Belgijska siła ambientu ponownie w głośnikach. Vidna Obmana i Serge Devadder prezentują wznowienie The Shape of Solitude. Oczywiście nakładem Zoharum.


AUTOR: Vidna Obmana & Serge Devadder
TYTUŁ: The Shape of Solitude
WYTWÓRNIA: Zoharum | Multimood Records
WYDANE: 12.11.2020 | 1999


W ostatnich kilkunastu miesiącach gdański label postanowił odkurzyć stare, kluczowe dla rozwoju ambientu nagrania Dirka Serriesa nagrywającego w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych jako Vidna Obmana. Mieliśmy już Soundtrack For The Aquarium  – RECENZJA (2019), The Surreal SanctuaryThe Contemporary Nocturne (2018) – RECENZJA oraz Trilogy – RECENZJA (też 2018). Było też Tracers (reedycja płyty, którą Vidna Obmana nagrał z Davidem Lee Myersem), ale tego albumu jeszcze na FYH nie opisywaliśmy. Będzie wkrótce. No i jest The Shape of Solitude. Tym razem Belga wspomógł… inny Belg, Serge Devadder, a cała opowieść toczyła się w roku 1999, dwadzieścia dwa lata temu.

Dwadzieścia dwa lata temu Polska była w mentalnym zacofaniu mniej więcej w takim samym stopniu jak dziś. No, może zaczynało się lekko przejaśniać ze względu na rychłe wkroczenie do Unii Europejskiej. Europa była na wyciągnięcie ręki, wszyscy chcieliśmy nowego, lepszego. Lepsze nadeszło, to na pewno, ale zaczęliśmy się cofać.

Cofać się czasem jest warto, szczególnie do starych, zapomnianych lub już niedostępnych nagrań. Nie będę kłamał, w 1999 roku ni w ząb nie wiedziałem, kim jest Vidna Obmana, miałem lat jedenaście, internet najlepiej było używać po godzinie chyba dwudziestej, z kabla. Obstawiam, że gdybym próbował szukać na Soulseeku The Shape of Solitude, nie udałoby mi się to. No, ale kto wie?

Reedycja Zoharum zaczyna się bardzo prosto, zresztą całe The Shape o Solitude to ciągłe repetycje, tantryczność bijąca zewsząd, medytacja, ambient przełożony na modłę z przedrostkiem może nie dark, ale na pewno slate. Rozłożone na wszystkie utwory pogłosy wzbudzają niepokój, co przy niektórych rozwiązaniach („Evenings Prophecy”, gdzie zloopowany gitarowy fingerpicking wybrzmiewa kojąco w kontrze do mrożące krew w żyłach rozciągniętego echa – lub „Perceptual Edge” z niemal nautilusowym efektem zanurzania się pod głęboką, ciemnogranatową z elementami szarości wodą oceanu, choć błyszczące niby synthy – bo nie wiemy, czy były wykorzystywane, czy są to tylko pocięte i przesterowane partie gitary? – nakazywałyby odbierać kawałek pozytywnie, lekko; przynajmniej momentami).

Świetnie wypada „As Pain is Cloaked With a Smile”. To pełna niepokoju, rozstrojenia emocjonalnego i wartkiej muzycznej akcji (czytaj: ostrego grania na percepcji słuchaczy) kompozycja. Krótka, licząca zaledwie trzy minuty, ale wypełniona nieoczywistością. Trochę spokojna, z mocnymi wahaniami „skrytego” hałasu, zanurzona w lekkim oriencie (akordy gitary), z uderzeniami, znowu wydaje się, że syntezatora, ale mogą to być efekty lub opisany na płycie „recycling”, pozostawia jednak niedosyt swoim krótkim czasem, zwłaszcza że końcówka to niezłe przebijające się drony.

Gdyby ktoś zastanawiał się, jak zakończyć ambientową płytę, „Leaving This Place Again” mogłoby służyc za radę. Nagranie dryfuje tempem narzuconym przez Vidnę Obmanę i Serge’a Devaddera. Uderzenia dźwięków rosną i opadają, unoszą się i wędrują w dół, senna aura utworu przy jednoczesnym trzymaniu w napięciu wywołuje swoisty paradoks. W tle coś kipi, zgrzyta, szumi i niepokoi, i tak przez z jednej strony błogie, z drugiej pełne niepewności osiem minut.

Nie wiem, jakie role dokładnie przypadły Dirkowi Serriesowi i Serge’owi Devadderze, nie wiem, jak pracowali – czy zdalnie, przesyłając sobie (głównie Devadder Vidnie Obmanie) opracowane materiały, które Serries następnie obrabiał, ciął, loopował, w których się po prostu bawił, czy jammowali wspólnie, zrobili wspólne sesje. Czy to jednak ważne? Dobrze, że odkrywamy, przywracamy i możemy sięgnąć po The Shape of Solitude. To kawał dobrej, medytacyjnej muzyki.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: