Czechoslovakia prześwietla stare klisze, kocha się w amerykańskim post-punku i indierockowych zagrywach. Na A’More słyszymy bardzo retro melodie w polskiej myśli piosenkowej.
AUTOR: Czechoslovakia
TYTUŁ: A’More
WYTWÓRNIA: 25.06.2021
WYDANE: Koty Records
Ale Czechoslovakia ewoluowała! Ale się na A’More pozmieniało. Pamiętam jeszcze HVST z 2019 roku, ten brud, surowiznę, psychodeliczny post-punk, który przygniatał kilogramami bagażu muzycznych doświadczeń. Minęły dwa lata, świat wykoleił się ze swoich życiowych torów, a Czechoslovakia… zluzowała.
Tak, luz to słowo-klucz płyty A’More. Nadal obracamy się w cudownych latach dziewięćdziesiątych, przez chwilę wychylamy się do eightiesów, ale lato nad morzem musi być urocze, chwytliwe, bujające. Luźne.
>> RECENZJA: Czechoslovakia – HVST
Ale już HVST niosło ze sobą sporo melodyjności, przynajmniej w stosunku do dwóch pierwszych: Made In i Malimy. Na A’More przebojowości, wspomnianej piosenkowości, po prostu – chwytliwości – jest dużo więcej.
Łapie od pierwszej „Jazdy”, która nie bez powodu została wybrana na singiel promujący A’More. Post-punkowy riff witający słuchaczy, wakacyjny vibe przywołujący najlepsze kawałki Foo Fighters czy Blink 182, zwłaszcza przy bridge’u przed refrenem, który jest naprawdę dobry. Solidna dawka pozytywnego gitarowego kopa przenosi w czas lat dziewięćdziesiątych i, jak w wypadku opisywanej dziś RSVP Vermona Kids, kraciastych koszul. „Wszystko” to z kolei stary Weezer w wersji 2.0, roku 2021 nadmorskich, polskich realiów.
>> TO JEST DOBRE: poleca Adam Piskorz
„Leżę” przejawia indierockowy romantyzm, coś jak połączenie Pavement z Sebadoh, z pięknym refrenem, odpływającą solówką na gitarze, którą przykrywa żar przesterów i brudna perkusja. Świetnie wypada „Nie widzisz”, melancholijny tekst, może trochę zahaczający o stalking, może trochę życiowy, nawiązujący do socialmediowego ekshibicjonizmu.
A dla kontrastu Czechoslovakia wraca jeszcze do noiserockowego zgiełku z wcześniejszych płyt, do swoich korzeni budowanych na kakofonii przesterów, cięższych riffów, wystarczy wspomnieć „Upiory”, „Wyj” i najbardziej shellac-podobne „Seabed” z kojarzącymi się ze zdezelowanymi wesołymi miasteczkami znad morza efektami i rzężeniem gitar.
A’More z miłością ma niewiele wspólnego, chyba że weźmiemy pod uwagę wakacyjne miłości, free love Hel, te sprawy, plażowe zauroczenia i zapomnienia. Czechoslovakia nagrali najbardziej przystępną płytę w swoim dorobku. Przebojową, miłą dla ucha, bardzo chwytliwą, zapadającą w pamięć, a jednocześnie bardzo polską. Po prostu stanęli na wysokości zadania. Przy takiej muzyce naprawdę można poczuć się kilka ładnych lat młodszym.