skupienia, medytacji. Muzyka plemienna, kontemplacyjna przepuszczona przez filtr industrializacji? Ja bym Āmurs widział właśnie w taki sposób. Nagrania zdają się przechodzić jedno w drugie, to jakby spójna trwająca od początku do końca równa opowieść, gdzie rytm współgra z ambientowo-transową warstwą elektroniki, będącą raz tłem, raz tematem głównym tych momentami noise’owych opowieści.

Bo w hałasie, chwilami niekontrolowanym („Forge”, które przez swój charakter i stałe napięcie mogłoby spokojnie widnieć jako ścieżka do porządnego filmu grozy), czasem stłumionym i zachodzącym w muzykę relaksacyjną („Bemerkung”, gdzie delikatne partie syntezatorów przypominają dokonania Konrada Kucza i jego oceaniczne wręcz dryfy).

Ale Āmurs to też płyta pełna skrajności. Energii Mammoth Ulthana nie zabieram, bo wideo z występu w Bydgoszczy pokazuje, że chłopacy mieli masę roboty, ale całość brzmi jakby została stworzona od linijki, z zamiarem zminimalizowania jakichkolwiek potencjalnych błędów. Spryskana płynem, przetarta, a na sam koniec nasmarowana mleczkiem do nabłyszczania. Momentami… przewidywalna? Znając wcześniejsze albumy Mammoth Ulthana, można było spodziewać się mniej więcej takiego materiału, głęboko osadzonego w minimalizmie brzmieniowym, a jednocześnie bogatym w różnego rodzaju dźwiękowe smaczki (bo tutaj przeszkadzajki, tam coś zastuka, w tle rozejdą się piski, a całość przerwie uderzenie gongu). Niby dużo, ale do Āmurs jednak wielokrotnie nie wracałem w ubiegłym (ani w tym) roku.

NASZA OCENA: 6.5

NASZA SKALA OCEN (KLIK)
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18
%d bloggers like this: