WYDANE: 10 kwietnia 2015
WIĘCEJ O GOOD NIGHT CHICKEN
INFORMACJE O PŁYCIE
O okładkach w przypadku Good Night Chicken wypowiadałem się już przy okazji ich debiutanckiego albumu. Bee’s Knees sprawy nie zmienia, graficznie. Bo muzycznie bydgoskie duo cały czas muzycznie wymiata, grając surfujące indie utrzymane w duchu lo-fi. Zachwycałem się Good Night Chicken, które zostało wydane na początku roku; w przypadku tej krótkiej, pochodzącej z kwietnia epki, muszę znowu się powtarzać. Ale to dobrze, to bardzo fajnie.
Sukces pisany kursywą, bo to dopiero początki. Kiedy lata temu pisałem o sporcie dla jednego z ciekawych i całkiem sporych tygodników poświęconych piłce nożnej, jeden z piłkarzy powiedział mi, że w jego przypadku nie może być mowy o karierze. Że to przygoda z piłką. Z Good Night Chicken występuje, póki co, ten sam status. To, jak na razie, przygoda z muzyką, ale, a nich mnie, żeby ta przygoda zamieniła się w przyszłości w sporą karierę. Karierę szytą na miarę naszych krajowych warunków. Wiadomo, OFF, Opener, Soundrive, koncerty w większych miastach i pipidówkach, o których nawet Google Maps nie słyszało. Ja bym wkrótce bookował ich, bo są tego warci.
Warte uwagi jest „Tea Time”, utwór szybki, energiczny, typowo kalifornijski w swoim lo-fiowym wydźwięku i ze słonecznymi chórkami. Perka prosta jak grabie, a przy tym chwytliwa jak rzep; gitara melodyjna, a jednocześnie idealnie rozstrojona przesterami, kop na „dzień dobry” w stylu Good Night Chicken zachęca na więcej. „Benefits Of Chlorine In Drinking Water” jest fajne nie tylko dlatego, że ma w tytule chlor i wodę pitną, a jak wiadomo, chlor w wodzie pitnej jest jedną z lepszych rzeczy, jaką wymyślił człowiek. To też sam temat numeru, nieco leniwy, rozciągnięty w czasie i snujący się powoli, mający swoje apogeum w refrenie, lekko wyjęczanym, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Chłopcy z zespołu podkreślali wyjątkowość końcówki kawałka i faktycznie, jest na czym zawiesić ucho. Z rwanym riffem w stylu starego Spoon i tribalową perką GNC udanie wprowadzają słuchaczy w indeks trzeci, który jest typową pościelówą, ładną pościelówą, pulsującą wokół muzycznej erupcji, jednak za każdym razem melodyjnie wszystko spada i orbituje na wysokości pagórków. I tak naprawdę cała epka została utrzymana w lżejszych rejonach, przez co poznajemy zespół w innej niż na debiucie odsłonie. Wtedy bardziej narwani, teraz nieco stonowani. Ale to dobrze i fajnie, że chłopcy nie boją się kombinować i próbować. Póki jest autentycznie, nie ma się do czego przyczepić.