Odświeżone po osiemnastu latach nagrania Andrzeja Przybielskiego i duetu Oleś Brothers w końcu wychodzą na światło dzienne. To dobrze, bo Short Farewell: The Lost Session wzbogaca polskie jazzowe archiwa.
AUTOR: Andrzej Przybielski & Oleś Brothers
TYTUŁ: Short Farewell: The Lost Session
WYTWÓRNIA: Audio Cave
WYDANE: 9.02.2021
Totalnie nie mam pojęcia, kiedy Audio Cave podesłali ten album. Nie wiem również, ile razy przekładałem go z miejsca na miejsce, przewoziłem z Łodzi do Grodziska Mazowieckiego i z powrotem, licząc, że uda mi się w dany weekend go wysłuchać i opisać. Nie wiem też, jakim cudem ten materiał PRZELEŻAŁ w zamknięciu niemal DWADZIEŚCIA LAT. Niemal, bo został zarejestrowany w 2003, mamy 2021, więc… no cóż, osiemnastce bliżej do dwudziestki niż piętnastki.
Dziesięć lat temu zmarł świetny trębacz Andrzej Przybielski. Kim był, nie trzeba chyba tłumaczyć. Wystarczy wymienić płyty i projekty, w których uczestniczył. Fakt, za życia nie wydał płyty solowej, zazwyczaj udzielał się gościnnie, w zespołach. Dużo przyniosła mu znajomość z braćmi Marcinem i Bartłomiejem Olesiami. To z nimi nagrał w 2005 roku Abstract, dwa lata wcześniej sporządzili muzykę do spektaklu telewizyjnego Pasożyt. W roku jego śmierci ukazało się De Profundis i, jeśli się nie mylę, Short Farewell: The Lost Session jest kolejną, ostatnią pozycją ze wspólnej sesji nagraniowej.
Materiał, który w tym roku został wydany przez Audio Cave, został zarejestrowany w 2003 roku w HH Poland Studio przez Michała Rosickiego. Miejsce dziś nie istnieje, Andrzeja Przybielskiego nie ma już na tym świecie, ale… zagubione nagrania jakimś cudem odnalazły się po latach. Fajnie jest czasem cofnąć się w czasie. Wyobraźmy sobie, Polski jeszcze nie było wtedy w Unii Europejskiej, żyliśmy w innych realiach (ceny były mniejsze! drzew było więcej!).
Czym jest Short Farewell? Przede wszystkim historią. Historią polskiego jazzu, historią muzyki improwizowanej. Jest też naprawdę dobrą pozycją wydawniczą, cennymi archiwaliami, pocztówką dźwiękową z początków XXI wieku. To również całkiem interesujący pokaz trzech wybitnych jednostek grających swoje. Swoje kompozycje, bo każdy z artystów opracował swoje własne kawałki. Przybielski cztery, Olesiowie w duecie siedem, Bartłomiej dorzucił własne „Drum-Trumpet Circus”.
Ale Short Farewell jest również albumem-draftem, zbiorem miniatur, szkiców utworów, wystarczy spojrzeć na tracklistę, sprawdzić czas ich trwania, żeby zauważyć, że większość to krótkie formy dźwiękowe, zarzucone tematy, które nie zostały dokończone czy też podjęte. W takim razie, dlaczego tę płytę warto sprawdzić? Onieśmiela głębia i melancholia „Long Night”. To jeden powielony motyw trąbki z pulsującym basem i dekadencką perkusją. Tropikalne „Drum-Trumpet Circus” szybko się pojawia i równie szybko znika, ale pozostaje w pamięci przez swoją dzikość. „On the Wing” nie jest nawet średnikiem, to przecinek, powtórzony motyw „Long Night” w innej tonacji. I cisza. Otwierający płytę „It’s Time” stanowi popis wirtuozerii Przybielskiego. Tytułowe „Short Farewell” posiada formę snu. To muzyka czysto nokturnowa, przynajmniej w większości trwania. Koi niczym kołysanka, przynosi lekkie sny, by w końcówce, gdy całe trio wchodzi w freejazzowe rejony, pojawia się sen mara nocna koszmara, chaos w czystym wydaniu.
Nie mogę nie wymienić „In Pursuit of Madness”, solidnym free improv., nagraniu kipiącym od pomysłów i artystycznego frustru, który powinien jednak trwać dłużej niż te trzy minuty i jedenaście sekund. A najdłuższe na płycie „12 Vitamins”? To pełnoprawny utwór, jeśli kierowalibyśmy się czasówką. Również gdybyśmy popatrzyli na liczbę rzuconych tematów dźwiękowych. Ale najciekawiej w nim jest dopiero w rozpoczętej dziewiątej minucie. Robi się ostro, kawałek w końcu się rozwija, trąbka ujada, perkusja zaczyna gonić się z kontrabasem, choć na wysokości 6:20 wchodzi naprawdę fajny groove ze strony sekcji rytmicznej. Ładna płyta, dźwiękowo mocno plastyczna. Dobrze, że została odkurzona i wydana.