Po latach oczekiwania fani mogą odetchnąć, Deathcrush wydali Megazone, swój pierwszy album i jedno jest pewne – Norwegowie nie biorą jeńców.
AUTOR: Deathcrush
TYTUŁ: Megazone
WYTWÓRNIA: Apollon Records
WYDANE: 31 maja 2019
Nie będę kłamał, zupełnie nie kojarzyłem Deathcrush, nie nadziałem się na hype sprzed kilku ładnych lat, kiedy norweska prasa zachwycała się singlami, tą linią numeryczną „Lesson…” czy mikroepką Skool’s In. Pierwsze wydawnictwa Deathcruch ukazały się w 2013 roku, blisko sześć lat temu. Przez ten czas zespół nie próżnował – grał koncerty, odwiedzał nordyckie festiwale, co jakiś czas wypuszczał wspomniane single, współpracował z Norway Rat Records.
Lata minęły, zresztą mijają nieubłaganie szybko, mody przemijają, zespoły umierają śmiercią naturalną. Te, które nie miały na koncie żadnych spektakularnych długograjów studyjnych, często wpadają w wir zapomnienia szybciej niż ci wykonawcy, którzy dorobili się płyty, nawet płyty z kilkoma przebojami. Niedawno pisałem o Judy’s Funeral, że po wypuszczeniu pierwszej epki Four Track Extended Play i podwójnego singla zniknęli na sześć lat. W tym roku powrócili w dobrym stylu za sprawą Trzôsku. Z Deathcrush pech był/jest taki, że Norwegowie poza serią kawałków, które – nie oszukujmy się – hałas robiły jedynie hen, na Północy lub wśród znawców, nie docierały dalej. Megazone to zmieni(a).
Debiutancki – w końcu – album Deathcrush to siarczysta fuzja noise rocka, psychobilly, industrialu, okołometalowych zapędów tria z wplecionymi indierockowymi fascynacjami, gitarowym lo-fi. I przede wszystkim z mocną, rozdzierającą na strzępy, transową elektroniką. Chociaż zaczyna się przebojowo i przystępnie, bo w „Ego” jest wszystko (chwytliwa melodia, wpadająca w ucho perkusja, rzężąca gitara, pulsujący bas, uroczy wokal Linn Nystadnes na przesterze), by się w tym kawałku zasłuchiwać, a skojarzenia płyną w stronę Alison Mosshart i starych nagrań The Kills, dalej norweski skład sieka, kopie, poniewiera i aż pluje muzyczną agresją. Ostra gitara w „Pushpushpush”, odhumanizowana i horrorowa melodeklamacja Nystadnes przypomina narkotykowy zjazd, a świetna linia basowa w „Khmer Rich” idąca w parze ze śpiewem Linn, kakofoniczną linią melodyczną i wbijającą szpilki w uszy elektroniką sprawiają, że to drugi najbardziej przystępny kawałek na Megazone. Atmosferę podgrzewa atomowa, doomowa perkusja w drugiej części utworu i rzężąca gitara, a na ich tle wokal wypada niesamowicie lekko.
„Dumb” kojarzy mi się ze starymi nagraniami Enter Shikari i Hadouken. To takie samo natężenie energii i chaosu, choć w przypadku Norwegów tonowane żeńskim akcentem na mikrofonie, ubrudzenie metalowym sznytem narkotycznego nu-rave’u, dziś już pokrytego kurzem, ale w dalszym ciągu świetnego. Ale potem Deathcrush odchodzą od transowej atmosfery na rzecz czystej sieki, noise rocka w pełnej okazałości, z metalową perkusją, z jazgoczącymi gitarami, w końcu z zabawą w motoryce kawałków. Bo jak inaczej nazwać powolne i miażdżące swoim ciężarem „Filthy Sweet”, które przecież rozpoczyna się skromnie i wpadając w ucho. Jak łączyć ze sobą mroczne, wręcz „ohydne” „Bedpost” z psychodelicznym, hipnotyzującym i mogącym pełnić ścieżkę dźwiękową do zbiorowego samobójstwa „Trust Me”? Rewelacyjnie kontrastują ze sobą blackmetalowe „Daemon” (ja ten kawałek wyobrażam sobie w egzorcystycznych horrorach, choć spokojnie mógłby zostać wrzucony do dokumentu Egzorcyzmy Anneliese Michel) i będący na równi z „Ego” w swojej przebojowości i sile „State of the Union”, które zespół wyciągnął do 24 minut. Po czterech minutach pełnych upojnych partii jazgoczącej gitary, dynamicznie wybijanego rytmu na perce i uwodzącego, transowo-buntowniczego śpiewu Nystadnes nastaje cisza. Ale nie cisza niezobowiązująca, lecz trzymająca w napięciu, jakby coś wisiało w powietrzu, jakby przed burzą. I faktycznie, ostatnia z tych dwudziesty czterech minut „State of the Union” to ukłon w stronę chaotycznej, obijającej łokcie elektronik spod znaku debiutu Crystal Castles, czyli jeszcze z szaloną Alice Glass za mikrofonem.
Świetny, naprawdę świetny debiut, który miał prawo kształtować się tyleż lat.