WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 29 marca 2016
WIĘCEJ O: RAFAŁ KOŁACKI
INFORMACJE O ALBUMIE
Rafał Kołacki lubi podróżować. Cóż, kto tego nie lubi? Nowe miejsca, wspomnienia, przeżycia. Ach, zwiedzanie jest super. Z podróżowaniem wiąże się jeszcze jedna kwestia.
Pamiątki.
Niektórzy robią zdjęcia, kupują magnesy na lodówkę, pocztówki, breloki, popielniczki, bla, bla, bla. Inni nagrywają dźwięki miast, miejsc, które odwiedzają, prowadzą dziennik odgłosów, które mogą później wykorzystać.
Wykorzystać pamiętniki z wakacji potrafi z całą pewnością Rafał Kołacki, który kolejny już raz zbiera swoje nagrania terenowe z odwiedzanych miejsc. Były kiedyś industrialne, fabryczne dźwięki, była podróż po Stambule (Istanbul. Aux oreilles d’un etranger w ubiegłym roku) jest i Francja na pograniczu kultur, nacji, nawet i na styku krajów. A gdyby chciało się jeszcze dalej pójść w tym kierunku, to uznajmy, że Kołacki zajechał aż do dalekiego Sudanu, bo we francuskim Calais powstał w końcu obóz dla uchodźców, znany większości ludzi jako Jungle.
Miasto w mieście, państwo w państwie. Niegdyś mieszkańcy Darfuru cel mają jeden – dostać się do lepszego świata, do Wielkiej Brytanii. A że im się nie udaje? Powstało miasteczko dla uchodźców, które swoim charakterem przypomina dżunglę. Złe warunki do życia, ba, niemalże nędzne, ścisk, brud. Wiadomo.
Ale nie wiadomo jednego – to miejsce tętni kulturalnym życiem. Afrykańskie miasta mają to do siebie, że muzyka odgrywa w nich bardzo istotną rolę. Nie inaczej jest i w Jungle, o czym nie przekonamy się z reportaży telewizyjnych czy artykułów prasowych. Rafał Kołacki, dźwiękowy dokumentalista, przygotował zapis ze swojego pobytu w Calais i z życia uchodźców.
Dokumenty dźwiękowe to bardzo specyficzne twory, ba, nagrania terenowe to bardzo problematyczne wydawnictwa. Często drętwe, raczej silenie się na przygotowanie czegoś innowacyjnego i niemal spoza offu, w przypadku takich muzycznych pocztówek jak na Hijra. Noise from the Jungle field recordingi naprawdę mają sens. Głównie przez tę różnorodność albumu, nagrania Kołacki przygotował wielotorowe, choć „przygotował” to może zbyt górnolotne określenie, bo on je w y s e l e k c j o n o w a ł. Zarejestrowane odgłosy to dźwięki miasta, choć w tym przypadku to raczej getto. Życie toczy się własnym tempem i po własnym torze. Tu rozmowy, barwne, głośne, chaotyczne, pełne ekspresji, tam pogwary, jeszcze gdzie indziej brzmienie urządzeń czy stukot narzędzi. Muzyka? Też się znajdzie, w końcu to Afrykańczycy, melodię mają we krwi. Stąd nie mogą dziwić zaśpiewy czy muzyka puszczana przez głośniki, często jakiś komercyjny szrot, czasami jakieś ładne perełki.
Tak płynie czas w Calais. Nie tym mieście-mieście, ale sudańskiej enklawie i jej mieszkańcach czekających na lepsze dni i przedostanie się do Eldorado, którym jest Wielka Brytania. Rafał Kołacki zastosował też prosty, ale bardzo istotny zabieg przy okazji Hijra. Noise from the Jungle. Skoro to album mający charakter dokumentu dźwiękowego, nie wyodrębnił żadnej z kompozycji. Wszystkie indeksy posiadają ten sam tytuł „Untitled”, przez co słuchając płyty, nie wyróżnimy konkretnego utworu. I tak jak w dokumentach nie przesuwamy suwakiem po pasku, tak i tutaj nie wypada przeskakiwać między pozycjami. Takie wydawnictwa, wydaje mi się, rozbudzają ludzką wyobraźnię. Kołackiemu kolejny raz się to udało.