Niedawna płyta Simone Movio, Libro di terra e d’incanti w naszej recenzji. Słuchajcie nocą, wtedy brzmi najlepiej!

AUTOR: Simone Movio, Livia Rado, mdi ensemble, Beat Furrer
TYTUŁ: SIMONE MOVIO: Libro di terra e d’incanti
WYTWÓRNIA: Kairos
WYDANE: 1.07.2020


Włoski kompozytor już coraz bardziej starzejącego się pokolenia (1978. Cóż, roczniki, które weszły już w trójkę z przodu również nie zaliczą się do młodego pokolenia. Chyba że jest się piłkarzem polskiej Ekstraklasy, wtedy 30+ nadal będzie perspektywicznym graczem) przygotował szereg utworów pod wiersze turyńskiego pisarza i poety, Andrei Bajaniego.

Przy współpracy z mediolańskim ansamblem mdi, sopranistką Livią Rado z Triestru i pod czujnym okiem Beata Furrera powstała naprawdę dobra – ba, naprawdę mocna – płyta Libro di terra e d’incanti (2016-2019), co spokojnie możemy sobie przetłumaczyć na polski jako Księgę ziemi i zaklęć. Tytuł intryguje. Wykorzystanie poematów Bajaniego (który w Polsce nie jest jakoś spektakularnie znany, chyba że z faktu prowadzenia we Włoszech spotkania z Olgą Tokarczuk) również. A muzyka?

Muzyka jest pięknem duszy!

mdi tworzą naprawdę barwne kolaże dźwiękowe. Flet, klarnet, skrzypce, altówka, wiolonczela i pianino stanowią bogate instrumentarium generujące dźwięki to bliskie, to odległe. To ciepłe, to niemal wyzute z człowieczeństwa. Momentami kojące, innym razem wprowadzajace w lęk samotności.

Simone Movio, związany z kuźnią światowych talentów muzyki współczesnej, Universität für Musik und darstellende Kunst w Grazu w Austrii, na swojej nowej płycie prezentuje utwory skomponowane w latach 2016-2019. Chamberowe melodie przeplatają się z ostrymi piskami, delikatnym lśnieniem pianina, zagubionymi dęciakami, które gdzieniegdzie pojawiają się i przebijają przez warstwy ujadających smyków.

Nerwowe melodie, które momentami melodiami wcale nie są, a raczej zlepkami pięknie brzmiących ze sobą, jakby chaotycznie przez Movio rozrzuconych dźwięków, towarzyszą płycie od jej samego początku. Ogromną rolę na Libro di terra e d’incanti otrzymała Livia Rado, która znakomicie odnajduje się w przeróżnych muzycznych sceneriach. Jak w połowie „In Generale Aspettare Primavera”, kiedy jej głos urokliwie unosi się nad wysoko wzlatującymi skrzypcami i altówką, i właśnie w tym momencie kompozytor Simone zbliża się do tradycyjnej muzyki klasycznej.

To, na szczęście (bo wolę muzykę komponowaną we współczesnym wydaniu), wyjątki, wspomniane momenty. Bo Movio duży nacisk kładzie w swojej twórczości na zacienione, skrywające się za kotarą mistycznego mroku melodie. Słuchając jego monografii, oczyma wyobraźni widzimy te ciemne sale w wersji mini, grube kotary w wiktoriańskich oknach, ciężkie meble dodatkowo ściskające samą, już duszną od dźwięków atmosferę. Melodie to piękne, ostre, cięte, choć chwilami bardzo frywolne, miłe (początek „Ricordarsi Prima Di Morire”, choć końcówka kompozycji będzie skrajnie różna, patetyczna, horrorowa), innym razem stonowane, ciche, skromne („Intermezzo II. Curare Una Parola Che Sta Male”, gdzie słychać siłę głosu Rado). A jeszcze za chwilę Movio stawia na żywą wariację przeplataną chłodnymi, niemal arktycznymi ambientami na smyki (choć brzmienie klarnetu jest tutaj równie ważne), by w końcówce znowu zaatakować słuchaczy chaosem i pełnym ekspresji śpiewem Livii.

Wybornie słucha się tych trzech głównych utworów przerywanych (czy to dobre słowo?) poszczególnymi… przerywnikami (czy to dobre słowo? [2]), pełna napięcia narracja, wielowarstwowość kompozycyjna, udana zabawa kompozytora tematami, by w końcu skakać między samymi gatunkami (raz chamber i barok, innym razem niezmiernie techniczne wykonania) i stworzyć wybitnie interesującą, traktującą niejako o śmierci płytę.

NASZA SKALA OCEN!

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: