Na Surge Radek Wośko kolejny raz udowadnia, że jest nie tylko dobrym muzykiem, ale i niezłym kompozytorem. Jego Atlantic Quartet przemierza przeróżne odmęty jazzu, głównie fusion i standardy, ale usłyszymy też trochę niezłego free improv. To co, sprawdzamy?
AUTOR: Radek Wośko Atlantic Quartet
TYTUŁ: Surge
WYTWÓRNIA: Multikulti
WYDANE: 7 października 2019
W 2017 roku, przy okazji wielkanocnych rozrachunków z 2016 pisaliśmy o Atlantic kwartetu Wośki, podkreślając, że „autor nie śpieszy się na Atlantic nawet przez moment, wszystkie drobiazgi i muśnięcia strun są odnotowane, wyróżnione. Narracja z dominującym brzmieniem rozmarzonej gitary ma charakter retrospektywny, jestem pewien, że zawarte jest w tej muzyce mnóstwo emocji i historii, być może nawet bardzo osobistych”.
Na Surge słychać zmiany. Główną były roszady w składzie. Gilad Hekselmana zastąpił najpierw Brian Massaka Victorsson, a potem (i obecnie) Stian Swensson. Pozostałe? Nadal kręcimy się wokół jazzowych standardów, głównie tradycyjnego jazzu z dużym pokładem fusion, ale kwartet stawia też na improwizowane partie. Ładnie Surge rozpoczyna „Together not together” z kameralną perkusją, gitarową solówką Swenssona i pulsującą linią basu Mariusza Praśniewskiego. „Brynia” już taka dobra nie jest, gitarowe popisy Swenssona w smooth-balearskim stylu są miłe, ale niezobowiązujące, klawiszowy podkład budzi skojarzenia z muzyką do wind. Niezobowiązująca i miła dla ucha muzy(cz)ka często pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach Surge, co stanowi główną wadę wydawnictwa.
Mocne kawałki mieszają się ze średniawkami, zaburzając obraz, a przede wszystkim odbiór płyty. Wośko ładnie rozpisuje swoje kawałki, dba o szczegóły. Gdzie ma zabrzmieć fortepianowe crescendo, jest. Gdzie Swensson powinien popisać się gitarowym solo, tam to robi. Perkusja Radka stanowi zgrabne tło łączące instrumentarium, czai się w tyle, delikatnie muska rytmiką struny gitary, robi przebieżki wzdłuż i wszerz pianina, w końcu wyczuwalna synergia między poszczególnymi elementami sekcji rytmicznej.
Dobrze to słychać w urokliwym, pełnym wyczuwalnej melancholii „Autumn”, utworze zbudowanym na pięknych, marzycielskich partiach pianina; perkusja potęguje tajemniczość kompozycji, dodaje nutę niepewności za sprawą nieregularności rytmu, w końcu gitarowe frazy Swenssona nie brzmią akademicko, jak w wielu wypadkach na Surge. To tak naprawdę najlepszy moment płyty, pełen napięcia, uroczych zagrań, wiszącego w powietrzu sentymentalizmu.
Z „Chords and Discords” mam dylemat – z jednej strony improwizowane partie wciągają, uderzają w stronę stonowanego, ale jednak, free improv, co nadaje kompozycji niejako luzacki charakter; z drugiej jest to na tyle wygładzony kawałek, że przez całą jego długość czeka się na choć chwilowy szaleńczy wybuch muzycznego entuzjazmu. Lepiej jest w „Hesitation”, kolejnym improwizowanym (tak się wydaje) utworze, już z wybuchami szaleńczej fantazji, ze stonowaną perką w tle, niezłymi partiami gitary Swenssona, przemykającym gdzieniegdzie basem. Z kolei „Winter” tytułowo wstrzeliwuje się w dziesiątkę co do warstwy melodycznej. Pianino, zasępione, o klasycznym zabarwieniu, faktycznie kojarzy się z akademickim podejściem do nowej klasyki, a perkusja Wośki świetnie, bardzo minimalistycznie, koresponduje z klawiszami Sørena Gemmera.
Skrajności. Skrajności szyją Surge swymi nićmi. Wośko, lider Atlantic Quartet, scala muzyków ze sobą swoją bardzo stoicką formą gry, bez wychylania się, bez fajerwerków, bez przesadnego liderowania. Po prostu prowadzi narrację tam, gdzie trzeba, a tam, gdzie należy – schodzi na dalszy plan. Ale gra Woski to jedno, drugie – założenie Surge. Dla mnie jest to płyta aż za bardzo standardowa, wygładzona, wypolerowana, za mało szaleństwa i wolnego podejścia do aranżacji i odskoczni. Zbyt modern, za bardzo klasycznie.
NASZA SKALA OCEN