Do sprzedaży trafiła skumulowana reedycja dwóch epek Deception Island III duetu NNHMN, dostępna fizycznie w Polsce dzięki Zoharum.

Przypominamy naszą recenzję albumu NNHMN, czyli rezydującego w Berlinie polskiego duetu tworzonego przez Lee i Michala Laudarga. Nadmienimy, że NNHMN to była fuka lata, która później nagrywała jako Non Human Persons. O wcześniejszych wydawnictwach NNHMN przeczytacie w lipcowej Kumulacji (numer 48).

Ten tekst to wzbogacona publikacja z lipca ubiegłego roku, kiedy opisywaliśmy Deception Island I, bo Zoharum wydało płytę składającą się z dwóch epek.


AUTOR: NNHMN
TYTUŁ: Deception Island
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 29.01.2021


Zapomnijmy o opisywanych wcześniej albumach i epkach NNHMN, Deception Island I to retrowiksa na całego. Duet poszedł w taneczne rejony, każdy z czterech kawałków to prawdziwy parkietowy potencjał. Wiadomo, NNHMN nie nagrali techno-sztosów, bangerów ze stajni Domino czy Dim Mak, ale ich wizja bujającej elektroniki do mnie przemawia.

 

Deception Island I nie jest nie wiadomo jak wybitnym dziełem. Laudarg nie wyważa drzwi, nie sili się na innowacje. To raczej oscylujące wokół obranej wiele lat temu stylistyki, tym razem wytrąconej z gotycko-industrialnej osłony melodie niż postawienie grubej krechy w dzienniku NNHMN.

Taneczność w lekko stonowanym, eightiesowym anturażu, budują tę atmosferę. „The River of Fire” pachnie deep house’em w eterycznej otoczce rozciągniętych syntezatorów, pogłos otaczający uwodzący wokal Lee nadaje kawałkowi lekkości i marzycielskości, IDM-owa melodyka niesie kompozycję (pozostałe utwory również) do przodu. Od samego początku NNHMN starają się szlifować parkiety, a skojarzenia z Miss Kittin, chociaż najlepszym porównaniem będzie uplasowanie Laudarga i Lee obok Olivera Koletzkiego i Fran. Lekkie, bujające podkłady, które potrafią zaznaczyć mocniej swoją obecność (same „Deception Island” leży blisko Fischerspooner) lub przechylić się w stronę astro sfer („Hero” wpuszczone w pełnię pogłosu i industrialnych rozwiązań). Świetnie duet zamyka wydawnictwo progresywnym „Nachtgang”.

***Nowa część:

Deception Island II, które NNHMN wypuścili w październiku 2020, jest dłuższe od jedynki, liczy sześć nagrań, ale nie zmienia obranego przez duet kierunku. Nie ma innowacji, nie ma INNEGOWydaje się, że nagrania powstały podczas tej samej sesji, a Lee i Laudarg postanowili materiał po prostu wrzucić z chwilową przerwą. Na oddech, by zbudować napięcie, nie przytłoczyć słuchaczy. Pełnoprawnym, skumulowanym wydawnictwem odbiorców nie dominują muzyką.

Całość zebrana w jedną część sprawdza się, bo i kawałki z Deception Island II są po prostu dobre. Zresztą o porządną jakość można było berliński duet podejrzewać, bo na ogół nie zawodzi. „In Darkness”, które otwiera płytę, potwierdza wyższe tezy. jest retro, jest tanecznie, reminiscencje lat osiemdziesiątych w NNHMN aż kipią. Muzycznie, i to stwierdzenie faktu, Deception Island, niezależnie, czy będzie to część pierwsza czy druga, jest bardzo i proste, i skromne. Szybka rytmika, chwytliwe, pędzące syntezatory, bitmaszyna z wyciągniętymi wskaźnikami, wszystko musi wpadać w ucho. Dyskotekowe kule, cekiny na sukni Lee błyszczą gorączką pandemicznej nocy, a jej mocny i stanowczy śpiew w „Robot woman” potrafi zdominować i, uwaga, zahipnotyzować. 

Świetnie wypada „Lost education”, transowy i dziki utwór o szybkiej motoryce, melodeklamacji Lee. Fałszujący na syntezatorach fałsz brzmi naprawdę dobrze, dopełniając rave’em i tak niespokojne wydawnictwo. Aż chce się wracać, wysłuchać ponownie, puścić jeszcze raz i jeszcze raz. I jeszcze kilka razy, bo to chyba najjaśniejszy punkt całego Deception Island.

Dla kontrastu wspomnę o „I see you”, nieco darkwave’owym tracku, który broni się swoją melancholią, pewnym niedopowiedzeniem i, a niech mnie, zatraceniem myśli, które spokojnie mogłoby się pojawić na jakiejś kompilacji „Future of 4AD”, gdyby taka miałaby kiedykolwiek powstać. 

I chociaż Deception Island jako pełnoprawny longplay nie jest niczym nadzwyczajnym, żadnym wyciosaniem siekierą otworu w drzwiach, żadnym wywróceniem niemieckiej elektroniki czy unowocześnieniem IDM-owej retromanii, jako całość broni się samo. W całości. Bo do pierwszej części Deception Island miałem pewne zastrzeżenia, album nie porywał, był raczej solidnym wydawnictwem wyskakującym ponad pewien poziom, ale na pewno nie lepszym od innych płyt NNHMN, tak gdy zebrało się nagrania z sesji, powstała spójna, dopełniająca się pozycja.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: