Oświęcimski septet Weroena swój debiutancki album wydali z końcem marca. Teraz zespół opowiada o płycie Weroena, rozkładając wydawnictwo na czynniki pierwsze.

Weroena to zespół grający muzykę songwriterską w indie-rockowej i alternatywnej odsłonie, inspirowanej z jednej strony Rykardą Parasol i Tracy Chapman, a z drugiej kojarzony na przykład z The Cranberries czy Dido. Grupa powstała w Oświęcimiu około 2017 roku, początkowo jako duet rodzinny i do tej pory trzonem zespołu są Weronika Boińska, autorka piosenek, oraz Marcin Boiński (ojciec), który pomaga w tworzeniu, graniu i organizacji. Boińscy do współpracy zaprosili doskonałych muzyków wraz z realizatorem dźwięku, którzy współtworzą i określają ostateczne brzmienie. Zespół gra numery, w których na pierwszy plan wysuwają się melancholijne teksty o jaśniejszych lub mroczniejszych historiach.

„Cemetery Head”

Scenka rodzajowa: Święto Zmarłych, wizyta na cmentarzu, na którym niemiłosiernie wieje wiatr, przeciskanie się przez tłum, spotykanie ludzi, mimo że się tego nie chce – i nade wszystko, narastająca irytacja. O tym opowiada „Cemetery Head”. Tytuł został zaczerpnięty z jednej z piosenek Marylina Mansona, „Putting Holes in Happiness”. Początkowo brzmienie balansowało gdzieś bliżej metalu i gotyku, mocno zainspirowane muzyką Black Sabbath, szczególnie numerem „God Is Dead?” – tak powstał główny motyw ciągnący się przez cały nasz utwór. Później, z biegiem czasu, „Cemetery Head” zaczynało brzmieć już lżej, ale bardziej przestrzennie. Fortepianowe dźwięki, niczym z kryminału albo horroru, które słychać na początku numeru, wymyślił Marcin Kurcz. Podczas pracy nad płytą klawiszowiec Maciej Machowski zainspirował się twórczością Angela Badalamentiego i Davida Lyncha, czyli muzyką z Twin Peaks. Kiedy wstępem do tej piosenki stało się długie, ambientowe intro, zdecydowaliśmy, by „Cemetery Head” otwierało naszą płytę.

„Rollercoaster”

„Rollercoaster” od samego początku wpadał w ucho i stopniowo stawał się naszym sztandarowym numerem. Akustyczny walczyk, z „kopniętym” rytmem w refrenie i charakterystycznym motywem granym na basie, zwracał uwagę najczęściej spośród naszych piosenek. Ironiczne jest to, że chociaż „Rollercoaster” brzmi bardzo słodko, to jest on numerem z bardzo osobistą i trudną historią. Opowiada bowiem o atakach paniki, z którymi zmagała się Weronika Boińska, autorka piosenki. Pisany z perspektywy czasu tekst mówi nie tylko o fizycznych dolegliwościach związanych ze strachem – czyli z refrenowym „wirowaniem oczu” – ale też o przekonaniach, jakie te ataki po sobie pozostawiły. Być może życie samo w sobie nie ma sensu – chociaż to zdanie wcześniej wywoływało panikę, teraz są to jedynie słowa. W końcu sens nadajemy życiu my sami.

„Angels”

Zdecydowany faworyt wielu osób w naszych rodzinach, wśród przyjaciół i nawet w zespole, czyli „Angels”, to bardzo surrealistyczna, barwna piosenka. Początkowa koncepcja zakładała typowo gotyckie, mroczne brzmienie, inspirowane chociażby Closterkellerem czy wspomnianymi wcześniej Black Sabbath i Marilynem Mansonem. Brzmienia chórów i dźwięków niczym z kosmosu, które wprowadził Maciej Machowski, zostały potem zastąpione srogimi riffami i paroma innymi smaczkami. Teraz, zamiast Closterkellera, mamy gotycki western science-fiction o aniołach, które – paradoksalnie – bardziej przypominają demony. O czym opowiada tekst? Najprościej mówiąc, o koszmarze. Nie ma tu szczególnie wielu punktów zaczepienia z rzeczywistością. To raczej zbitek dźwięków z piekła, potworów spod łóżek i demonów z głębi ludzkich umysłów.

„Dear”

Obok „Rollercoastera” jednym z najłatwiej wpadających w ucho numerów jest „Dear”. Ostateczny groove zawdzięczamy przyjacielowi zespołu, Dawidowi Wanatowi i jego pomocy. Przesunięte akcenty w zeppelinowskim stylu, akustyczne i klasycznie rockowe brzmienia gitar oraz charakterystyczna melodia posłużyły do przedstawienia kolejnej osobistej historii. Tym razem to historia o nieszczęśliwej przyjaźni (wiemy, że kusi, by dopowiedzieć „miłości” – ale weroena o miłości rzadko pisze). To pewna próba rozliczenia się z relacją, która już właściwie umarła i której nie można nawet w żaden sposób wskrzesić. Chociaż wydawać by się mogło, że takie trudne i nieraz dramatyczne sytuacje nie są za bardzo uniwersalne, życie pokazuje, iż takie opowieści nie tracą na wartości, bywają aktualne, a nawet uaktualniane.

„Lament of a Worm”

„Lament” od samego początku był takim naszym bangerem. Z „Dearem” niejako połączyliśmy go dopiero na naszej płycie, a jego sukces także zawdzięczamy pomocy Dawida Wanata (którego pomysłem były chociażby genialne chórki w refrenie). „Lament of a Worm”, w przekornym przeciwieństwie do swojej nazwy, jest energiczny, żywiołowy, zadziorny, pędzi do przodu jak lokomotywa. Na płycie niesamowite solo na klawiszach zagrał Paweł Kukla, a w wersjach koncertowych lubimy puszczać hamulce: w taki właśnie sposób tworzą się solówki nie z tej ziemi – na klawiszach, gitarach, perkusji – które są niepowtarzalne, nie do podrobienia. Najbardziej ikoniczna fraza w całym numerze – „I’ll be dancing on your graves” – powstała w dosyć prozaicznych warunkach, bowiem przyszły na myśl Weronice, autorce tekstu, podczas gry w… Minecrafta, kiedy to budowała kościół, właśnie z cmentarzem na tyłach. „Lament” jest właściwie manifestem poczucia własnej wartości. „Zatańczę na waszych grobach” to znaczy, w wolnym tłumaczeniu, jeszcze zobaczycie, na co mnie stać.

„Supernova”

„Supernova” brzmieniowo różni się od innych numerów na płycie, ale zaraz po „Rollercoasterze” jest najczęściej słuchaną piosenką z naszego repertuaru. I nie będzie w tym żadnego ryzyka, jeśli powiemy, że jest też petardą. „Supernova” ma elektryzujące brzmienie, mocny groove, siłę i energię. Tekst powstał na bazie wiersza, napisanego w polskim języku przez Weronikę. Wiele osób pewnie kojarzy ten moment, kiedy po jakimś czasie, gdy kumulują się w nas emocje, zaczynamy w środku wrzeć i bulgotać – i ma się ochotę po prostu wybuchnąć. I w ten oto sposób w jednym zdaniu mamy opisaną treść naszej Supernowy. Ze względu na mocniejsze brzmienie, w tym numerze zrezygnowaliśmy z gitary dwunastostrunowej, można powiedzieć, naszego szyldowego instrumentu.

„Paperbird”

Kolejny „szybki” numer po Supernowej, czyli Papierowy Ptak, ma w sobie coś nie-coś z punka. Tu także odłożyliśmy naszą „dwunastkę”, a w zamian chwyciliśmy gitary elektryczne. Niepokorny, buzujący energią „Paperbird” to historia o bólu fizycznym – dojmującym, wwiercającym się we wnętrzności, tak, że człowiek powoli szaleje i gorączkowo myśli za co, za jaki grzech Bóg, świat albo inny byt zesłał coś tak okropnego. Ciekawostką jest to, że na początku solówka grana na klawiszach w środku piosenki była grana w latynoskim stylu – obecnie jest to zastąpione trochę bardziej hammondowym brzmieniem.

„Hey Ho (Don’t Listen)”

To właśnie ta nazwa w nawiasie była pierwszym tytułem. „Hey Ho”, choć jako pierwszy był grane publicznie, nie jest wcale najstarsze z naszych piosenek. Gdy perkusista Seweryn Piętka usłyszał „Hey Ho” po raz pierwszy, powiedział, że wyobraził sobie, jak jedzie szybko autostradą i słucha właśnie tego numeru. Podobnie jak w „Rollercoasterze” czy „Paperbird”, najbardziej charakterystyczny motyw został wymyślony przez Marcina Boińskiego i grany na basie, tutaj – razem z klawiszami. Tekst zaś jest hołdem dla przyjaciela, a równocześnie manifestem inności. Każdy różni się od otaczających nas ludzi, ale czasem pojawia się poczucie osamotnienia, niezrozumienia, i świadomość, że jest się jakimś dziwnym, że stoi się w opozycji do normalności.

„Sinister”

Od początku pisania „Sinistera”, jednego z młodszych numerów na naszej płycie, wiadomo było, że wyjdzie z tego coś dużego. Jego vibe można porównać do klimatu piosenki „Angels”, ale jest on bardziej niepokojący niż mroczny (angielskie słowo disturbing lepiej oddaje, co chcemy tu powiedzieć). Atmosferę podbijają gitary oraz melotron, który słychać pod koniec. „Sinister” to jedna z naszych dwóch historii o miłości – jednak ostrzegamy, by nie doszukiwać się tutaj niczego miłego ani przyjemnego. To zakochanie jak wahadło skacze raz w stronę obsesji, a raz bezradności – wiadomo jedynie, że (w przeciwieństwie do całego numeru) z tej miłości nic nie wyjdzie, w każdym razie nic oprócz gorzkiego rachunku sumienia.

„Alison’s Eyes”

Ten numer został nam podarowany przez naszego przyjaciela, Grzegorza Adamczyka. Pierwotnie piosenka była zaadresowana do kobiety, ale gdy Weronika wtrąciła swoje trzy grosze do tekstu, całość stała się trochę bardziej uniwersalna. Spytano się nas jakiś czas temu – kim jest Alison? Alison może być tak naprawdę każdą osobą. Obecnie jest dla nas archetypem kogoś, kogo darzy się uczuciem – przyjaźnią, miłością i tak dalej. Kogoś, kogo chcemy dobrze poznać, poznać myśli tej osoby, zaciekawić się nią. W ostatniej zwrotce, którą dopisała Weronika, nie mogło też oczywiście zabraknąć paru gorzkich słów – jednak „Alison’s Eyes” jest jednym z naszych bardziej „bajkowych” numerów. Podobnie jak „Suprenova”, różni się nieco od pozostałych utworów swoim brzmieniem, a także tym, że podczas nagrywania tej piosenki pozamienialiśmy się trochę instrumentami. Marcin, czyli basista, chwycił za gitarę akustyczną, a na basie zagrał Wojtek Nowak, czyli realizator naszej płyty.

„Freeze Me Out”

Płytę zamknęliśmy klamrą – zaczęliśmy od ambientowego intro do „Cemetery Head”, a zakończyliśmy numerem w stylu lo-fi. Pierwotna wersja „Freeze Me Out” była kompletnie innym wymiarem, zrezygnowaliśmy jednak z kościelnych organów na rzecz przytłumionych, trochę mglistych klawiszy. Pierwsze skrzypce gra tu właśnie motyw stworzony przez Marcina Kurcza, który stał się szkieletem dla całej piosenki. Obecnie temat ten otrzymał niesamowite brzmienie, które – kiedy się wsłuchać – przypomina pracującą starą maszynę. Do tego wszystkiego pazura dodaje kolejna solówka Pawła na klawiszach, a’la Emerson, Lake & Palmer. Podczas gdy cała nasza płyta jest istną karuzelą różnych przeżyć i emocji, „Freeze Me Out” to chęć zatrzymania się, zamarznięcia na chwilę. Nieraz człowiek, zmęczony tym, co dzieje się wewnątrz niego, czeka na ciszę. Chciałby na jakiś czas przestać czuć, złapać dystans, by móc poradzić sobie z tym, co go przerasta.


AUTOR: Weroena
TYTUŁ: Weroena
WYTWÓRNIA: wydawnictwo własne
WYDANE: 31.03.2022


Artykuł przy współpracy z Agencją Cantara Music.

%d bloggers like this: