Do Świąt pozostało równe osiemnaście dni. Dużo i mało, gdy weźmiemy pod uwagę zarówno fakt, ze trzeba na nie czekać rok (!), a te niecałe trzy tygodnie zlecą szybciej niż uda nam się wykrzyczeć wszystkie zaklęcia z Harry’ego Pottera. Potrwają trzy dni i koniec.

W Świętach jednak fajny jest sam czas oczekiwania. Ten okres, gdy gorączkowo zaczynamy o nich myślęć. Gdy zaczynamy tworzyć pewną kameralną atmosferę w domach, w odtwarzaczach coraz częściej pojawiają się świąteczne piosenki, a w telewizorach lub na komputerach goszczą produkcje z Hallmarka.

O tych filmach należałoby sporządzić solidną, kilkudziesięciotysięczną rozprawkę. Tak, są tego warte. Tak, są przewidywalne, wtórne, pełnią funkcję samokopiującej kalki w liczbie kilkunastu rocznie. Jeśli marzy wam się bycie aktorką lub aktorem w kanadyjskich filmach, zahaczając się do Hallmarku, będziecie ustawieni na długi, długi czas.

Roboty nie zabraknie.

Ale mamy szósty dzień grudnia. Oprócz rozpoczęcia adwentu, druga taka istotna data w oczekiwaniu na święta. Wiadomo, adwent rządzi się swoimi prawami. Kalendarz, jarmarki, gwiazdy w oknach. A Mikołajki? Przede wszystkim prezenty, ale to też ostatni dzwonek, żeby rozpocząć świąteczne odliczanie z Sufjanem Stevensem.

Trzy miesiące planowałem ruszyć z bożonarodzeniową serią piosenek Sufjana, celując w pierwszą niedzielę adwentu. No, ewentualnie na 1 grudnia. Życie stale weryfikuje zamiary, śmiejąc się z nich nieustannie Ale mamy Mikołajki, chyba można zaczynać?

 

Nietypowo, bo nie z płytowego dekalogu Stevensa, a z wydanego dwa lata temu maxisingla Lonely Man of Winter. Mało tego, z dwiema piosenkami. Ok, jedną, w dwóch wersjach. Utwór tytułowy Sufjan udostępnił dopiero dwa lata temu, w listopadzie 2018 roku, choć powstał lat temu trzynaście. A historia była taka.

W 2007 roku Sufjan ogłosił Great Sufjan Xmas Xchange, konkurs dla twórczyń i twórców autorskich piosenek bożonarodzeniowych. W nagrodę zwycięzca lub zwyciężczyni otrzymywali prawa do nieznanego świątecznego kawałka Amerykanina. I mogli zrobić z nim co chcą. Ale w drugą stronę działało tak samo – wybrany utwór stawał się własnością Asthmatic Kitty i to Sufjan z ojczymem decydowali o jego losie.

Konkurs wygrał Alec Duffy z NGOsu JACK, zresztą napisał świetną, prostą, miłą balladę bożonarodzeniową, dołączoną do miniwydawnictwa. Ale skoro o Sufjanie mowa, ten w 2007 roku nagrał „Lonely Man of Winter”, piękną kompozycję rozpoczynająca się delikatnym fingerpickingiem, który kojarzyć się może ze standardowymi akordami z „Casmir Pulaski Day”, „That Was the Worst Christmas Ever!” czy „Chicago”, ta sama melodyka, tonacja, tempo. Sufjana klasa sama w sobie. Utwór, budowany na dwugłosowym, nachodzącym na siebie śpiewie Stevensa, wysokich, wchodzących w melancholię. Ale to nie może dziwić, bo piosenka powstawała w czasie, gdy Sufjan tym indie folkiem był najbardziej zainteresowany, czytaj: nieco wcześniej powstawały Michigan, Seven SwansIllinois.


>>SPĘDŹ BOŻE NARODZENIE Z SUFJANEM STEVENSEM!

Pełna smutku, delikatna ballada urzeka od pierwszych sekund. Tekst, jak to u Sufjana, niejednoznaczny, raczej zmuszający do wysiłku, myślenia, szukania źródeł porównań niż dający wszystko na tacy. Czy o świętach? Poniekąd tak, bo traktuje o samotności, z którą często musimy się mierzyć lub mierzą się osoby będące blisko nas. Znacie kogoś, kto samotnie spędza Boże Narodzenie? Zaproście go/ją do siebie, na pewno wszystkim zrobi się cieplej na sercu.

 

A ciepło robi się też w remiksowej wersji „Lonely Man of Winter”, ktorą sporządził Thomas Bartlett,czyli Doveman, przyjaciel Stevensa, którego wokalnie w miksie wsparła też Melissa Mary Ahern. Pianista, folkowiec Barlett skroił naprawdę świetny dreampopowy kawałek, który plasuje się gdzieś w rejonach najlepszych nagrań Teen Daze, Brothertiger czy Washed Out sprzed blisko dekady. Do tego uroczy, rozmyty, jak na bezdechu wokal Melissy Mary Ahern, która wzoro uzupełnia się z Sufjanem.

No więc idą Święta, czas tworzyć własne plejlisty. Wracamy z FYH po dłuuuugiej, stanowczo za długiej przerwie. Z kim to robić, jeśli nie z Sufjanem i selekcją jego najlepszych – wróć: najpiękniejszych – utworów?

 

 

Właśnie. Nie omińcie też naprawdę dobrego „Every Day is Christmas” Duffy’ego. Pełna gorzkiego poczucia humoru, wypięcia się od mainstreamowej (ale działające!) otoczki Świąt prostej ballady na pianino. No i Alec Duffy miał tę władzę i już na zawsze zapisze się w annałach historii muzyki, że przez x lat był panem i władcą „Lonely Man of Winter”, organizując prywatne spotkania odsłuchowe utworu Sufjana Stevensa.Rany, ale mu było dobrze.

%d bloggers like this: