Parampampam Trio rok 2017 zamknęli nowym mikrowydawnictwem EP#18, trzecim w ciągu dwunastu miesięcy. Posłuchajcie nowego minialbumu i przeczytajcie naszą rozmowę z Pawłem Nałysnikiem, gitarzystą olsztyńsko-kętrzyńskiej formacji.
Rozumiem, że nadal optymalną dla was formą wydawniczą są epki i nie doczekamy się albumu?
Tak, bardzo lubimy epki, ale wcale nie jest powiedziane, że album nie powstanie. Musimy to przepracować w sobie i ze sobą. Osobiście uważam, że potrzebne nam takie wydawnictwo, chociaż jedno… (śmiech)
EP 17 i EP 18 dzieli aż osiem miesięcy. Długo.
Długo, ale spowodowały to kwestie życiowe, po prostu. Z powodu różnorakich wyjazdów nie byliśmy się w stanie zebrać na tak częste próby, jak byśmy chcieli. Co nie znaczy, że nic się nie działo. W podgrupach i w pojedynkę wydaliśmy w Głowie Konia Nagrania split Urwisko/ZWID oraz płyty ZWID i Razy – mój duet z Darkiem, perkusistą PPP3.
Muzycznie najnowsze wydawnictwo nieco odchodzi od kwietniowego minialbumu. O ile EP 17 i 16 prezentowały wasze agresywne i w pełni noise’owe oblicze, ta epka momentami zwalnia, choć końcówka zdaje się mówić, że rok 2018 rozpoczniecie z przytupem.
Jak wiesz, nasze granie jest improwizowane od początku do końca. Kiedy gramy i nagrywamy, nikt nie wie, w którym kierunku to pójdzie, więc jednego dnia zagramy więcej noise’u, a innego wolniejsze transy. To się kotłuje cały czas. Nie można powiedzieć, jaka będzie następna epka. EP17 jest takim trochę ekstremum. Są to trzy godzinne sety, dające razem 3 godziny grania. Jeśli znalazł się jakiś odważny, który całość przesłuchał to zauważył pewnie, że muzycznie różnią się te sety, natomiast strukturalnie są prawie tożsame – wynika to z tego, że przygotowywaliśmy się wtedy do koncertów. Chcieliśmy je ugryźć w ten sposób, żeby nie robić przerw i cisnąć około godzinny set bez zatrzymywania się. Nagraliśmy te próby i wydaliśmy jako jedno EP. Z kolei EP18 to taka nasza klasyczna epka (śmiech)
Jaki był dla was rok 2017? Wydaliście 3 epki, pograliście troszkę w Olsztynie, odwiedziliście Warszawę i Bydgoszcz.
Zagraliśmy w warszawskim i bydgoskim oddziale Mózgu, co było trochę spełnieniem marzeń. Mamy nawet z nich nagrania, zobaczymy czy trafią na epkę. Może?
Zagraliśmy trzygodzinny koncert do niemego filmu „Kobieta na księżycu”, co było dość ekstremalne. Odbył się też koncert na maleńkim festiwalu w lesie nad jeziorem – Las Zgasł Jezioro Stanęło. Oprócz nas zagrali też Trupi Jad i Marta Sap, z którymi na koniec zagraliśmy improwizowany koncert i to na pewno wyjdzie w Głowie Konia, ale musimy się zgrać z organizatorami tej imprezy, bo ma być też z tego film. Zagraliśmy w Toruniu i w szczecińskim Domku Grabarza. Do Szczecina jechaliśmy z samego rana, zaraz po nocy, kiedy przeszła ta ogromna wichura w kujawsko-pomorskim, zgubiliśmy się trochę i wracając na dobrą drogę, przejeżdżaliśmy koło tych wszystkich powalonych, połamanych jak zapałki lasów. To był cios. Dojechaliśmy na miejsce zmęczeni, mając w głowach te wszystkie obrazy i jak dla mnie był to jeden z lepszych koncertów, choć myślałem, że nie damy rady. Było dobre grzanie.
Jakie plany na 2018 lub jego pierwsze miesiące?
Oczywiście kolejne wydawnictwa. Spróbujemy też zorganizować sobie jakieś wyjazdowe koncerty po kraju. Ogólnie granie, nagrywanie, wydawanie. Może jak nie będzie tych długich przerw, to jest szansa, że wpadniemy w odpowiedni rytm prób, odpowiednie natężenie muzyczne, co zaowocuje takim graniem jak lubimy.
Kilka miesięcy temu wypuściliście piękny box zbierający 12 waszych epek. Będzie powtórka albo aktualizacja o kolejne pozycje?
To było chyba dokładnie rok temu. Taki box możemy oczywiście zorganizować. Kontynuacja z kolejnymi epkami też jest możliwa, tylko zastanówmy się czy to w ogóle ma sens? Coraz mniej słuchamy muzyki z płyt. W większości są to streamy i pliki. Kto tego potrzebuje? Lubimy przygotowywać te nasze rzeczy jako fizyczny nośnik z okładką, z płytą, to jest świetna robot. DIY jest superlux, natomiast musimy mieć to komu robić. Najpierw jeszcze powalczymy o odbiorców.