WYDANE: 14 marca 2016
WIĘCEJ O: TROPY
INFORMACJE O PŁYCIE
Ależ oni tu szaleją, wśród melodii tak skrytych, tak zawiłych i tak dzikich, że słuchając Eight Pieces, aż chciałoby się przemierzać wąskie uliczki Tel Awiwu, Jerozolimy lub innego Bejrutu. A to przecież Bydgoszcz.
Ale to Bydgoszcz pełna transu, zapętlonych melodii, hipnotyzujących motywów i prawdziwie muzycznej ekspresji. Bartek Kapsa i Artur Maćkowiak, czołowe postacie kujawsko-pomorskiej sceny improwizowanej/eksperymentalnej, jak zwał, tak zwał, postanowili założyć nowy projekt – Tropy. I tym tropem idąc, spodziewać się mogliśmy mniej więcej takiej otoczki. Obaj muzycy, wpierani w dwóch utworach siłą instrumentów Wojciecha Jachny i Tomasza Pawlickiego, przygotowali album wciągający, z interesującymi historiami, a przede wszystkim bardzo różnorodny. Czyli taki, od którego ciężko się oderwać, a który miło się słucha i w całości, i na wyrywki.
Duet sprawnie uwija się przy tym całym instrumentarium. Kapsa odpowiada za perkusję, basówkę i elektronikę, Maćkowiak wziął na siebie syntezatory, gitarę oraz też elektronikę. Zaproszeni goście, wybitny trębacz Wojciech Jachna i plecista Tomasz Pawlicki, pojawiają się w łącznie dwóch utworach, wnosząc do kompozycji i powiew świeżości, i improwizowaną dzikość. Tak to zresztą jest, gdy bydgoska śmietanka zbiera się w jednym miejscu i nagrywa album nawiązujący do tematyki filmowej. Bo Tropów założeniem było przygotowanie wydawnictwa właśnie do produkcji portugalskiego reżysera Pedro Fereiry. Dlatego właśnie, mówiąc o Eight Pieces, trzeba podkreślać plastyczność tej muzyki, jej filmowy – czytaj: zróżnicowany – charakter. Zróżnicowany, bo muzycy czerpią z różnych stylistyk, przyjmując i orientalne melodie, i post-rockowe stepy, jazzowe zawiłości też się znajdą, a i nawiązania do solowej twórczości Artura Maćkowiaka czy Something Like Elvis nie będą bezzasadne.
Bardzo ładne jest już samo otwarcie. Psychodeliczne klawisze w „Antenach”, powtarzane jak mantra te same motywy na gitarze, rozstrojone rzężenie w tle, miarowa perkusja, Tropy budują muzyczne napięcie, bo przyciskane przez Maćkowiaka przestery na gitarze czy unosząca się melancholijnie trąbka Jachny robią tutaj robotę, zapewniając rozrywkę „przez wielkie eR” od samego początku. Zmiana atmosfery nadchodzi już wraz z drugimi na liście „Czarnymi ustami”, gdzie dynamiczna i orientalna rytmika z pulsacyjnymi klawiszami przeradza się w prawdziwą perkusyjno-syntezatorową improwizację z elektroniczno-transowym noise’em w tle. Kapsa umiejętnie zagęszcza powietrze swoimi bębnami, Wojciech Jachna ponownie pojawia się na Eight Pieces za sprawą „Posejdona”, impro-postpunkowej odysei wybrzmiewającej niemal kwadrans. To najdłuższa kompozycja na płycie, nagrana z największym rozmachem i podejmująca najwięcej bodaj wątków, czy to przez narastające, patetycznie pachnące organy, czy w końcu dzięki partiom fletu Tomasza Pawlickiego, o noise’owych riffach Maćkowiaka czy jazzowych frazach saksofonu Jachny własnie. Ta posępna, niemal kasandryczny utwór przygniata swoim ciężarem i ogromną ekspresją. Sztos? Chyba można by było użyć właśnie takiego sformułowania.
Ale hałaśliwe, quasiniechlujne, zahaczające o post-punk melodie to jedno, a ambientowo-postrockowe kompozycje to drugie. A i do takich muzycznych korzeni sięgają Tropy na swojej płycie. „Paper Sun”, jak sam tytuł sugeruje, to utwór rozleniwiony, stonowany, coś jakby lekko wycofany, jeśli porówna się go z poprzednikiem. Tym samym tropem podążają „Radiotropy”, choć jest to jednocześnie chyba najsłabsza pozycja z Eight Pieces, a na pewno najbardziej komercyjna, z chillwave’owymi, sennymi rozwiązaniami u podstaw. Jest jeszcze coś. „Some Sort of Trouble and The New Artery”; singiel promujący wydawnictwo i rozpalający największe nadzieje co do płyty. Utwór-kolos z chwytającym basem, porywającymi partiami gitary, wibrującymi klawiszami, znowuż jazgoczącym elektrykiem i napędzającą wszystko perkusją stanowi najmocniejsze i najciekawsze nagranie całej płyty. Nie mam pojęcia, co Kapsa i Maćkowiak mieli w głowach podczas komponowania „Some Sort of Trouble and The New Artery”, ale wyszło im to bardzo, bardzo… bardzo okazale. Zresztą jak i całe Eight Pieces.