Powolne tempo, delikatny, apatyczny wręcz śpiew kontrastują z rozdygotaną gitarą. Piszemy o 0Rh-, niedawnym wydawnictwie Forever Fatale.
AUTOR: Forever Fatale
TYTUŁ: 0Rh-
WYTWÓRNIA: wydanie własne
WYDANE: 2 czerwca 2018
O Forever Fatale nie można nic napisać ponad to, że to projekt (współ?)tworzy Zofia, mieszkająca – idąc za Bandcampem – w Londynie. I zasadniczo te Wyspy Brytyjskie w nagraniach Forever Fatale słychać wyraźniej niż to możliwe. A wszystko na pięciu głęboko najntisowych kompozycjach z uroczym, rozmytym (czytaj: bardzo niewyraźnym) wokalem Zofii. Tutaj z miejsca i na starcie trzeba przytoczyć główne skojarzenie z Laną Del Rey, a dokładniej z jej „ledwo co tchu” manierą wokalną. Tę najłatwiej wyłapać w otwierającym 0Rh- „Davidzie Bowie’em”. Do tego urocze gitary wywołujące tę typową ścianę dźwięku, pogłos, pogłos, pogłos i odrobina rozpływającej się słodyczy. Chociaż można było sobie darować tę solówkę z około 2:20. Następujące „Crystals” to już wyższa szkoła spokojnej jazdy. W myśli Cocteau Twins, momentami też Ride, głównie ze względu na tę roztaczającą się zewsząd harmonię, którą burzą buzujące przestery „Ultrasonic”. Ileż w tej muzyce smutku, ileż melancholii. Powolne tempo, delikatny, apatyczny wręcz śpiew kontrastują z rozdygotaną gitarą pchającą trzeci indeks. I tak naprawdę wszędzie jest podobnie, nieważne czy odpalimy wspomniane „Ultrasonic” czy „She’s Like Heroin” lub „Poison Ivy”, Forever Fatale gra(ją) melodyjnie, sennie, marzycielsko. Z niezłymi inspiracjami, ale o nie w shoegazie nietrudno.
Forever Fatale gra dobre szugejzy, o które dziś wcale nie tak znowu łatwo. Gdybym chciał doradzać coś FF, a wydawcy nowego artystę, spotkałbym ze sobą zespół z Thin Man Records. Bo ta muzyka ma w sobie pierwiastek komercyjności i telewizyjnej chwytliwości. Delikatny dream pop? To zawsze będzie w cenie, nawet jeśli utwory są do siebie bliźniaczo podobne, a albumowi kompozycyjnie brakuje takiego momentu przełamania, który tchnąłby w tę epkę więcej siły.