Dwa lata minęły jak mrugnięcie okiem. Squad Wojciecha Jachny wydał niedawno swoją drugą płytę. Sprawdzamy Earth.


AUTOR: Wojciech Jachna Squad
TYTUŁ: Earth
WYTWÓRNIA: Audio Cave
WYDANE: 25.02.2022


Ponownie nazwisko Jachny w nazwie formacji może elektryzować. W końcu oznacza lidera, osobę, która zarządza, kieruje, dowodzi, dyryguje. Wyznacza zespołowi kierunek. Czy tak jest w wypadku Wojciech Jachna Squad?

Niekoniecznie.

Fakt, Wojciech Jachna wybrał sobie muzyków, zebrał zdolną jazzową ekipę, z którą razem współpracuje. Fakt, wyselekcjonował materiał na Earth. Ale w wypadku kompozycji, autorstwa, już taka jasna ta sprawa nie jest. Trębacz nie stanął na szczycie, nie napisał wszystkiego, podrzucając następnie partytury pozostałym członkom. Tutaj – i tak było też przy Elements – akcja jest kolektywna. Wszyscy, poza perkusistą Mateuszem Krawczykiem, stworzyli własne utwory. Paweł Urowski nawet dwukrotnie. Dwa kawałki są też autorstwa całego kwintetu.

Earth powiela motywy Elements. Płyta jest bardzo eklektyczna, choć utrzymana w jazzowych standardach. Trąbka Jachny gra tutaj pierwszoplanową rolę, ale gdy trzeba, oddaje miejsce innym instrumentom. I choć zaczyna się średnio korzystnie, od ballady i fusionjazzowych tracków, dalej jest tylko lepiej.

„Antoniettę” napisał Marek Malinowski, słychać więc ogromną rolę gitary, która w dość iberyjskim stylu prowadzi, razem z trąbką, narrację. To spokojna kompozycja, ładna w swojej prostocie, ale z psującym końcówkę bigbandowym fragmentem. W „The Last Rhino” drażni mnie fusionjazzowa estetyka, zresztą fusion to chyba najgorsze – zaraz obok modern – co w jazzie wymyślono. Zupełnie nie kupuję partii gitary, brzmi strasznie, chaotycznie, ale nie w sensie chaos-noise-zgiełk-jatkanacałego. Solówki nużą, wydłużają się, po prostu, najnormalniej w świecie… No nie, po prostu nie. Nawet smętna trąbka w rozpoczętej piątej minucie nie nadrabia tego, co się chwilę wcześniej stało.

Ale od „The Forest” jesteśmy już w domu. Smętnie wygrywany hymn dęciaka w pierwszych taktach, czające się w tle perkusjonalia, minimalistyczne pianino, wszystko w „The Forest” zdaje się być na swoim miejscu. Co ważne, utwór świetnie się rozkręca, naciera psychoza, szybkie tempo, klawiszowe wariacje, gdzieś gaśnie trąbka na rzecz gitary i pianina, ale w ostatnich sekundach jazgot dęciaka powraca wraz z nawarstwieniem się wszystkich instrumentów. Sama końcówka to też dobre przetarcie przed „Sigmunt Freud’s Last Nightmare”.

Bo w tym utworze już tytuł zdradza, z czym mierzą się muzycy. Szaleństwo, groteska na pograniczu snu i jawy. Ten kawałek prowadzi się sam swoim tempem, motywem trąbki. Ciekawie zespół wymyślił bridge w połowie drugiej minuty, chwila oddechu przed funkowym groove’em, który wprowadza gitara i perkusja, a ujadająca, agresywna trąbka na psychotropach tę aurę podkręca. Po ostrym, noise-jazzowym graniu z kwintetu schodzi agresja, powietrze ulatnia się poprzez dyszę trąbki, muzyka powoli dogorywa, toczy się, niemal pełznie, chłopacy wchodzą w pełną minimalizmu improwizację, by następnie…

…by następnie zanurzyć się w trwających dwie minuty eterycznych, pełnych pogłosu czeluściach ziemi. Tytułowe „Earth” to przerywnik, chwila, machnięcie skrzydłeł motyla, ale narastające klawisze pianina, mieniący się w tle kontrabas i jego struny, który wychodzi na pierwszy plan, toczący dialog z szybką perkusją wystarczą, by „Earth” skradło serca.

Jeśli „Earth” serce kradło, to „All Around” melancholijną, rzewną solówką Jachny to serce łamie. Piękny początek, pełen lamentu hymn początkujący „All Around” wchodzi w rejony uroczego, pełnego nostalgii cool jazzu. Słucha się tej ballady i ma się przed oczami wszystkich tych Chetów Bakerów, Billów Evansów czy Paulów Desmondów. Leniwe tempo: i trąbki, i miarowej perkusji, iberyjska solówka Marka Malinowskiego uwodzi, nastraja w rejony gorących barcelońskich nocy przy winie i tapas. Potem gdzieś w tej delikatnej, nastrojowej kompozycji pojawia się lekki fałsz, chwila improwizacji, zabawy dźwiękami, ale temat sekcja rytmiczna cały czas wspólnie pracuje nad utrzymaniem wszystkiego w ryzach. Nawet wtedy, gdy trąbka zaczyna samotnie plątać się między dźwiękami kontrabasu i przymglonymi stukotami.

Końcówkę „All Around” można też potraktować jak intro do „Steps to the West”, wymarzonego zakończenia płyty. Filmowa aura nagrania sama opowiada swoją historię. Tantryczne pianino, delikatne frazy gitary, miarowe bębny i kapiąca smutkiem i zadumą, tocząca dialog z pozostałym instrumentarium trąbka. Coś pięknego. Coś naprawdę plastycznego. Muzycy idealnie żegnają się ze słuchaczami, a Earth naprawdę uzyskało pełną nastrojowości balladę. I tylko żal, że „Steps to the West” tak szybko się kończy.

NASZA SKALA OCEN


Czy wiesz, że FYH! istnieje już ponad 10 lat? Możesz pomóc nam prowadzić FYH!, które działa bez sponsorów czy bogatych wydawców. Możesz to zrobić, przelewając dowolną kwotę na konto Stowarzyszenia Nowa Kultura i Edukacja, w tytule wpisując: darowizna na cele statutowe stowarzyszenia:

19 1750 0012 0000 0000 3484 9048. 

Twoje wsparcie pomoże nam się rozwijać. Dziękujemy!

A JAK OCENIAMY?
NASZA OCENA: 6.5
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: