Wyjątkowo nie w środę i nawet nie w czwartek, a niestety (stety) w piątek nadchodzi nowy Improwizowany środek tygodnia. Tym razem piszemy o naprawdę DOBREJ płycie Points.

 


AUTOR: Marcelo dos Reis, Valentin Ceccaldi, Marco Franco, Luís Vicente
TYTUŁ: Points
WYTWÓRNIA: Multikulti (Spontaneous Music Tribune Series)
WYDANE: 1 października 2019


Tak plastycznie, jak to robi Andrzej Nowak na Spontaneous Music Tribune, o wydawnictwach z tej serii nie pisze nikt. W jego tekstach aż słychać wyraźnie te jazzowe dźwięki. Przed oczami widzimy pięciolinię z nutami, obojętnie i chaotycznie rozrzuconymi. Porównania, barwne opisy, nie do podrobienia.

W 2019 roku nakładem Multikulti ukazała się mocarna płyta Points nagrana przez portugalsko(trzech reprezentantów)-francuski(adekwatnie jeden) kwartet. Kto kiedykolwiek miał okazję być w Portugalii i przebywać dłużej z Portugalczykami, wie, że to naród dynamiczny, głośny, radosny, momentami nieprzewidywalny. To nie są stereotypy. Portugalia tętni życiem, raduje się, cieszy nim i z niego. Umie się bawić, niezależnie od wieku. Gdy robiłem projekt dla seniorów w ramach programu ErasmusPlus i jedno ze spotkań partnerskich odbywało się w portugalskim Cascais, zgadnijcie którzy seniorzy bawili się najlepiej? Tak, Polacy dawali „czadu”, ale to iberyjski, nadoceaniczny temperament wybijał się ponad wszystkich. Gdy realizowałem projekt dotyczący profilaktyki HIV/AIDS w Aguedzie (miasto parasolek. Tych słynnych, które znajdziemy w wielu, wielu innych miastach na świecie. Pamiętajcie Agueda była pierwsza) w dwóch lokalnych szkołach, te dzieciaki aż kipiały energią. Ulice Bragi, Porto, Lizbony nocą świecą się blaskiem nie tyle latarni, co oczu mieszkańców przebywających na placach, skwerach, w parkach!

OK., może nie dziś, nie w czasach COVID-19, ale oni do tego jeszcze wrócą. A co ważne – większość robi to w sposób kulturalny. Bez chamówy, bez agresji i tak często spotykanego na przykład na Piotrkowskiej w Łodzi czy Mazowieckiej w Warszawie, „Monciaku” w Sopocie troglodyctwa.

Może to ta kawa, tak w Portugalii tania i pyszna. Może to boskie działanie Ginji, żywotne Bacalhau, słodycz Pastéis de nata Może to efekt słońca, dziennego luzu, szumu oceanu lub obecność palm na ulicach, ale… No właśnie, ale.

Points to prawdziwa laurka portugalskich nocy, szalonych, żywych, nieprzewidywalnych jak wycieczki od pubu do pubu w upalny wieczór w Lizbonie, gdzie czasu nie spędza się w jednym miejscu, a wędruje, imprezuje, chodzi i się bawi. Portugalia tętni życiem, a Points jej w tym nie ustępuje. „Exclamation Mark” z chaotyczną, skoczną rytmiką przywołującą skojarzenia z Półwyspem Iberyjskim, z wiolonczelą, po którego strunach żwawo skaczą dłonie, z rozciągniętą, wirującą w przestworzach trąbką i typowo iberyjskim fingierpickingiem na gitarze, którego korzenie sięgają zarówno w tradycji improwizowanego jazzu, jak i w korzeniach Fado. Ten piętnastominutowy, świetny utwór na dzień dobry, ubrany w standardowe freejazzowe ramy kompozycyjne. A mianowicie – podzielony jest na części, których mnogość i różnorodność tematów porywa, nęci i nurtuje. Generuje skupienie, wzbudza chęć na wyłapywanie coraz to ciekawszych smaczków, nowych dźwięków, zmian nastrojów.

W każdym z utworów na Points kwartet bawi się melodiami, skacze, zmienia reguły gry. W pierwszym „Exclamation Mark” uwodzi przede wszystkim melancholijna baza, zawodzący dęciak Luísa Vicente, rozdygotana w tle gitara Marcelo dos Reisa. Świetnie wybrzmiewa końcówka, gdzie perkusja nabiera rozpędu, wiolonczela agresywnie tnie uszy, a trąbka fałszywie pogrywa sobie z recepcją słuchaczy. W „Question Mark” pojawia się swoista aura niepewności, nagranie kwartet oparł na delikatnych frazach gitary i jazgotliwej trąbce. Wcześniej słuchaczy wita świetna partia perkusji, a końcówka to prawdziwie portugalska gitara.

Dwa kolejne i zarazem ostatnie utwory – „Punctuation” i „Endpoint” potwierdzają, ze kwartet świetnie się ze soba odnajduje. Ostre, zgrzytająco-jazgoczące smyki w „Endpoint” (sam środek nagrania) zgrabnie rozdzielają perkusyjne wyprawy Marco Franco, a zmiana tematu przy siódmej minucie sprawia, że zaczynamy krążyć niemal wokół muzyki klasycznej, momentami folku, łącząc się z dźwiękową przyrodą, czując tę wolną naturę. Ale wcześniej jest mroczne „Punctuation”, z wiszącymi nisko burzowymi chmurami, z napiętą atmosferą rozciągniętego drone;u na wiolonczeli i fałszującą w tle trąbką. Niepokojące bębny tylko podbijają aurę niepewności, ten czający się za winklem lęk. I kiedy wydaje się, że te negatywne emocje znajdą swoje ujście w mocnym wybuchu, w skumulowanej muzycznej agresji, dos Reis, Ceccaldi, Franco i Vicente pogrywają sobie ze słuchaczem, zwalniając, odpuszczając, luzując tę duchotę. Nie ma wybuchu, nie ma eksplozji. Jest misternie szyta intryga.

 

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: