CLANN bawi się ze słuchaczami, ale jest to przyjemna zabawa, bo z celtyckimi wierzeniami w tle.


AUTOR: CLANN
TYTUŁ: Seelie
WYTWÓRNIA: House of Youth Records
WYDANE: 1 grudnia 2018


Delikatne, choć jednocześnie wyraziste melodie, filmowy sznyt i baśniowy charakter. Sebastian McKinnon porusza się po grząskim i efemerycznym podłożu dźwiękowym, podejmuje tematy celtyckich legend. Nazwisko w końcu zobowiązuje, tytuł płyty również. To główne wyznaczniki opisujące Seelie.

Długo zbierałem się do pisania o nowym albumie Sebastiana McKinnona, choć tak naprawdę jakichś szczególnych powodów do tego nie było. Kojarzyłem KIN Fables, projekt Sebastiana współtworzony z bratem Benjaminem. Widziałem kiedyś trzy klipy „Kin Salvage i Requiem, pamiętałem (mniej więcej) muzykę. Od 2013 roku, kiedy McKinnonowie wypuszczali „Kin” do Seelie z repertuaru CLANN-u (CLANNu? Nie, to wygląda, że oczy bolą. Najlepiej by zostawić nieodmieniane CLANN) niewiele się zmieniło w zakresie dźwięków.

Triphopowa rytmika, balladowa melodyka, bajkowość w ujęciu dość romantycznym, przy jednocześnie kinowej budowie piosenek. Kinowej, bo CLANN gra na emocjach, buduje atmosferę. Tu ją podbija, tam zagęszcza, by za chwilę zwolnić tempo, umieścić solówkę na skrzypcach, przyciąć eteryczne wokale lub dodać kojący szum. To jedna strona medalu; drugą niech stanowią nagrania zbudowane na quasi-tanecznej rytmice, kawałki chropowate i szorstkie lub orbitujące wokół mrocznych i ciężkawych kompozycji. Tak, Sebastian McKinnon bawi się ze słuchaczami, ale jest to przyjemna zabawa, bo z celtyckimi wierzeniami w tle.

Samo słowo „Seelie” to nic innego jak nazwa dobrych wróżek w świecie magicznych irlandzkich (choć nie tylko) stworzeń. Sam motyw pojawiający się na froncie okładki uderza w tę tematykę, tak samo tytuły piosenek. „Unseelie”, zła wróżka, to utwór dynamiczny, z techno-podbiciem, lekko złowieszczymi podśpiewami, partiami pianina czy celtyckimi skrzypcami.

Zresztą celtyckie skrzypce to na Seelie chleb powszedni i, zaraz obok niezrozumiałego śpiewu, znak rozpoznawczy wydawnictwa. Singlowe „Once Again” ubrano też z kolei w dość islandzki chłód, minimalistyczne i połamane „Dark Angel” mogłoby być efektem zasłuchania się w Buriala czy Aphex Twina. Ale to „Closer” jest najlepsze. Trochę takie Sigur Rós, bardzo Cocteau Twins, solidna dawka melancholii wypływająca od początku o końca utworu, a w większości przypadków też i utworów.

Ładnie i spójnie brzmi Seelie. Momentami naiwnie, nazbyt patetycznie. Sztampowo i jak od linijki, gdy mamy ustalony pewien schemat, którego staramy się na siłę trzymać, podczas gdy lepiej jest odejść od instrukcji obsługi i postawić na nieznanym. Słuchając Seelie, mam wrażenie, że CLANN, tak jak w przypadku reżyserowanych przez siebie filmów stara się podążać za scenariuszem, tak tu McKinnon jakby boi się wyjść poza linię kolorowanki. To razi, ale nie na tyle, by nie docenić elegancji, swoistej szlachetności tych kompozycji.

NASZA SKALA OCEN (K L I K!)

 

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: