Siedem kompozycji, siedem szamańskich wręcz utworów utrzymanych w wielce folklorystycznej stylistyce. Jak elektronika, to raczej jako dodatek – piszemy o wspólnej płycie KakofoNIKT i Chóru Pogłosy, albumie Wyraj.


AUTOR: KakofoNIKT & Chór Pogłosy
TYTUŁ: Wyraj
WYTWÓRNIA: Requiem Records
WYDANE: 12.06.2020


Kiedy przyszła ta płyta, akurat byłem w ferworze organizacyjnym Festiwalu Kultury Żydowskiej w Grodzisku Mazowieckim. Potem, jak to zwykle bywa przy dużych zdarzeniach, totalnie nie mogłem dotknąć jakiejkolwiek płyty, a Wyraj przechodziło z kąta w kąt. Po całej instytucjonalnej gorączce staram się nadrabiać wszystkie muzyczne zaległości, KakofoNIKT i Chór Pogłosy nagrali płytę, którą z miejsca trzeba było opisać, lekceważąc pozostałe obowiązki (albo próbując wykrzesać z siebie jeszcze trochę siły).

Biję się w pierś, ale i ponarzekam.

Trudno się działa, gdy ma się na głowie (wówczas) dwuipółletnie dziecko, w powietrzu i na ulicach, a przede wszystkim w głowie szaleje pandemia, w tle trwa tygodniowy festiwal, który liczy dwadzieścia osiem interwencji, do tego dochodzą cztery książki, sprawozdania i… co będę kłamał, życie. Na Wyraj mamy naprawdę ciekawą i bogatą w melodie opowieść z pogranicza ludyczności, słowiańskości i elektroakustyki. KakofoNIKT, trio kojarzone raczej z wolną improwizacją, z zabawami dźwiękami, noise’em czy muzyką konkretną, w składzie Patryk Lichota, Hubert Wińczyk i Michał Joniec, tym razem i w większym instrumentalnie gronie, i z chórem, i przede wszystkim w innej muzycznej tonacji. Wyraj to niejako hołd złożony pradawnym wierzeniom i temu, co stanowiło podstawę, bazę naszych pogańskich przodków – naturze. Za wszystkie teksty na płycie odpowiada Joniec, trio do współpracy zaprosiło czwórkę innych artystów (i artystek): stąd Wyraj mami dźwiękami chociażby liry korbowej, altówki, przeróżnych perkusjonaliów i przeszkadzajek. No i liczący dwadzieścia osiem (jeśli nie pomyliłem się w liczeniu) osób chór Pogłosy pod przewodnictwem dyrygentki Joanny Sykulskiej.

No i mamy. Siedem kompozycji, siedem szamańskich wręcz utworów utrzymanych w wielce folklorystycznej stylistyce. Jak elektronika, to raczej jako dodatek. Improv? Noooo… No nie, ale z fantazją i wymaganym kolorytem snują się te tribalowe opowieści. Co prawda pierwsza na płycie „Dronologia” to raczej długi ambientowo-drone’owy (jak sugeruje sam tytuł) dryf w ciemnym lesie, przedzierające się między drzewami, a gdy wchodzą chóralne głosy, ponad ich koronami melodie, ale już tutaj da się poczuć całościowego ducha wydawnictwa. Metaliczny, powolny wstęp „Maku tataraku” z misternymi szeptami w tle przechodzi w plemienno-pogańską kompozycję, coś jak wędrowanie wokół paleniska czy totemu. Aura The Shrine, tego kanadyjskiego filmu, którego akcja toczy się w malowniczej, polskiej wiosce Alwinia. Ale z drugiej strony, gdy wchodzi śpiew solisty („W zamku swym Lelij – Smętek…”), można poczuć ciężar wręcz pasyjny, sakralny, co gryzie się i z tekstem, i całym konceptem płyty. Zmienia się warstwa melodyczna, jakby cień spowił artystów, jakby nadszedł czas rytualnych modłów, po którycych znowu Chór Pogłosy wdzięcznie, szamańsko śpiewa swoje partie. „Sporysz” to świetna opowieść, muzycznie znakomita narracja, z napięciem wywowyłanym przez solowy damski śpiew, raczej krzyk, z elektronicznym, cyberprzejściem, które przecina utwór, z zawodzącą lirą korbową. Rytmika, klucz w „Sporyszu”, to chyba najważniejszy element, zaraz obok wokali, Wyraju.

Tantryczny „Muchomor” uwodzi partiami śpiewu i metalicznymi błyskami instrumentarium i rozbudową tematu. Fajnie ten utwór narasta, przyspiesza, by w końcówce zejść tylko w nucące rejony. To chyba najlepsza pozycja płyty, choć tak naprawdę zabawa w wybieranie „co lubię bardziej, a co mniej” wydaje się być w tym wypadku rzeczą: a) zbędną, b) nietaktowną, c) niepotrzebną i d) po prostu głupią. Każda z kompozycji zbudowana, choć podobnie, różni się smaczkami, natężeniem dźwięków, tonami, tempem. Nastrój – minorowy, nokturnowy – towarzyszy wszystkim nagraniom i jest to clou wydawnictwa, jego mocna strona i, co tu dużo mówić, główny atut. Obok niego jest warstwa muzyczna, niby podobna, ale ciekawa, barwna (choć w odcieniach szarości), prosta, mantryczna.

NASZA SKALA OCEN!

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: