AUTOR: Blonde Redhead
WYTWÓRNIA: 4AD
WYDANE: 13 września 2010
WIĘCEJ O ALBUMIE

 
Lubię Blonde Redhead. To zespół, który idealnie nadaje się do słuchania w nocy – spokojny, melodyjny, niekiedy mroczny, taki… marzycielski. Głos wokalistki, Kazu Makino, potrafi ukoić nerwy po ciężkim dniu albo niespodziewanym, niesympatycznym zdarzeniu. I najnowsza płyta nowojorskiego tria właśnie taka jest. Przyjemna dla ucha, zapraszająca słuchacza do swojego świata.

Kapitalne „My plants are dead” rozpoczyna spokojna, dream popowa perkusja oraz „ściszony” wokal. W takiej formie nagrany jest prawie cały album. Prawie, gdyż „Not getting there” to piosenka żywa, z szybką perkusją i energiczną gitarą. (jak na warunki najnowszej płyty wychodzącej z brytyjskiej wytwórni 4AD). Szukasz „zamulacza” na jesienne wieczory? Proszę bardzo – tytułowy kawałek „Penny Sparkle” będzie w sam raz na tę okazję.

„Will there be stars” aż za bardzo wchodzi w klimat prezentowany przez szkocką grupę Travis. To może razić, ale tylko tych fanów BR, którym nie podobają się dokonania bandu z Glasgow. Ogólnie „Penny Sparkle’ należy umieścić w koszyku „Dobre płyty 2010”. Dla miłośników dream popu i muzyki „iście depresyjnej” jest to pozycja wskazana. Osoby, które preferują „spokojniejsze granie”, również powinny zainteresować się nowym Blonde Redhead.
Kazu (i spółka) odeszła od stylu, którym raczyła nas na poprzedniej płycie („23”). Mniej jest szybszego grania, kosztem właśnie typowych shoegaze-owych ballad.

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: