Dwie gałki i rurka z kremem dla tej osoby, która wskaże 6 lepszych utworów bożonarodzeniowych Sufjana Stevensa, by przy nich celebrować Święta. Nie da się, co nie?

No właśnie, są takie piosenki, które z miejsca chwytają za serca, łapią mocno, nie puszczają i agresywnie wkręcają się w głowę. Cóż, „Star of Wonder” z agresją ma niewiele wspólnego, ale siła tego kawałka jest tak duża, że nie da się przesłuchać i zapomnieć.

No po prostu nie da.

A jeśli da, to nie ma się serca.

Sufjan stanął tu na wysokości zadania. To nie jest Sky Tower, Warsaw Spire czy Pałac Kultury, ale już takie Messeturm z pewnością. „Star of Wonder” to naprawdę wielka rzecz. Wyobraźcie sobie ten delikatny wstęp anielskiego pianina, do którego subtelnie dołączają dzwoneczki, kosmiczna (jak z Age of Adz) elektronika, tworząc cybersuitę w sufjanowym stylu.

Solidne, długie, a przez klawisze pianina ciepłe i przyjemne intro przeradza się w klasyczny folk na gitarę wraz z wejściem wyśpiewywanego „I call you, from the comet’s cradle…” i wiemy, że „Star of Wonder” Sufjan zbuduje i na sopranowych, wysokich tonach i tych partiach schodzących do przytłumionego, pościelowego, tak intymnego szeptu.

Muzycznie „Star of Wonder” jest zbudowane w wybitny wręcz sposób. Ależ tutaj jest rozwiązań. Opisane już intro, zwrotkowe wytłumienie, bridge między pierwszą a drugą zwrotką, nawiązujący do intro, cyfrowa ballada w świątecznym, saneczkowym wydaniu. Wszystko to ze sobą współgra. Ale najlepsze dopiero nadchodzi. Pierwszy raz w momencie śpiewania „When the night falls we see the star of wonder. Wonderful night falls”, drugi, gdy Stevens podbija atmosferę, która kumulowała się pod płaszczykiem przytulnego nucenia, w momencie wejścia partii „We see you” i powtórzenia z cudownym powtórzeniem włożonym w tylko w barwy dźwiękowe pianina.

 

Refren, dziesięciokrotnie wyśpiewany, to pokaz kompozytorskich umiejętności Sufjana. Ależ tutaj wszystko pięknie gra, jak do siebie pasuje. W jaki polifoniczny świat zaprasza nas Stevens. Pełen przepychu, błysku, z gitarą, pianinem, elektroniką, perkusjonaliami i dzwoneczkami, dwugłosem Sufjana i Marli Hansen. Co ciekawe, to bogata aranżacja i wykonanie to efekt tylko czterech osób. Sufjan sam zagrał na ponad dziesięciu instrumentach, Marla dośpiewała, tylko dęciaki – trąbka i puzon – to zasługa Bena Lanza i CJ Camerieriego grającego jako CARM.


>SPĘDŹ ŚWIĘTA Z SUFJANEM STEVENSEM

 „Star of Wonder”, gwiazda cudu, świąteczna płyta. Związek jest aż nadto jasny i czytelny. Sufjan śpiewa o gwieździe betlejemskiej, która 2020 lat temu wskazywała drogę trzem mędrcom (bądź królom, bądź magom) do narodzonego Jezusa. Wszystko opisane bardzo lirycznie, z odniesieniem, w ostatnich słowach pisenki, do Charlesa Bukowskiego („These days, days, days run away, like horses over the hills”), w którym Sufjan zaczytywał się w studenckich czasach.

Jeśli jeszcze, jakimś dziwnym trafem, nie sięgnęliście po „Star of Wonder”, zmieńcie tę sytuację. Ten utwór to klejnot mieniący się niczym pierwsza gwiazda. Nadchodzą Święta, cieszmy się!

 

POLECAMY TAKŻE:

Święta z Sufjanem: 6 grudnia. Lonely Man of Winter

Święta z Sufjanem: 7 grudnia. Justice Delivers Its Death

%d bloggers like this: