Po dłuższej przerwie wracamy z Kumulacją, której sam tytuł powinien wskazywać, o czym dziś piszemy: Zapomnijcie o Mozarcie. Tak, dziś Austria, której u nas zazwyczaj mało lub w ogóle. 

Austria, kraj Mozarta, kraj oleju z pestek dyni, kraj tortu Sachera, kraj cukierków mozartków, kraj kawy po wiedeńsku i sernika takiego samego także. Kraj zróżnicowany, mniejsza siostra Niemiec, jak się o nim często mówi. Kraj ciekawy, kraj bardzo rozwinięty, kraj, w którym duży nacisk kładzie się na nieformalną edukację seksualną, zwłaszcza w Styrii, głównie w Grazu, czyli mieście, skąd pochodzi wytwórnia Wilhelm show me the Major Label. Cudne miasto, do odwiedzenia – mimo wywindowanych cen w hotelach – przede wszystkim w grudniu, tuż przed Bożym Narodzeniem. A Wiedeń? „Never been” co prawda, ale to miasto Jonathana Carrolla, który chociaż teraz pisze (jak już napisze) gorsze książki, to w przeszłości każda kolejna pozycja podpisana jego nazwiskiem była dla mnie obowiązkiem. No i to też miasto Seayou Records, którzy wypuszczają dobry – głównie – pop, czasem i inne gatunki. Ale głównie pop. Dobry.

Po dłuższej przerwie wracamy z Kumulacją. Dziś Austria, której u nas zazwyczaj mało lub w ogóle. Na palcach trzech rąk pewnie dałoby się zliczyć teksty o wykonawcach z tego europejskiego państwa. A przecież ten urokliwy kraj kojarzony głównie z narciarskim szusowaniem i słodkościami ma wiele do zaoferowania w muzycznej sferze. No to sprawdźmy, co tam się ostatnio nad Dunajem i Murą zadziało.


AUTOR: Crystal Soda Cream
TYTUŁ: Things Don’t Talk
WYTWÓRNIA: Wilhelm show me the Major Label
WYDANE: 25 czerwca 2019


Po siedmiu latach Crystal Soda Cream wrócili do domu. OK., może nie do końca, bo ich dom jest w Wiedniu, ale to właśnie w Grazu, w WSMTML trio debiutowało w 2012 roku. Dwa kolejne wydawnictwa (Escape from ViennaWork & Velocity) ukazały się w Totally Weird Records ze stolicy, więc chyba jednak można stwierdzić, że ucieczka z Wiednia się – w końcu – udała. Things Don’t Talk, czwarte studyjne wydawnictwo Crystal Soda Cream, nie odchodzi od muzycznych standardów Austriaków. Nadal grają mrocznie, na swój sposób melancholijnie i staroświecko, w zanurzeniu w latach osiemdziesiątych. Zimna fala, brytyjski post-punk, rezygnacja. Z tych nagrań od samego początku wiatr daje po oczach, a deszcz zacina w okna. Domy z czerwonej cegły, nad głowami smog, w pubach kaszlem zanoszą się od papierosowego dymu, który drapie i wypruwa też oczy. Muzyka Crystal Soda Cream jest pełna smutku i negatywnego bagażu doświadczeń. Ciężki wokal, jazgocząca gitara i współpracująca ze sobą, idąca w parze sekcja rytmiczna oparta na prostych, a jednocześnie chwytliwych bębnach, to droga do sukcesu Things Don’t Talk. Wystarczy posłuchać „Cease all Life” czy tytułowego „Things Don’t Talk”, by się o tym przekonać. Z łatwością wyłapiemy ducha The Cure, The Smiths czy Bauhausu.

NASZA OCENA: 6.5




AUTOR: Veza Fernandez
TYTUŁ: Wenn Auge Mund Wird
WYTWÓRNIA: Wilhelm show me the Major Label
WYDANE: 8 maja 2019


Hiszpańska performerka i choreografka od lat mieszkająca w Austrii w swoim najnowszym, bardzo ciekawym i czysto ideologicznie dobrym projekcie. Veza Fernandez przygotowała spektakl choreograficzny wystawiony w ubiegłym roku w wiedeńskim Casino Baumgarten. Jedenastu tancerzy mierzy się z tematami miłości, przyjaźni, bliskości i solidarności kobiet. Fernandez odpowiadała za cały koncept, wykonanie powierzono wiedeńskiej tanecznej grupie queerowej. Nie mam pojęcia, jak to wszystko wypadło na scenie, a idąc za austriackimi recenzjami teatralnymi, musiało być ciekawie i kolorowo. Dźwiękowo Wenn Auge Mund Wird, czyli Gdy oczy stają się ustami, to wydawnictwo tyleż interesujące, co jednocześnie nieco zaprzeszłe. Dużo na tym albumie melodii standardowych, jak w „Loud girl in the white houses”, gdzie narracja toczy się w takt gitary elektrycznej, lub w „Secret song”, kawałku skromnym i folkowym, również zagranym na elektryku.

Ale Wenn Auge Mund Wird to przede wszystkim praca głosem. Melodeklamacje, recytacje, chóralne śpiewy. Najlepiej wypadają partie ambientowe, a otwierający kasetę „Through eyes break the teeth through the snow” to bardzo ładny opener, tak jak urzeka pełne pogłosu „Look at my tongue”. Niestety Veza Fernandez musiała wbić w swój spektakl noiserockową kompozycję wdzięcznie zatytułowaną „Are we roses”. Rozumiem, że mocniejszy akcent na gitarze i perkusji miał nadać pracy ostrzejszy wydźwięk, ale wyszło to dość słabo i… schematycznie.

NASZA OCENA: 6




AUTOR: Levie
TYTUŁ: Levie
WYTWÓRNIA: Wilhelm show me the Major Label
WYDANE: 16 stycznia 2019


Totalny off, raptem 272 fanów na Facebooku i – uwaga – 28 słuchaczy na last.fm. To nie są oszałamiające liczby. A muzyka Levie, choć też jakoś nie powala na kolana, to niesie ze sobą spory bagaż dźwiękowej depresji. Bas i gitara (a jak spojrzy się na zdjęcia dziewczyn na fanpejdżu, to znajdzie się też zestaw bas-perkusja) tworzą melancholijną, przytłaczającą aurę okraszoną równie smętnym wokalem, a w „Go on” także i rozdzierającym serce pojękiwaniem. Recepta Levie na Levie jest prosta – grać wolne, spokojne kawałki. Bez fajerwerków, bez dramatyzmu i akcji. Trochę mi się to kojarzy ze starymi piosenkami Mariki Hackman, choć wokal dziewczyn z Levie jest przykryty reverbem, a Hackman świeciła czystym, mieniącym się wszelkimi kolorami folkowej tęczy w odcieniach szarości.

Nie wiem, jaki status w Austrii mają dziewczyny Tina Bauer i Eva Koglbauer. Pochodząc z Wiednia, swój debiutancki album wydały w Wilhelm Show Me the Major Label z Grazu. Grywają koncerty, supportują inne zespoły. A ich Levie, ten minialbum liczący sześć kawałków, których czas łączny to jakieś dwadzieścia trzy minuty, to zalążek na coś ciekawego w przyszłości. Wiadomo, duet może się rozpaść, może też przerodzić w coś większego. Wypatrujmy.

NASZA OCENA: 6.5




AUTOR: Land of Ooo
TYTUŁ: Wry Cry
WYTWÓRNIA: Numavi Records
WYDANE: 28 czerwca 2019


Krótka, licząca zaledwie cztery utwory epka, ale to wystarczy, by stwierdzić, że to kawał dobrego indie. Land Of Ooo, trio z Grazu, gra przebojowo, chwytliwie i post-punkowo, a od samego początku do końca Wry Cry słychać, jakimi zespołami Nora Köhler, Leonie Bramberger i Julian Werl zasłuchują się na co dzień.

Bas, perkusja i gitara elektryczna, dreampopowa aura i momentami jazgot. Do tego dwugłos, damski i męski, wpadające w ucho riffy, bujający rytm. Land of Ooo otwiera epkę utworem „Driving alone”, a ja słyszę w tym nagraniu naleciałości Veronica Falls i wiem, że katalog Slumberland Records został przez Austriaków dobrze przeczesany. Z post-punkowym sznytem, niemal pazurem, zwłaszcza w następującym po „Driving alone” „Waiting For The Whales”. Przestery, lekki niechluj i młodzieńcza fantazja napędzają utwór numer dwa. Trochę grzeczniej, bo z noise’owymi momentami, jest przy zamknięciu. W „Fight Against Ceiling Vents” trio lekko przyspiesza, pozostając przy swoim luzackim, ninetiesowym stylu. Ten luz połączony z romantyzmem wydaje się być znakiem charakterystycznym dla całego Wry Cry, bo utwór tytułowy to typowe Galaxie 500 przez Violens. Harmonia, ukojenie, piękna melodia. Tego kompozytorskiego piękna na płycie jest wiele, w każdym kawałku Land of Ooo je usłyszymy. W śpiewie, w połyskującej linii basu, w skromnej perkusji. Naprawdę szkoda, że to takie krótkie.

NASZA OCENA: 7.5




AUTOR: Cryptic Commands
TYTUŁ: Modern Talking
WYTWÓRNIA: Numavi Records
WYDANE: 24 maja 2019


Kolejne wydawnictwo z Numavi i kolejne dobre gitarowe granie. Słuchając Modern Talking (cóż za przewrotny tytuł!), wracam pamięcią do lat świetności Bikini Kill, Sonic Youth, Pixies czy nawet Meat Puppets. Gitarowe solówki, szybkie tempo, rozkręcone przestery, raz łagodne śpiewy, innym razem agresywne krzyki („Merger From Hells” z łatwością znalazłoby swoje miejsce na albumie Perfect Pussy). Cryptic Commands nie stronią też od bardzo brudnych aranży, cenią brzmienie lo-fi, nie siląc się na specjalne ugładzanie kawałków. Noise’owe „Fortune Cookie” kojarzy się z Thee oh Sees, a następne na liście „Go” chwyta luźnym, wakacyjnym vibe’em.

NASZA OCENA: 6.5




AUTOR: The Heavy Minds
TYTUŁ: Second Mind
WYTWÓRNIA: StoneFree Records
WYDANE: 12 lipca 2019


Cztery lata po wydaniu Treasure Coast The Heavy Minds wracają z płytą numer dwa. I trzeba przyznać jedno, debiut i Second Mind brzmią bardzo podobnie. Może to kwestia muzycznych zainteresowań tria, może faktu, że wszystkie nagrania niosą ze sobą ducha lo-fi, a może dlatego, że pochodzą mniej więcej z tego samego okresu? W końcu już singiel „Footpath To Fortress” The Heavy Minds udostępnili w styczniu 2016 roku, zaledwie kilka miesięcy po premierze Treasure Coast.

Second Mind ma prostą konstrukcję. Dużo przesterów, jazgocząca gitara wchodząca w psychobilly, garażowa perkusja i energiczna, falująca między gitarą a rytmem linia basu. To typowy noise rock wyrwany, który przed laty sprawdziłby się w Powiększeniu czy w Chmurach, dla niewielkiej liczby, ale za to żywiołowo reagujących, bujających się w transie słuchaczy. Halucynogenne melodie, skrzekliwy wokal, masywne, rozlewające się niczym lawa riffy i flirt garażowego rocka, lo-fi z Kalifornii  i pustynnego stoner rocka. Fajnie to wyszło The Heavy Minds, zespołowi z Peuerbach w Górnej Austrii.

NASZA OCENA: 7




AUTOR: VIVIN
TYTUŁ: KAOS
WYTWÓRNIA: Seayou Records
WYDANE: 10 maja 2019


Austriackie Chromatics, wiedeńskie CHVRCHES. Ale zagrane z większym polotem, większą łagodnością i, niestety, większą szansą na pominięcie. Zresztą nie oszukujmy się, wydawnictwa zarówno z Austrii lub z samego Seayou Records nie docierają do większych grup odbiorców. Rzadko się o nich pisze. Sami rzadko to robimy. Ale album KAOS zmusza do zainteresowania. Tak delikatnego, uroczego popu dawno nie słuchałem, a słucham debiutu VIVIN od ponad dwóch miesięcy. Nie że codziennie, no ale.

VIVIN swoje piosenki tworzą rotacyjnie – muzycy wymieniają się instrumentami na każdym kolejnym kawałku. Tak powstał KAOS mający symbolizować chaos – w życiu i muzyce. Niby przebojowo, ale dostojnie. Niby pop, ale mało komercyjny. Niby lśniące syntezatory, ale stonowane pianino. Niby lekkie melodie, ale poważniejsza tematyka. Ale jedno jest pewne – to kawał dobrej muzyki. Trio z Wiednia (świetnie opowiedziało nam o sobie w alfabetycznej formule ABCD) sypie hitami. „Skip the Beat”, „Chromatics”, „Cryptic”, „Half Moon Half Sun” czy „Reborn” – tych kawałków słucha się z ogromną przyjemnością. Pewnie, są też momenty gorsze, przesłodzone aspartamem i stewią jednocześnie, jak „Sixteen” lub tytułowy „Kaos”, a kilka innych pozycji mogłoby się na KAOS nie znaleźć i płyta by na tym nie ucierpiała. VIVIN są jeszcze młodzi, przed nimi cała przyszłość, mogą zawojować synthpopowy świat. Austrze się udało. Chromatics się udało, The Naked and Famous się udało i nawet Purity Ring się udało, to triu z Wiednia się nie uda?

NASZA OCENA: 7



 

 

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA (ŚREDNIA)
%d bloggers like this: