AUTOR: 1926
TYTUŁ: 1926
WYTWÓRNIA: Music Is The Weapon
WYDANE: 7 grudnia 2012

 
Tylko dwa kawałki, aż trzydzieści pięć minut i muzyka wgniatająca w ziemię. Debiut gdyńskiej formacji 1926 robi wrażenie i z całą pewnością jest to jeden z bardziej pozytywnych akcentów mijającego roku.

Tyle wyszło w ciągu tych dwunastu miesięcy albumów post-rockowych, że głowa mała i boli od zliczania. Ułatwienie przychodzi, gdy zacznie się wybierać te pozytywne. Kwintet z Trójmiasta spokojnie można zaliczyć właśnie do tej grupy. Formacja Bartka „Boro” Borowskiego zapowiadała się na Facebooku już jakiś czas temu i, jak sięgam pamięcią, większość redakcji ze zniecierpliwieniem czekała na pełny materiał. Ten, jak się okazało, zawiera tytko dwa kawałki, z czego ten pierwszy, „She Knows Yr Name, Calling Her, Alexandria” to blisko dwudziestoośmiominutowa psychodela. Żeby nie było, każdy z fragmentów kawałka różni się od siebie, akcentując tym samym podziały na poszczególne elementy. Może nie jest to prosta sprawa, ale jednak.

„She Knows Yr Name, Calling Her, Alexandria” 1926 zbudowali na schematycznym post-rockowym motywie “cicho-głośno-cicho-rozpierdu”. Jednak o ile w przypadku recenzowanych przez nas w ostatnim czasie płyt zabieg ten działał raczej dołująco i kiepsko, przypominając raczej dokonania Mogwai po Rock Action (czytaj: nudy, nudy i gorycz porażki), to 1926 bliżej jest do tych naprawdę mocnych składów ze świata post-rock/psychodela/stoner: Godspeed You! Black Emperor czy Kyuss. Długie pejzaże melodyjne skupiają się wokół dokonań GY!BE, natomiast piskliwe, pelne przesterów gitary i cięzka linia basu budzą skojarzenia z macierzystą formacją Josha Homme i Johna Garcii czy nagraniami Orange Goblin.

Drugi, znacznie krótszy utwór, „I Don’t Want to be With U”, to ukłon w stronę space rocka i tych charakterystycznych, mrocznych i hipnotycznych faktur. Mocno przydymione, ociężałe i leniwe brzmienie powolnie rozkręca kawałek, i dopiero końcówka, ta bardziej ożywiona, z mocniejszymi i głośniejszymi gitarami i szybszą perkusją nawiązuje – momentami – do Ride z czasów Nowhere, Hum (You’d Prefere an Astronaut) czy Unidy. Oczywiście wszędzie w tle przebija się nieśmiertelny duch My Bloody Valentine i Slowdive, ale to już żadna nowość.

1926, gdy w Polsce panuje moda na post-rock, mają dużą szansę przebić się w naprawdę krótkim czasie. Od „Bora” i spółki zależy czy ją wykorzystają. Pierwszy krok, 1926, już postawili.

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: