AUTOR: Coldair
TYTUŁ:
Far South
WYTWÓRNIA:
Antena Krzyku
WYDANE:
17 października 2011

 
Młodość powinna być radosna i pełna miłych chwil. Smutek? Teoretycznie nie powinno się o nim myśleć, nie powinno się wracać do tych dalekich i przykrych chwil. Tobiasz Biliński jest młody i gra smutną muzykę. Ale piękną i warto jej posłuchać.

To już druga taka dawka melancholii. Od tego „norwesko”-polskiego singer/songwritera. We wrześniu ubiegłego roku Coldair, bo pod takim pseudonimem nagrywa Biliński, wydał Persephone – jedenaście pozycji ubranych w skromną szatę nazwaną folkowym minimalizmem. Co mamy po ponad dwunastu miesiącach? Mniej więcej to samo, z lekką jednak różnicą – mniej tu „folkowego plumkania”, a więcej zaś przemyślanego podejścia do komponowania. „Koncept album”, jak stwierdził Tobiasz. Ale to tak nie do końca konceptualna płyta. Nagięciem teoretycznym będzie, że Far South to „próba rozliczenia się z przeszłością, z jej demonami i historiami ostatniego roku w życiu muzyka”. Nagięcie, ale ładnie brzmi, a to już coś.

„Czymś” jest sophomore Coldair, to nie ulega wątpliwości. I chociaż słucham tego albumu już od bardzo, ale to bardzo dawna, to nadal mam jedną wątpliwość. Ale o tym później.

Zaczyna się…kystowo. Freak folk spod znaku tej ex-sopockiej formacji (obecnie muzycy mieszkają w Warszawie i Berlinie) czy, to naciągane, ale momentami da się wyczuć, Animal Collective (klimaty Campfire Songs), a także lekka nuta ambientowych brzmień witają w pierwszej części „I Wonder/Outdated”. Druga odsłona utworu to już folk w najlepszej postaci, a wokal Tobiasza może tutaj budzić skojarzenia z Sufjanem Stevensem.

”I Won’t Stay Up” to z kolei wybuchowa aranżacja tak naprawdę prostych i tradycyjnych dla Coldair instrumentów. I ponownie można pokusić się o porównanie. Tym razem nie z Sufjanem, lecz brodatym folkowcem, Samem Beamem. Dlaczego akurat on? Bo zarówno „I Won’t Stay Up” jak i ostatnia płyta Iron & Wine utrzymano w stylistyce popowej. I nie, nie wychodzi to źle czy niekorzystnie dla obu zainteresowanych. Tobiasz co prawda nie posiada chociażby takiej brody jaką czaruje twórca Kiss Each Other Clean, ale tutaj można pokusić się o kolejne duże nazwisko (ok., duże to ono jest dla fanów folku). Duch Sama Amidona dryfuje nad „Digging” i znowu należy zaznaczyć, że nie jest to jakiekolwiek wypominanie, bo przyjęło się, że porównania (przede wszystkim w polskim dziennikarstwie muzycznym są oznaką: a) lansu autora, b) udowodnieniem, że muzyk nie ma za grosz talentu. W przypadku Far South nie o to chodzi. To próba udowodnienia, że Tobiasz Biliński, układając szkice, miał w głowie i swoje własne wizje utworów, i naprawdę dobre inspiracje. Bo tych właśnie wykonawców, inaczej niż „najlepsi z najlepszych”, nie nazwiemy.

Na co warto zwrócić jeszcze uwagę? Przede wszystkim „Together/Alone”, czyli piosenkę, którą z całości nowego materiału usłyszałem jako pierwszą. Spokojna ballada, w której Coldair demonstruje wysoką umiejętność fingerpickingu, czego na Persephone jednak brakowało. Dodajmy do tego, jak by nie było, wesołą melodię i wzruszający tekst i mamy solidnego faworyta do „polskiego utworu 2011” (jeśli taka kategoria istnieje). I na zakończenie jeszcze „What Is There To Know”, czyli utwór, który w swojej pierwotnej postaci był jedną całością (to słychać), a który na płycie stał się trzema oddzielnymi tworami. Tobiasz przyznał, że nie lubi słuchać długich kompozycji i właśnie dlatego jest jak jest. Rozbijając na czynniki pierwsze: „What Is” to kompozycja tylko i wyłącznie instrumentalna, z której wydaje się, że bije nadzieja, a muzyczne krajobrazy przemykają przed uszami słuchacza. „There” łączy ze sobą smutek i ledwie wyczuwalną iskierkę radości. Kończy się smutniaście, przechodząc w „To Know” uparte na dynamicznej i klimatycznej perkusji, kojarzącej się z tą znaną z Waterworks, ostatniej płyty Kyst.

Słuchałem od jakiegoś czasu i słucham Far South nadal, jednak cały czas mam ten niepokojący dylemat. Bo o ile Cotton Touch w efekcie było gorsze od swego następcy, tak i Persephone wymięka przy najnowszym albumie sygnowanym nazwą Coldair. A dylemat? Pytanie: jak dobra jest ta płyta i czy Tobiasz osiągnął już swój szczyt jako kompozytor i singer/songwriter. Mam nadzieję, że nie, bo chociaż jest to jedna z lepszych pozycji bieżącego roku w Polsce, to wierzę, że to dopiero początek.

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: