Czwartek, więc nowe Obiady czwartkowe. W trzeciej odsłonie cyklu sięgamy po dzieła Austriaka, Baska i dwójki polskich kompozytorów i kompozytorek. Piszemy o płytach z utworami Franza Schuberta, Ramona Lozkany i Aleksandra Tansmana i Grażyny Bacewicz.


AUTOR: Stefan Stroissnig
TYTUŁ: Franz Schubert: Piano Sonata in B-Flat Major, D. 960 & 4 Impromptus, D. 935
WYTWÓRNIA: Paladino
WYDANE: 17 maja 2019


Gdzież mogłoby się znaleźć miejsce dla Schuberta, jeśli nie wśród Obiadów czwartkowych? Tym razem Stefan Stroissnig bierze na warsztat ostatnią z trzech ostatnich fortepianowych sonat Austriaka, sonatę B dur D 960 wchodzącą w skład napisanej w 1828, nigdy przez Franza Schuberta niezagranej i przez długi czas zapomnianej trylogii sonatowej na fortepian (solo). Kompozycje rozbłysły swoim pełnym blaskiem dopiero w XX wieku. Dobrze, że się tak stało. Dziś Schubert w każdej postaci to standard. Rzecz oczywista. Oczywistą oczywistością jest w szczególności dla akademickich Austriaków, którzy nadal zgłębiają tajniki kompozytorskich umiejętności Schuberta, którzy wciąż przywracają ducha jego melodii.

Jedną z takich osób jest Stefan Stroissnig, trzydziestopięcioletni pianista z Wiednia, dziś wykładający na Kunstuniversität w Grazu, specjalizuje się w twórczości Schuberta, jego studenci podobnież uwielbiają sonatę w tonacji A-dur. Ale przejdźmy do samego wydawnictwa. Tym razem Stroissnig skupia się na sonacie fortepianowej w tonacji B Dur, D 960, grając ją w całości i dorzucając dwie części Impromptu, numer 3 (w tonacji A-Dur) i cztery (B-Dur).

Ależ piękna jest ta płyta, Stroissnig z gracją wprowadza słuchaczy na terytorium Schuberta w ?Molto moderato?, robiąc to oczywiście na własny sposób – nie zgadzając się w pełni z tempem narzuconym przez kompozytora, łamiąc pewne kompozytorskie schematy, chociażby natężenie granych trylów basowych. ?Andante sostenuto? przypomina bardziej adagio, tempo jest wolniejsze niż typowe andante, a kompozycja wydaje się wybrzmiewać przestronniej.

Szlachetność bije z gry Stefana Stroissniga. Trzydziestopięciolatek z Wiednia płynie na fortepianie poprzez nuty Schuberta. Zwróćcie uwagę na dwie odsłony ?Impromptu?, piękne kompozycje unoszące się w prawdziwie romantycznym duchu. Pierwszą Schubert oparł na formie menueta, dzieląc utwór na trzy części, z środkowym przełamaniem i w końcówce repetycją pierwszej części. Drugie ?Impromptu? , w B-Dur, to różnorodność tematów, kompozycja kolorowa i, pokuszę się o stwierdzenie, na swój sposób zwariowana. Z pięknymi dźwiękowymi pejzażami i odniesieniami do… innego utworu Schuberta, a dokładniej do kompozycji przygotowanej do spektaklu Rosamunde Helminy von Chézy.

NASZA OCENA: 7


AUTOR: Ramon Lozkano, Alfonso Gómez, Bilbao Symphony Orchestra, Ernest Martinez Izquierdo, Marta Zabaleta
TYTUŁ: Ramon Lozkano: Piano Works
WYTWÓRNIA: Kairos
WYDANE: 9 kwietnia 2019


Repertuar Ramona Lozkany na fortepian zagrany przez Alfonsa Gómeza, Martę Zabaletę i… samego Ramona Lozkanę (fortepiany), a także orkiestrę symfoniczną z Bilbao pod przewodnictwem Ernesta Martineza Izquierdę. Wybór właśnie baskijskiej orkiestry dziwić nie może, bo i sam kompozytor-pianista stamtąd pochodzi. A wiemy, że Baskowie trzymają się razem, więc mieszkający w San Sebastian twórca lubi działać lokalnie. Trzynaście utworów rozpisanych w większości na pianino solo (tutaj Alfonso Gómez), fortepian z orkiestrą (dwie części świetnego „Hitzaurre Bi”, utworu pochodzącego z 1993 roku, a nagrodzonego w 1994 roku przez Prince Pierre de Monaco Foundation), w końcu są też utwory na dwie ręce oraz sześć rąk. Lozkano przygotował też kilka (pięć) krótszych kompozycji, nie mających nawet dwóch minut, które nazywa „muzyką edukacyjną”. Tutaj zamysł Baska był taki, by po te króciutkie utwory sięgali studenci i uczniowie oraz debiutanci.

„Hitzaurre Bi” ma w sobie ogromną dramaturgię, pianino Gómeza jest stanowcze i w pełni napięte, w połączeniu z wysokimi smykami i wyciągającymi partiami fletów, Lozkano kreuje nam filmowo/teatralno-horrorową rzeczywistość. Tu ciągle coś się dzieje, uszy słuchaczy ani na moment nie odpoczywają, próbując wyłapać coraz to nowsze, nakładające się na siebie dźwięki. Tu pianino, dynamiczne, niemal burzliwe, tam szybko wzrastające i opadające flety, altówki, gong, tuba, wiolonczele. Prawdziwy kocioł brzmień, który spaja pianino Gómeza, raz w partiach solowych, innym razem wchodząc w burzliwy dialog z orkiestrą.

Dalej jest tak samo dobrze, mniej dynamicznie, Lozkano w swoich czysto fortepianowych kompozycjach stawia na minimalizm. „Petrikhor”, po polsku petrichor, zapach deszczu, w ujęciu Baska jawi się jako siedemnastominutowa suita, równie niepokojąca, migająca jaskrawymi barwami wysokich tonów klawiszy i niskich brzmień basowych. Wszystko działa na wyobraźnię, melodia paruje, opada, wchodzi w ziemię, dostaje się do gleby. Uspokaja, to pobudza, ale jedno jest pewne, kompozytor zgrabnie lepi misterną kompozycję za pomocą skrajnie różnych, rezonujących dźwięków. I tak jak „Petrikhor” kończy się burzliwie, tak zagrany na cztery ręce przez Gómeza i Martę Zabaletę „Zintzilik” kontynuuje tę tendencję. Ramon Lozkano ma swój styl kompozytorski. Lubi bawić się natężeniami, zahaczać o niskie progi dźwięków, wznosić je, flirtować z ciszą i hałasem. Momentami otrzymujemy cage’owski minimalizm, innym razem słyszymy agresywny, chaotyczny spektralizm w fortepianowym wydaniu.

Pozycja idealna na dzisiejsze, burzliwe i niepewne, a na pewno nerwowe czasy. Rozgrzewa, ale jednocześnie i koi nerwy.

NASZA OCENA: 8


AUTOR: Julia Kociuban, Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Łódzkiej, Paweł Przytocki
TYTUŁ: Bacewicz | Tansman – Piano Concertos
WYTWÓRNIA: DUX
WYDANE: 9 grudnia 2019


Wybitny polski kompozytor i wybitna polska kompozytorka. Do tego świetna pianistka, mocna orkiestra symfoniczna Filharmonii Łódzkiej i dyrygent tejże, Paweł Przytocki. Czy taki skład i taki repertuar zapewnia rozrywkę przez Wielkie eR? Czy, odświeżając notorycznie COVID-owe raporty na Gazecie i zerkając na TVN24, Tansman | Bacewicz – Piano Concertos sprawia, że żyje nam się lepiej? Na pierwsze pytanie odpowiem „TAK”. Na drugie – No niezbyt”. Ale słuchać wykonań Julii Kociuban warto, bo sięganie po klasykę polskiej muzyki poważnej zawsze warto, a DUX swoją kampanią wydawniczą robi dobrą robotę.

Chociaż nie oszukujmy się, po ten, jak i wiele, wiele innych tytułów sięgną tylko (głównie) zainteresowani i będący w temacie. Wątpię, by wasi sąsiedzi spod „dziewiątki” czy „trójki” trudzili się.

Nie oszukujmy się również, że Kociuban nie poszła niejako na łatwiznę, bo sięganie po klasyków, zwłaszcza tych wybitnych, jest łatwiejsze niż odgrywanie materiału kompozytorek i kompozytorów młodego pokolenia. A takich jest sporo. I są całkiem nieźli/niezłe.

Ale skupmy się. Pierwsze cztery kompozycje na płycie to podzielony na części I koncert fortepianowy Tansmana, napisany w 1925 roku (kompozytor miał wówczas dwadzieścia osiem lat), to utwór bardzo plastyczny, obrazotwórczy. Narracja jest tutaj wyraźna, zresztą neoklasyczny charakter i udział Orkiestry Symfonicznej sprawiają, że wizje teatralne lub też baletowe nie wydają się bezzasadne. Kociuban świetnie odgrywa partie fortepianu, wchodząc w symbiozę z całym symfonicznym instrumentarium. Tutaj od początku do końca słychać, jak utwór ewoluuje, jak stopniowo budowane jest napięcie, by w finałowym „Allegro molto” dać upust całej twórczej fantazji kompozytorskiej Tansmana. Nie mogę pominąć wyróżniającej się na tle pozostałych części „Lento”, gdzie smyki tworzą niemal drone’ową podstawę ewokującą w nocną, senną, rozmarzoną pieśń. Brzmienie fletów idealnie podkreśla tę baśniową aurę nagrania.

Utwór Grażyny Bacewicz z 1949 roku, koncert fortepianowy powstały na setną rocznicę śmierci Fryderyka Chopina, zaczyna się uroczymi, dystyngowanymi frazami skrzypiec, które przełamuje skoczne i szybkie pianino. To wejście Kociuban kieruje utwór na konkretne tory – mamy tutaj schemat „spokojnie – żwawo – spokojnie – jeszcze żwawiej” z pięknym, symfonicznym zakończeniem. W „Andante” Bacewicz podkreśla dramatyzm utworu, kończąc niemal cool-jazzowym motywie na pianinie, który jest ciszą przed burzą. To w finałowym „Molto allegro” wszystkie karty zostają rzucone na stół. Agresywny i rozpędzony początek i pompatyczne wybuchy instrumentarium (z wysokimi partiami dęciaków) przypominają ścieżki dźwiękowe filmów quasi-magicznych. Wyborne dzieło, które każdy słuchacz, niezależnie od gatunku, tak po prostu, z czystej uczciwości i kultury, powinien znać.

Ostatnie zdanie tyczy się obu utworów – Tansmana i Bacewicz. Oraz płyty Julii Kociuban.

NASZA OCENA: 7.5

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA (ŚREDNIA)
%d bloggers like this: