AUTOR: Zola Jesus
WYTWÓRNIA: Sacred Bones, Inertia, P-Vine Records, Souterrain Transmissions, Arts & Crafts Mexico
WYDANE: 26 września 2011
INFORMACJE O ALBUMIE

 
Nika Rosa Danilova to jedna z bardziej zapracowanych ostatnio postaci w niezal świecie. Liczne featuringi, własne epki, splity, no i już trzy długogrające albumy mówią same za siebie. I wiecie co? Ta ilość odbiła się na jakości Conatus.

Jednak żeby nie było, Zola Jesus cały czas trzyma ten poziom. Ten, który pozwolił jej na wybicie się w 2009 roku albumem The Spoils. Ten sam, który potwierdziła na Stridulum II. Teraz, zaledwie trzynaście miesięcy i kilka dni po sofomorze, Danilova powraca z trzecią już płytą. Krążkiem dobrym, może nie rewelacyjnym, ale też takim, do którego z chęcią będzie się wracać za kilka miesięcy.

Nika ma w rękawie jeden naprawdę poważny atut – głos. Co by nie mówić o niektórych podkładach (że nudne, słabe, nijakie – bywały i bywają takie), to wokal tej dwudziestodwuletniej piosenkarki zawsze potrafił rzucić słuchacza nie tyle na kolana, co wręcz na szczękę – bezpośrednio. Pomijając oczywiście upadek na kolana. Tu chodzi o tę siłę, jaką natura obdarzyła Zolę Jesus i o tę pewność, która zeń wydobywa się gdy śpiewa. Zarzut o patetyczność? Proszę szukać w katalogu płytowym Muse, Interpol czy White Lies. Wierzcie mi, ona brzmi szlachetnie. Zwłaszcza jeśli dodamy do tego całe bogate instrumentarium z fortepianem i skrzypcami na czele. Ale…

…Ale nie tylko na tym, pod względem muzycznym oczywiście, opiera się i Conatus, i twórczość panny Danilovy. No bo jest jeszcze apokaliptyczna perkusja i smutek. Tak, smutek i melancholia, które wydostają się z Rosy razem ze śpiewem. Słychać to zwłaszcza w „Hikikomori”, wyczuć można także w „Vessel” czy bardzo wyciszonej, fortepianowej balladzie „Skin”. „Hikikomori” ma jeszcze jedną dużą zaletę – skrzypce i apokaliptyczna perkusja tworzą napiętą atmosferę, która po prostu wgniata w fotel, a resztki powietrza wytrąca z płuc mocarny głos Zoli Jesus.

Kapkę optymizmu przynoszą “In Your Nature”, „Lick The Palm Of The Burning Handshake” i “Seekir”, czyli trwająca przez trzy utwory, przez blisko jedenaście i pół minuty podróż po jaśniejszej stronie twórczości amerykańskiej wokalistki.

Conatus to nadal lodowate, w większości smutne kompozycje, które Zola Jesus buduje na, nie oszukujmy się, prostej metodzie. Kluczem w tym wszystkim jest jej głos, masywna perkusja i instrumenty stricte klasyczne – fortepian i skrzypce. Proste, prawda? Ale jej się to udaje – trzeci raz na długogrającej płycie, kolejny w całej twórczości. Zastanawiać się można tylko nad jednym: co dalej? Jak rozwinie się ta młoda piosenkarka? Bo z płyty na płytę Zola Jesus wyrabia sobie coraz mocniejszą pozycję na rynku.

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: