AUTOR: Machinefabriek
TYTUŁ: Wendingen (Selected Remixes 2005-2015)
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 1 lutego 2016
Machinefabriek znowu w akcji. No, ten to się nie nudzi. W ogóle. Wendingen to album-kompilacja, albo inaczej: zbiór remiksów mniej lub bardziej znanych artystów, które holenderski producent zinterpretował na swój własny, ambientowo-eksperymentalny sposób. Efekt jest więcej niż zadowalający, chyba przeskakujący opisywany wczoraj 49°05’19,3″N 22°34’04,0’E’ i równający się z A Bug’s Life, jeśli chodzi o ten nowy wydawniczy rzut Zoharum.
Bo spójrzmy na listę. Na Wendingen znalazły się nagrania Mensenkinderen, Woutera van Veldhovena, Aarona Martina, Coppice, Djivana Gasparyana, Vladimira czy Amona Tobina. Sam Rutger Zuydervelt na potrzeby albumu wygrzebał ze swojego archiwum nagrania z lat 2005-2015. Materiał, jak widać, momentami już wiekowy, bo któż pamiętałby, co działo się w 2005 roku, ale nie oznacza to, że utworów wcześniej nie mogliśmy usłyszeć. Ba, mogliśmy, bo remiksy były już wydawane w różnych wytwórniach. Ale w takim zbiorze? Cóż, gratka.
Rutger na „dzień dobry” wziął utwór indierockowej kapeli Mensenkinderen, chociaż koncówka „rockowej” to nadużycie. Pamiętamy Foster the People, The Kooks czy inne takie składy? Więc Holendrzy też takie mają, a Mensenkinderen to dobry przykład. W wersji Machinefabriek „Een Blauwe Maandag” z wydanego w 2011 roku Het Land Dat Ooit Vol Eerbied Zong, utwór dość lounge’owy, jak na umiejętności i standardy Mensenkinderen, otrzymuje nowy i – nie bójmy się tych słów – po prosu ciekawy outfit. Otwiera wszystko (utwór/album) trąbka, która ciągnie się dalej, a z nią razem i klawisze, w tle jakieś wokalne sample, dość przygaszone i niewyraźne, pulsujące synthy. Dobry początek, bardzo, rzec można. Dalej wcale nie jest gorzej, Wouter Van Veldhoven znany z tego, że grywa bardzo minimalistyczne minimale, a nawet jeszcze bardziej lo-fi, niż można by było przypuszczać, w ujęciu Zuydervelta nabiera ambientowych barw. I jeśli ktoś miałby się zastanawiać, jakie te ambientowe kolory są, to mi do głowy przychodzi surowy, niemal metaliczny błękit, biel, odcienie szarości czy nawet czerń (to nie jest kolor, nespa?). Tak można by było schematami określić Wendingen, bo Machinefabriek takie melodie konstruuje. Misterne, rozciągające się w czasoprzestrzeni, wymagające skupienia i uwagi odbiorców, ale oddziałujące na emocje jednocześnie.
Oryginalne utwory są tutaj punktem wyjścia, artyści użyczający tracków – odniesieniem. Ale muzyczna fantazja, chęć podążania za samodzielnie wytyczanymi szlakami to druga kwestia. Trzecia – nagrania terenowe, z których Rutger Zuydervelt po prostu słynie, i potrafi wplatać je w swoje zawiłe często, a często też i proste muzyczne opowieści. Narracje na Wendingen są ogromnie różnorodne.
Dla przykładu, Aaron Martin na swojej wiolonczeli przygotował melodię ciężką i smętną, tak prezentuje się „Necks of Wire” (Worried Abou the Fire z 2010 roku). Wizja Machinefabriek to z kolei masa szumów we wstępie, rozpiłowanie smyków Martina, dorzucenie do tego zgrzytających wręcz pogłosów i nagłe ucięcie klimatu, czytaj: postawienie na minimalne przygrywanie na pianinie. Hoist Spell Coppice uderzało w tony noise’owe, harshowe niemalże na początku, by następnie pójść w solidny drone. Holenderski producent odwrócił sytuację, nagrał remiks ciepły, choć melancholijny, stonowany i wyzuty z jakichkolwiek nadziei. To magia (złe słowo!) remiksów – zmienić tak formę, by: a) nie poznać utworu, b) dać słuchaczom coś nowego, c) oszukać ZAiKS, d) skreśl punkt „c)”, e) nagrać coś, co będzie można traktować jak coś zupełnie własnego. W przypadku Wendingen chyba właśnie w takiej tonacji trzeba mówić. Machinefabriek wykorzystuje utwory z tak różnych muzycznie bajek i przerabia je na własne poletko, że głowa jest po prostu mała. De la Mancha – ktoś zna? A jak kojarzy, szanuje? Takie Three Doors Down, takie The Calling niemalże i nieśmiertelny hit „Wherever You Will Go” prawie że. „Release All Light” u Holendra to taki sam psikus w stronę oryginału, jak w klipie Calling Jake robi swojej dziewczynie, która wydziarała sobie jego imię, a on w łóżku z inną. Wiadomo, o co chodzi: o zupełnie inna historia. Oryginału w remiksie się nie doszukamy, nie ma opcji. Machinefabriek tak to rozegrał, że nie wyłapiemy, że nie odrzuci (jak w wersji De La Mancha).
Wracając do tej różnorodności, Wendingen porusza się po trzech torach. Mamy noise’owo-industrialne tracki, jak chociażby remiks Amona Tobina, gdzie pogłosy i rozmyte wokale dominują („Lost & Found”) czy „Songs Well Known” Fieldhead, które w oryginale zahaczało o trip i hip hop, a u Machinefabriek to już raczej ambientowo-drone’owa mogiła z akcentem na horyzontalne klawisze. No i mamy też nagrania bardziej stonowane, te wyświechtane już dryfy ambientowe, kompozycje, nie utwory, posiadające klasyczne rozwinięcia i zakończenia, które łapią z miejsca, i które mogą się podobać, ba, one muszą się podobać. Przykłady? „Lost in the Memory” Garetha Hardwicka czy prawdziwy sztos, Red Stars Over Tokyo i jego „Guilded Houses” jako zakończenie Wendingen. I trzeci tor , ale to pobieżnie już – nagrania żywsze. O nich Machinefabriek nie zapomniał. Fiium Shaarrk nagrali utwór – a jakże – minimalistyczny, ale z tribalowymi odniesieniami. Holender natomiast poszedł w orient: tu dzwoneczki, tam klimatyczna rytmika, ale wszędzie synthy rozciągające się nad wszystkimi „przeszkadzajkami”. Długo można by było pisać i mówić o najnowszym albumie Machinefabriek, ale… czy warto? Lepiej posłuchać.