Zagi w końcu wydała nowy album. Przeczytajcie, co – bardzo szczegółowo – mówi o Drapaczu Chmur. To długa, ale jakże ciekawa lektura analizy odautorskiej utalentowanej artystki.
Długo zastanawiałam się nad tytułem EP i po raz pierwszy jako tytułu postanowiłam użyć tytułu piosenki – „Drapacz Chmur”. Ta EPka to trochę taki wynik pierwszych razów i powrotów do korzeni jednocześnie. Odkrywanie siebie na nowo i przede wszystkim słuchaniu siebie i swojej intuicji.
„DRAPACZ CHMUR”
Jest wyjątkowy pod wieloma względami. Po pierwsze, jest tytułowym utworem epki. Po drugie, otwiera epkę i jest jej pierwszym singlem, do którego powstał teledysk. Jest też jedynym utworem ze wszystkich, które do tej pory napisałam, który znalazł się w moim repertuarze pomimo tego, że tworzony był z myślą o kimś innym.
Jak do tego doszło? Razem z chłopakami z The Foxxess Music spotkaliśmy się w okolicy grudnia 2017 na songwriter camp w ich siedzibie w Lublinie. Od lat pracujemy razem, tworząc piosenki dla innych artystów, często jako ghostwriterzy. W siedzibie The Foxxes są 3 studia. Było nas tam 3 producentów i 3 singer/songwriterów. Zrobiliśmy więc losowanie – kto z kim zamknie się na cały dzień w studio, by tworzyć. Pamiętam, że miałam wtedy straszny katar i przypadło mi pracować z Tomkiem Morzyduszą. To był nasz kolaboracyjny debiut, ponieważ od lat, gdy w studio spotykaliśmy się na pisanie piosenek, zwykle pracowałam z Adim Owsianikiem. Taka zmiana okazała się być bardzo inspirująca.
Założeniem tego campa był brak założeń, co było super i czymś zupełnie dla nas nowym, bo zwykle z The Foxxess pisaliśmy piosenki dla nastoletnich odbiorców z odgórnie narzuconym stylem muzycznym i tematyką, w jakiej mamy się poruszać. Tym razem nie było żadnych ograniczeń i tworzyliśmy numery według tego, co nam w duszy gra – muzycznie i tekstowo.
Nie wiem dlaczego, ale tak jakoś mam, że gdy piszę dla kogoś, to melodie wychodzą mi bardziej wpadające w ucho – w komercyjnym sensie – niż jak piszę dla siebie (śmiech). Gdy piszę własne piosenki, choć melodia i tekst powstają u mnie w tym samym momencie, to jednak warstwa tekstowa prowadzi melodię. Natomiast kiedy piszę utwór, brzydko mówiąc „na sprzedaż”, nagle przełącza się jakiś pstryczek w głowie i nie boję się prostych, wpadających w ucho melodii, w efekcie czego utwory, które napisałam dla innych, mają miliony wyświetleń.
Kiedy z chłopakami nagle odjęliśmy te wszystkie ograniczenia w postaci muzycznych styli, tematyki, doboru słów – pozostała tylko czysta zabawa. Zupełnie nieświadomie napisałam wpadającą w ucho melodię z ambitnym tekstem, takim z którym się utożsamiam. Kiedy pod wieczór przesłuchiwaliśmy z wszystkimi utwory, które tego dnia powstały i nagle poleciał „Drapacz Chmur” – poczułam ukłucie i przeczucie, że nie powinniśmy go sprzedawać. Po raz pierwszy w życiu miałam problem z oddaniem utworu, który powstał po to, żeby być w repertuarze innego artysty. Przez tydzień wierciłam chłopakom dziurę w brzuchu, że chcę go zatrzymać, bo właśnie takiej, wpadającej w ucho piosenki mi brakuje. W niepewności trwałam kilka tygodni. Umówiliśmy się, że najpierw kawałek zostanie rozesłany do największych wytwórni w Polsce jako propozycja dla konkretnych artystów – i jak nie zgłoszą się chętni, to mogę go mieć. NO PRESSURE. Uwierzcie, że było to bardzo stresujące doświadczenie, bo z jednej strony super jest napisać piosenkę, którą śpiewa wielka gwiazda, a z drugiej wiedziałam, że „Drapacz Chmur” to wielka singlowa okazja dla mnie. Byłam rozdarta.
Koniec końców „Drapacz Chmur” w końcu był tylko mój! Pozostało go upodobnić aranżacyjnie do pozostałych utworów z nowego materiału, co okazało się nie być takie proste. Muszę tu zaznaczyć, że pierwszą wersją tego utworu jest tak naprawdę remix, który wypuściłam kilka tygodni po premierze teledysku! Zostawiliśmy nawet te zakatarzone wokale z demówki, które słyszę chyba tylko ja (śmiech)
Ciężko było spojrzeć na ten utwór, nie mając w głowie pierwotnej jego wersji. A przecież moim założeniem było w nowych utworach użyć tylko trzech partii instrumentów (gitara, bas, perkusja). Razem z Michałem Wrzosińskim dopracowaliśmy partię basu, taką, jaką później zagrał w studio Wawrzyniec Topa, oraz perkusję, którą w studio zagrał Dawid Motyl. Jednak ciągle miałam problem z partią gitary, nie mogłam wyjść z ram obrazu pierwotnej wersji! Po tygodniach muzycznej rozterki postanowiłam wyciągnąć artylerię. Zadzwoniłam do Krzyśka Łochowicza. Wytłumaczyłam mu, co chcę osiągnąć w brzmieniu i w partii. Krzysiu następnego dnia wysłał mi takie partie, że nam wszystkim nogi z butów pospadały. Piosenka była skończona!
Utwór nagraliśmy w studio Vivi sound w Otwocku, realizacją nagrań, miksem i masteringiem zajął się Falko, czyli Piotr Rychlec.
„SIANO”
Tę piosenkę napisałam w złości i w zniecierpliwieniu. Tekst jest chyba na tyle wymowny, że nie muszę go rozkładać na czynniki pierwsze. Po sukcesie epki Uke, której singiel „Być” hulał na pierwszych miejscach lokalnych list przebojów i po podpisaniu obiecujących umów myślałam, że chwyciłam Boga za nogi i że wszystko zrobi się samo. Jednak zamiast nabrać tempa, wszystko zaczęło poruszać się w slow motion. Okazało się, że przez cztery lata jedyne, czego się nauczyłam, to czekać na swoją kolej i z uśmiechem dziękować wszystkim za to, że poświęcają mi swój cenny czas. Tak bardzo stałam się pokorna, że aż zasnęłam, stojąc w tej kolejce. Obudziłam się zupełnie sama, zmarznięta i wkurwiona. Musiałam tupnąć nogą, żeby z czystą kartką ruszyć dalej. Serio, najgorsze, co można zrobić, to na kogoś czekać. Teraz już nie czekam. Sama decyduję, co będzie dalej.
„REKONESANS”
Tym numerem daję sobie i wszystkim w koło wielkiego, motywującego kopniaka w tyłek. Póki jest choć cień szansy, nie można się poddawać!
Refren w tej piosence powstał na samym końcu. Pamiętam, jak puściłam ten numer Tomkowi Krawczykowi (gitarzysta Meli Koteluk). Byłam mega z niego zadowolona i przekonana, że fraza „Dopóki starczy sił nam i dopóki strach, do tańca nas nie porwał, nie ma podstaw, ani miejsca na to by się poddać” jest refrenem. Chciałam się pochwalić. Ser Posłuchał i powiedział „No super, super, jeszcze dopiszesz refren i będzie hit”. Ręce mi opadły, przecież mam refren! (śmiech)
Kilka tygodni musiało minąć, aż z Michałem daliśmy temu szansę i zabraliśmy się za napisanie refrenu. Wpadła nam do głowy melodia śpiewana na „la,la,la,la,la,la”, trochę zadziorna i dziecinnie prześmiewcza, coś jak w outro „Pacze”. Cały refren z początku miał zostać taki „lalany”, ale w końcu przyszły do mnie słowa, które idealnie uchwyciły puentę piosenki i puentę tego, co działo się w przeciągu ostatnich kilku lat mojego życia. „Sporo minęło słów, pod górę ciągnę wóz, rekonesans sieje piekło w mojej głowie, droga zmieniła krój, skończyć się nie chce tu, na wiatr rzuconych słów się plączę, plączę, plączę”. No, a pierwotne „lalala” symbolicznie zostawiłam na koniec piosenki – jako outro.
„KORZENIAMI”
Ten utwór napisałam późną nocą w jakieś 30 minut. Przyszedł do mnie znienacka. Michał tego dnia do późna miksował zlecenia, ale wyprosiłam go, żebyśmy usiedli natychmiast do aranżu, bo napisałam super piosenkę i trzeba to zrobić teraz, już. Tak też się stało. Następnego dnia miałam umówioną próbę z moim zespołem, powiedziałam chłopakom o piosence i po próbie udaliśmy się do naszego (mojego i Michała) domowego studia. Każdy podłapał flow, dopracowaliśmy partie basu i perkusji na komputerze i po chwili utwór był już gotowy!
Bardzo sielski, spokojny, nostalgiczny, opowiadający o tym, co czułam. Bałam się trochę, że wszystkie zdarzenia i znaki jednocześnie dają mi do zrozumienia, że może to już koniec, że może już faktycznie nie ma dla mnie miejsca. Ale czasem trzeba dać na luz i po prostu pójść „Inną drogą”. A co ma być, to będzie. Bo to właśnie o drogę chodzi. Czasem ta droga daje nam więcej wartościowych rzeczy niż sama nagroda.
Wymyśliliśmy wspaniałe chóry, które na koncertach są pretekstem do interakcji z publicznością. Zawsze mam ciarki, kiedy tłum śpiewa podstawę refrenu! „Inną Drogą… Inną Drogą…”. To bardzo potężne i magiczne.
Partię gitary w tym numerze pisałam, przygrywając sobie na najnowszym nabytku – Defilu hollow body z czasów PRL, który kupiłam z ogłoszenia na gumtree. Nowe instrumenty do mnie przemawiają i inspirują. Pomimo tego, że gram na gitarze od ponad 20 lat, to była pierwsza gitara, którą kupiłam za własne pieniądze! Całe 160 zł! Niestety plotki nie kłamią. Ta gitara pięknie wygląda, ale niewygodnie leży w ręku. Wysoka akcja strun, bardzo gruby gryf… Jednak napisałam „Korzeniami” właśnie na Defilu i brzmieniowo ta gitara wpasowała się idealnie w klimat piosenki! Nie wyobrażałam sobie innego wyjścia, jak w studio również ją wykorzystać.
Partię instrumentów do utworów „Korzeniami”, „Rekonesans” oraz „Siano” nagraliśmy dzięki uprzejmości i w domowym studio Karima Martusewicza (basisty Voo Voo). Jednak nie miałoby to miejsca, gdyby nie Mateusz Hulbój, który z Karimem realizacyjnie udziela się w przeróżnych projektach i swoim urokiem osobistym i czary-mary sprawił, że Karim zaprosił nas do swojego studia! Hulba zajął się realizacją nagrań oraz miksem. Przemycił też kilka smaczków brzmieniowych w utworach. W „Sianie”, na przykład, pobawił się pogłosami i na żywo kręcił gałkami efektów, kiedy grałam swoją partię – dzięki czemu powstały kosmiczne gwizdy na ostatnim refrenie. A w „Korzeniami” na przykład wymyślił bardzo otwierającą, przestrzenną partię gitary, która wyłania się w ostatnim refrenie. Hulba również zmiksował utwory! Masteringiem natomiast zajął się Marcin Bors.
AUTOR: Zagi
TYTUŁ: Drapacz Chmur
WYTWÓRNIA: Warner Music Poland
WYDANE: 31 sierpnia 2018
Artykuł powstał przy współpracy z Agencją Cantara Music.