Zabawa formą i dźwiękiem. Ambient przeplatany drone’owymi motywami, które, gdyby kogoś skusiły rozmyte i senne synthy, pobudzają do dalszego słuchania.


AUTOR: Feine Trinkers Bei Pinkels Daheim
TYTUŁ: A Bug’s Life
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 1 lutego 2016


 
Feine Trinkers Bei Pinkels Daheim w końcu pełnoprawnie, czyli z długogrającym albumem, w Zoharum. To ważna wiadomość, bo smaku narobiły już utwory „Both Sides of The Looking Glass” i „Enigmatic Visions”, które pojawiły się na splicie z Bisclaveret (kawałek numer jeden) i kompilacji 07|100|15. Jeśli dodamy do tego fakt, że A Bug’s Life to dziesiąty studyjny krążek Jürgena Eberharda, mamy pełen obraz na to, jak ważne jest to wydawnictwo. I jednocześnie ciekawe, czego oczywiście po tych suchych faktach nie wyłapiemy, ale sama muzyka oraz, co mam nadzieję, ten opis udowodnią.

Feine Trinkers Bei Pinkels Daheim plecie swoje opowieści różnymi nićmi, wykorzystując sporą paletę barw. Wzory A Bug’s Life są halucynogenne i tajemnicze, a co najważniejsze – skupiające. Bo niemiecki producent, jak to ma w swoim zwyczaju, łączy wiele wątków, i nie zawsze są to rzeczy tylko muzyczne. Odgłosy przestrzenne, pogłosowe, nagrania terenowe, zabawa z dźwiękiem i głosem momentalnie. Do tego melodie – żywe, skoczne – wplatane do tych posępnych kompozycji, w których pojedyncze plamki łączą się z innymi, tworząc spójną całość. Jürgen Eberhard stawia na rozbudowane struktury, rozbudowane pod względem i czasu, i konstrukcji. Niby to proste utwory, oparte na szumach lub rozciągniętych partiach syntezatora, ale to tylko złudzenie spowodowane długości nagrań. Odpalamy kawałek, a on trwa, trwa, trwa w najlepsze; i może się wydawać, że ta muzyka się ze sobą zlewa, że brak w niej motywów wybijających się. I będzie to prawda, jeśli choć na moment wybijemy się ze stanu skupienia. To słowo klucz przy A Bug’s Life.

Przyznam, że wielokrotnie siadałem do tego albumu i wielokrotnie też zajmowałem się innymi rzeczami. Efekt? Zgubione wątki, brak jakichkolwiek doznań poza tym, że „było fajnie”. Rzecz tyczy się jednak tego, by A Bug’s Life słuchać w całości, bez absorbowania innymi sprawami. Wtedy płyta Feine Trinkers Bei Pinkels Daheim traci, a wręcz nic z niej nie wyciągamy. Niemiec zdaje się mówić: Swoją muzykę kieruję do inteligentnych słuchaczy. Słucham? Wierzę w inteligencję słuchaczy. Prawda to. Więc skupmy się i nie zawiedźmy Eberharda.

„Dokugumon” zaczyna się wokalnym samplem dotyczącym robaków, to zresztą nie dziwi, gdy spojrzy się na tytuł płyty. Do ładnego głosu lektorki, który szybko się urywa, dołącza wesoła melodyjka akordeonu, której towarzyszą drone’owe trzęsawiska. I tak szybko, jak się zaczyna, tak rozbujana, sielankowa atmosfera szybko się kończy na rzecz typowej muzyki konretnej. Feine Trinkers Bei Pinkels Daheim wykorzystuje nagrania odgłosów różnych pomieszczeń, bo jeszcze w pierwszym utworze mamy dźwięki kapania wody o podłogę w jakimś pustostanie, różne trzaski, którym towarzyszą wznoszące się i opadające z gracją klawisze i brzmienie tajemniczych pogłosów, sprzężeń prądowych i uderzeń (jakby o blachę?metal? ciężko stwierdzić). Słuchając „Dokugumona”, ma się wrażenie obcowania w tym samym pomieszczeniu co Jürgen. Niby te dźwięki są odległe, jakby wydobywane czy to zza kotary, czy ściany, ale jednocześnie bliskie. Nawet przepuszczone przez reverbowe efekty sample wokalne ten efekt potęgują. Nagrania terenowe z ptasiego gniazda? Na wysokości gdzieś siódmej minuty można się tego skrzeku dogrzebać. „Grankuwagamon” wita się ze słuchaczami tajemniczym i dość eterycznym, nieco orientalnym śpiewem; przy zamkniętych oczach i podkręceniu dźwięku odgłosy ptaków i wokale budują naprawdę uwodzącą aurę. Feine Trinkers Bei Pinkels Daheim buduje swoje nagrania na różnych samplach, a te wokalne wplata umiejętnie, nawet jeśli są one chwilowe i urywane na rzecz prostych i jednostajnych szumów.

Te oczywiście nie trwają wiecznie, bo Niemiec nie wyrobiłby piętnastu minut w spokoju. Stąd często złapiemy pojedyncze ciągi na klawiszach, złowrogie sapania, rezonanse, dźwięki wygrywane na akordeonie czy smętnych smykach, aż w końcu spore ściany noise’u (druga część „Grankuwagamona”). Niesamowitym, a wręcz karkołomnym zadaniem jest próba złowienia wszystkich dźwięków, które Jürgen powrzucał do swoich utworów. Bo raz, że są one na tyle długie, że mogłyby stanowić kilka krótszych, a dwa, że jest tego tak dużo, że wyszłaby z tego praca na habilitację. Wielowątkowość? Jeszcze jak; te nagrania przybierają tak rozległe formy, że jakiekolwiek zabawy odpadają. Podobno FTBPD tworzył ten album kilka lat (podobno wszystkie powstają bardzo długo), ale w to nie ma co wątpić; nie zdziwiłbym się. Taki „Kuwagamon” rozpoczyna jeszcze kilkadziesiąt sekund utworu wcześniejszego, dokładniej ciszy, jaka wybrzmiewa w końcówce, by przejść ze spokojnych i narastających świdrów w hałas wypełniony spowolnionym męskim wokalem. Na zwolnionych obrotach wypada to dość makabrycznie i mocno jednocześnie. I fajnie, że Eberhard nie zmienił tonacji, bo zgiełk i drone’y pociągnął do końca utworu.

I tak właśnie wygląda całe A Bug’s Life. Zabawa formą i dźwiękiem. Ambient przeplatany drone’owymi motywami, które, gdyby kogoś skusiły rozmyte i senne synthy, pobudzają do dalszego słuchania. Rzucanie i rozbijanie albumu na dalsze tytuły utworów ima się z celem, bo nie o to tu chodzi. Dziesiąte wydawnictwo Feine Trinkers Bei Pinkels Daheim warto odtwarzać w całości, od początku do ostatnich sekund ciszy każdego z kawałków. Choć zdaję sobie sprawę, że określenie „kawałek” jest w tym przypadku nie do końca właściwe, to faktycznie A Bug’s Life można postrzegać jako zbiór różnej maści dźwiękowych kawałków. Porcji raz przystępniejszych (chociażby te wyrwane z kontekstu melodyjki), częściej depresyjnych czy niemalże grobowych. Nad całością unosi się dość mętnawa atmosfera,czy to postfabrycznych rejonów, czy bagiennych pejzaży, w których robaki żyją w najlepsze. Ale to fajne okolice, dźwiękowo bardzo rozbudowane, na pewno wymagające czasu na poznanie albumu w pełnej krasie. Słuchać można godzinami i dniami, próbując wyłapać te mikroszczególiki, tworzące raz, że nastrój, a dwa, że treść wydawnictwa. Bo tak jak życie zbudowane jest na pierdołach, tak A Bug’s Life charakteryzuje wiele różnych odgłosów, dźwięków i fraz, tworzących intrygującą całość.

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: