Seeds In the Tide już w piątej odsłonie, a to oznacza kolejną część rozpoczętej w 2012 roku podróży Zoharum przez ogromne i ciężkie archiwa Robina Storeya. Archiwach różnorodnych, momentami dziwacznych, zwłaszcza jeśli na poszczególne utwory spojrzymy z dzisiejszej perspektywy, to znaczy materiałów, które Brytyjczyk wydaje obecnie.
AUTOR: Rapoon
TYTUŁ: Seeds In The Tide vol. 5
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 1 grudnia 2017
Seeds In The Tide vol. 5 to nic innego jak zbiór demówek, utworów z kompilacji, splitów, nagrań typu „live”. Tym razem gdańska oficyna i pochodzący z Newcastle artysta sięgnęli po kompozycje z lat 2008-2011, dekada strzeliła. Tym bardziej nie dziwi rozrzut stylistyczny, bo Rapoonowi nigdy nie było po drodze z muzycznym zasiedzeniem. Tu acidowe klubo-wixy, tam afrykańskie tribale, gdzieniegdzie delikatne i dłużące się ambienty, by nie zapomnieć o brytyjskich rave’ach czy brzmieniach dość chłodnych, by nie powiedzieć: industrialnych.
To tak w skrócie, zresztą nie mogę i nie chcę się pisać na wielkiego speca od Rapoona. Nie sposób, za dużo nagrań, wiele nieprzesłuchanych płyt, kompilacji, projektów. Fałsz wyszedłby szybciej niż przetłumaczenie translatorem artykułu Scaruffiego na temat Storeya (jak przypuszczam). Ale wiem jedno – mimo że nie trawię takich „best of”, idea Seeds in the Tide była bardzo dobra i przemyślana. Brnięcie w przeszłość, życie wspomnieniami, nawet tymi muzycznymi, nie zawsze jest dobre. Cóż, jeśli Rapoon wydał ponad pięćdziesiąt albumów, w ubiegłym nie próżnował i też nagrał sześć pozycji (w tym póki co cisza), taki telegraficzny przegląd nagrań czy twórczości może być pomocny, może rozszerzać głowę. Zabrzmi to geekowo, ale, kurczę, ile przez tych ponad trzydzieści lat Storey nagrał dobrych utworów! Ale bez laurek, przejdę do konkretów.
Storeyowi oberwało się przy okazji Airstrikes, płyty dość monotonnej, bezbarwnej, najsłabszej z kręgu wydawnictw z 2017 roku. Zresztą Robinowi z Newcastle i na Seeds In The Tide zdarzają się słabsze momenty. Czasami kawałki Rapoona wydają się być zarejestrowane tylko po to, by być i brzmieć, bez spoglądania na nie przez pryzmat jakości. Nie ilość, jakość. Seria Seeds… wydaje się iść też w ilość, bo na dwóch ostatnich płytach znalazło się aż siedemnaście utworów. Na pozostałych czterech woluminach Storey umieścił 48 pozycji, z czego na kilku widniały całe koncerty z Austrii. Dużo. Ogrom.
Seeds In The Tide to zbiór nagrań ambientowych i noise’owych, etnicznych i cyberkosmicznych. W końcu: dobrych i średnich. O innowacyjności w przypadku poszczególnych kawałków nie może być mowy. Techno, rave, długie dźwięki ambientowej samotności, etno-zapędy pod postacią plemiennych bębnów i odpowiednich akordów na syntezatorze też robią swoje. Ciężko wyróżnić jakieś konkretne typy, gdy materiał jest dobrze wybrany. Może „We Walk In Diamond” z hangarowym feelingiem, utwór to w końcu w całości oparty na szatkowanym rytmie, który tnie powietrze i głośniki (nieważne, która jego część, bo utwór ma kilka tematów). „We Whisper Revolutions In The Cafe’s Of Europe” pochodzi z kompilacji wydanej przez włoską oficynę Old Europa Cafe.
Świętujący w tym roku trzydzieści pięć lat label to niemalże odpowiednik Zoharum – wydają industrial, stawiają też na dark ambient, a muzyczny gust Rodolfo Prottiego chyba jest dość zbliżony do zainteresowań Macieja Mehringa i Michała Porweta (Maeror Tri, Deutsch Nepal, Hybryds, Rapoon). Utwór ze składanki to odyseuszowe podróże uchwycone w cyfrowym światku lat osiemdziesiątych. Pulsujące synthy z rozciągniętymi ambientowymi pasażami, a gdzieś z tła przebijają się niemal purchawkowe bańki dezelujące tę sielską atmosferę. Brytyjczyk wolno-smętnie gra też w „Lost Terrain”, gdzie czas jakby zatrzymał się i zamknął w sobie. Tak delikatnie i enigmatycznie jest w wersji oficjalnej, którą Rapoon umieścił na splicie z Relapxych.0 (Amplified Transparency Reflection / Lost Terrain z 2009 roku).
Bardzo ciekawie dzieje się po włożeniu cedeka numer dwa. Zoharum przyzwyczaja do tych wersji dwupłytowych. Pewnie, dużo materiału często nudzi, często nuży, często zabiera zbyt dużo czasu, a czasu mamy przecież coraz mniej. Coraz mniej też na uważne słuchanie – a tutaj, na cede numer dwa, aż dwie bomby powyżej dziesięciu minut. I weź tu skup się.
Storey nie dba o komfort słuchaczy. Orientalne, przesterowane zaśpiewy w „May 7 2011”, które obijają się od patykowych przeszkadzajek i organowych akordów, najlepszym przykładem. Chóry, narzucone na ten sielski obraz, tylko wrażenie dźwiękowej klaustrofobii potęgują. „Shaking The Bush Boss” to wycinek z sesji do Stray. Ma dobry początek, przez sample i, stawiam tezę, nagrania terenowe, o zabarwieniu dokumentalno-przyrodniczym, utrzymany w jakiejś surowej, obskurnej wręcz lokalizacji. Z jednej strony mamy ten szum wiatru, śpiew ptaków, z drugiej zdezelowane, rozciągnięte syntezatory i monotonną, smętną bitmaszynę. I właśnie to niespieszne tempo, te repetycje ciągłe, stylistyka pogrążenia mentalnego (poza jednym jeszcze utworem na tej płycie… No, dwoma) to na Seeds In The Tide vol. 5 CD 2 znak rozpoznawczy. I na koniec wspomnieć trzeba o jeszcze dwóch pozycjach: „Stolen Diaries And Marijuana Dreams” i „With An Ear and A Why”. Pierwszy utwór to najbardziej taneczna kompozycja Storeya na tej płycie, choć do szaleńczych rave’ów tutaj daleko. Brytyjczyk miesza proste akustyczne fragmenty, wplatając je w lub obudowując je transową rytmiką i orientalnymi melodiami. Oczywiście, co u Storeya naturalne, wszędzie musi być narzucony spory pogłos, co dodaje całości tę niezbędną surowość. Drugi kawałek zahacza o muzykę konkretną. Szumy, odgłosy uderzeń przedmiotów o przedmioty, echo, szmery, organiczność, która przechodzi w etno-plemienne motywy. Tak dla Zoharum i Rapoona charakterystyczne.
Decydując się na Seeds In The Tide – czy to część piątą, teraz opisywaną, czy wcześniejsze cztery pozostałe – trzeba się szykować na dużą dawkę muzycznej historii Rapoona i industrialno-etnicznej muzyki z Newcastle. Storey przez te trzydzieści lat nagrał materiału na kolejne trzydzieści lat słuchania, jeśli ktoś chciałby zacząć od już-teraz, zostawiając sobie ten margines błędu na niezbędne repetycje. Seeds In The Tide to niezłe przetarcie przez niepublikowane wcześniej nagrania, odrzuty z sesji, remiksy i kawałki splitów, które – nie oszukujmy się – nie są tak ad hoc dostępne. Warto. To dobra płyta.