Lean Left po raz siódmy w akcji. Za sprawą I Forgot to Breathe kwartet ponownie tworzy improwizację najwyższej klasy.
AUTOR: Lean Left
TYTUŁ: I Forgot to Breathe
WYTWÓRNIA: Trost Records
WYDANE: 19 maja 2017
Pod tym szyldem zaczęli grać siedem lat temu. Od 2010 roku Paal Nilssen-Love, Andy Moor, Ken Vandermark i Terrie Ex zdążyli wydać siedem studyjnych albumów, spotykając się przy okazji też w innych projektach. Jednym z wartych uwagi, wymienienia i zapoznania się była płyta norweskiego perkusisty z holenderskim gitarzystą, wydana przez Bocian Records w ubiegłym roku Schobberdebonk (NASZA RECENZJA). Język połamany przy wymawianiu tytułu? To dobrze, to też nic nadzwyczajnego. Podczas słuchania tamtych nagrań połamać się mogły – i to wielokrotnie – także i uszy. Nie inaczej jest przy I Forgot to Breathe. Lean Left przygotowali zmasowany atak na fanów.
Od otwierającego „Costa” kwartet zdaje się sugerować, że nie będzie brał jeńców. Instrumentalny chaos, muzyczny zgiełk, na pierwszy rzut ucha wszystko bez ładu i składu. Rwane riffy gitary, nierównomierna perkusja, zgrzytający saksofon, który w pewnym momencie zaczyna wirować przy akompaniamencie bębnów Nilssen-Love’a oraz gitar Moora i Hesselsa.
Lean Left w kolejnym nagraniu porusza się z kolei po granicy hałasu i ciszy. Momentami słyszymy lekkie zaciągi i zgrzyty saksofonu Vandermarka, chwilę później mikroskopijne stuki pałeczek Paala Nilssen-Love’a czy slide’y na strunach gitary bądź ich maltretowanie również pałeczką przez obu gitarzystów. Przy tych zabiegach „Oblique Fissure”, rozpoczynające się nerwowo od dźwięków gitary i saksofonu, szybko przeradza się w pełne napięcia i chaosu improwizowane piekło rozsiewające muzyczną zgubę. Każdy instrument wygrywa własną, nie do końca czystą melodię, ale całość tworzy spójną, noise’ową kompozycję osiągającą swe apogeum gdzieś na wysokości 3:49.
Można by było napisać, że I Forgot to Breathe pełne jest nerwowych i nieoczekiwanych zagrywek. Że w tej muzyce pulsuje niepewność, że nie wiadomo, co się zaraz wydarzy. Poniekąd to prawda. Poniekąd, bo kwartet stosuje jednak pewne schematy. Tym najbardziej oczywistym jest pocięcie utworów. Da się tutaj wyczuć wyraźny wstęp, dynamiczne rozwinięcie i wyciszające, gaszące ten cały dźwiękowy pożar zakończenie.
A mimo to Lean Left uskutecznili album wciągający, porywający i – momentami – powodujący bezdech od nadmiaru wrażeń. Ale chyba o to chodziło(?).
NASZA SKALA OCEN (K L I K!)