AUTOR: Zs
TYTUŁ: Xe
WYTWÓRNIA: Northern Spy
WYDANE: 27 stycznia 2015
Konia z marchewką dla tego, kto z pamięci wymieni wszystkie tytuły albumów Zs. Trudne zadanie? Chyba tak, przynajmniej takie powinno być. No, chyba że jest się ekspertem w Wielkiej grze. Wtedy żaden temat niestraszny. Xe to natomiast cholernie dobra, oparta w głównej mierze na improwizacji i zarejestrowana na setkę płyta.
Cholernie dobra i to niesamowicie różnorodna. Trio, które triem jest odkąd nie jest duetem, który wcześniej był kiedyś sekstetem, po prostu na Xe szaleje. Tylko czy to wzbudza w kimś zdziwienie, gdy za perkusją siedzi Greg Fox, ten perkusista Liturgy i Guardian Alien, ogromny powiew świeżości dla Zs i jednocześnie pełniący rolę tego, który muzyce Amerykanów nadaje jeszcze większego spustoszenia, niż wcześniej mogliśmy to sobie wyobrazić? Pięć nagrań, tylko pięć utworów składa się na najnowszy album; płytę tak minimalistyczną w swoim wydźwięku, jak skromna jest sama nazwa formacji. Trzy instrumenty plądrują podświadomość słuchacza z gracją subtelnej baletnicy. Spokojnie siadasz przed odtwarzaczem, puszczasz, a po tytułowym „Xe” czujesz, że ktoś zgwałcił ci psychikę. I zrobił to niesamowicie zręcznie i pomysłowo. Zs swoją markę już mają, ich ujęcia awangardy nie wchłonie się i za pięćsetnym razem, jeśli nie stało się to wcześniej. Ale do rzeczy.
Dwa pierwsze utwory, „The Future of Royalty” i „Wolf Government”, stanową swoiste preludium do pierwszego z dwóch mocarzy Xe, blisko trzynastominutowego „Corps”. Oba budują niejako atmosferę, podgrzewają ją swoimi kakofonicznym wydźwiękiem, chaotyczną grą na raptem trzy instrumenty, gdzie to perkusja Foxa stanowi silnik napędowy i metronom w jednym, a proste i powtarzalne dźwięki wygrane przez Higginsa hipnotyzują słuchacza. W tle przebija się jak zwykle dziki saksofon Hillmera i Zs serwują naprawdę fajną porcję improwizowanej awangardy.
Ważnym elementem Xe są solówki każdego członka formacji. Nerwowe bębny robią miejsce na urywane melodie saksofonu, gitarowe riffy lub po prostu pojedyncze brzmienia strun, niemal jak przy strojeniu, łamią niekiedy złowroga ciszę. „Weaking” przerzuca Zs na nieco ponad trzy minuty w bliskowschodnie rejony, a wszystko po to, by zrobić trochę miejsca na kolosa zamykającego album. Utwór tytułowy – „Xe” – to najmniej oczekiwany moment wydawnictwa. Częste zwroty akcji, nawet jak na Zs, częste zmiany tematu i zabawa rytmiką pod dyktando Grega Foxa przy saksofonowym szaleństwie i szamańsko zapętlonej gitarze. Natężenie niepokoju podczas tych osiemnastu minut trwania utworu jest wręcz niemożliwe i trudne do zarejestrowania. W końcu to ponad kwadrans żywej improwizacji z przebłyskami piosenkowej formuły i kumulacją artystycznego niewyżycia (13:51). „Xe” wgniata w ziemię/fotel/parkiet/kanapę/niepotrzebne skreślić, podkręcając wyjątkowość samej płyty. Kapitalne zakończenie bardzo dobrej płyty.
Okazja, by sprawdzić to trio na żywo, nadarzy się już w czerwcu. Zs wystąpią pod koniec miesiąca na klubowym gigu w ramach Green Zoo w Krakowie.