Na czynniki pierwsze album rozkładają Kuba Ziołek (voc/git), Marcin Lokś (git) i Piotr Brzeziński (perkusja)
Kuba Ziołek: Tytuł płyty wziął się z tekstu ostatniej piosenki, w której chodzi o to, że życie może być pełne i spójne tylko dzięki miłości i konfliktowi. Uniwersalne przesłanie szerzone już od czasów Empedoklesa. Wielki podział bierze się z zachwiania owej zasady. Im bardziej próbujemy miłość i konflikt usunąć z naszego życia, tym bardziej Empi się irytuje i zbliża do krateru Etny.
„Tricks”
Piotr Brzeziński: Powiedziałbym, że to taki sztandarowy numer „Rzep“. Numer napędza się z każdą sekundą. Bardzo lubię jego melodykę i na pozór prostą budowę, złamaną jednak paroma riffami i zmianą tempa. No i Lokis wycina tu solo, które bardzo lubię.
Marcin Lokś: Pierwszy utwór na nową płytę i w zasadzie chyba kwintesencja naszego grania; chyba jest to też numer najbardziej nawiązujący do jedynki. Solo które zachwala Piotr zostało nagrane za drugim podejściem na pożyczonej kaczce wah-wah i był to mój pierwszy raz, gdy sam tym czymś operowałem. Nie powtórzę tego nigdy w życiu. Nie umiem.
„Relay”
Marcin: Oparty na prostym, wyłuszczonym z jammowania riffie, płynie, płynie i nagle koniec. Fajnie się go gra, totalny luz, zamknięte oczy. Można udawać że się wywija palcami.
Piotr: Jest sobie psychodeliczna imprezka gdzieś w 1994r. Mamy śmieszne fryzury, podarte jeansy, pijemy, palimy, bawimy się. Kojarzy mi się troszkę z „Serve The Servants‘ Nirvany. Jednej z moich ulubionych płyt ever – „In Utero“.
„Pristine”
Marcin: Miałem gotowy riff końcowy, ale co do niego można dodać? Jak to uczynić? Jak wprowadzić cos jeszcze, przecież wydaje się, że patent jest kompletny? Tu pojawia się spokojna, acz stanowcza balladka Kuby dołożona do początku numeru i gotowe, tydyn!
Piotr: Ten numer kojarzy mi się z marzeniami, wolnością. Jest melancholijny po to, żeby na końcu wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Taki ja, kiedy miałem 16 lat, hahaha.
„Transmission”
Piotr: Bynajmniej nie Joy Division. Moją ulubioną kapelą jest ta, którą słyszycie w tym numerze. Niby uciekaliśmy od tego, a w sumie złożyliśmy hołd. Ja nie żałuję. Istotną zmianę dał Kuba, który kazał mi bębnić na zwrotkach „surf rockowo”. Bardzo lubię te złamania przed każdą zwrotą.
Marcin: A było to tak: Piotruś, dziś Tomka nie będzie na próbie, więc może weź zagraj na basie takie coś – ja Ci zanucę, o tak, tak; teraz graj, a ja do tego takie w kółko coś dorzucę. O, widzisz jak gra. Ty grasz frazę, a ja parę kółek swojego. Potem riff i wracamy, i koniec. Fajne? Fajne. Jakiś czas potem następuje przemeblowanie Kuby: Tu nie damy basu, tu nie graj na blachach, tylko na kotłach. Tu nie możemy tak bezpośrednio wejść – trzeba coś złamać. Zwolnionko? Czemu nie. Jak zwolnionko to i przyspieszonko na koniec. A wokal jaki będzie? Zobaczysz jak przyślę ślady.
„Thread”
Piotr: Utwór-Walec. Takie szybkie Black Sabbath. I solo daje po głowie tak, jak od jakiegoś czasu lubię.
Marcin: Oto jak będąc starym metalowcem przeszmuglować do kapeli trochę gruzu. I przy okazji zagrać po raz trzeci taką samą solówkę, jaka gdzieś kiedyś już była.
„Offender”
Piotr: Ciężko być obiektywnym, bo wymyśliłem ten numer i w dodatku śpiewa go moja siostra. Kuba napisał tekst i wymyślił melodię wokalu. Miało być trochę Beat Happening i ogólnie zwiewnie, zgrabnie i powabnie.
Marcin: Paradoksalnie jest to najtrudniejszy numer dla dwóch najstarszych ludzi z zespołu. Proste akordy, parę zmian. Nic trudnego, a jednak przez pół roku graliśmy go „z kartki”, teraz nie gramy wcale. Za trudny!
Kuba: Są granice bycia ciotą w granicach muzyki rockowej i powyżej pewnej wysokości śpiewać młodemu mężczyźnie nie przystoi, chyba że jest Neilem Youngiem lub Burzumem. Dlatego poszukiwaliśmy białogłowej, która zechciałaby zaśpiewać linię melodyjną bez straty czci jej autora. Padło na szatynkę. Brzezi przesłał nam zapis, byłem urzeczony. Potem okazało się, że to jego siostra! Wszystko zostało w rodzinie.
„Fog”
Piotr: Wierzyłem w ten numer na próbach, mimo że nie lubiliśmy go grać. Wiedziałem, że gdy się przyłożymy, to na nagraniu wyjdzie z tego gitarowa suita a la Sonic Youth. Jest smutno, sexy, a potem chaos, apokalipsa i…koniec świata.
Marcin: Pierwotnie utwór miał zupełnie inną rytmikę, nie dawał rady. Rytmika zmieniona została na ten transowy rytm na kotle. Tak powstała mgła. Granie na próbie tej mgły to trochę męka. Długi riff wydawał mi się nudny, ale czułem, że to kwestia ogrania, dobrania odpowiednich środków. Było sporo zwątpienia, ale się udało. Na płycie jest to jeden z moich dwóch ulubionych numerów. Do tego wzrusza mnie wokal, którego melodię uważam bez krępacji za wspaniałą. Nie żartuję – naprawdę bardzo mnie wzrusza.
„Division”
Piotr: Zaczynamy frunąc w niebiosach, nad górami i oceanem jednocześnie po to, żeby za moment znaleźć się na plaży w okularach przeciwsłonecznych i spoglądać na piękny krajobraz z pozycji siedzącej. Totalnie wyluzowani. Hania z Kubą koją me zmysły w refrenie, a na końcu znów jest mocniej, ale nadal przeważa rozmyty świat.
Marcin: Początkowo w numerze były bardziej wyciągnięte na początku chórki Piotra, troszkę mi ich brakuje, ale rekompensata następuje od strony Hanki, która zaśpiewała niewinnie. Wydaje się, że niepewnie, ale naturalnie i przez to uroczo. Kuba próbował to zepsuć, ale się nie udało, haha. Na koniec gitara wpięta w Echolette z lat 50/60 zadała za to ostateczny cios. Palec sprawiedliwości wskazał koniec płyty.
Kuba: Pieśń prawie tytułowa, z początku zwiewna jak myśli polityków, a przy końcu chóralna, jak myśli polityków. W refrenach śpiewa ze mną moja narzeczona, co brzmi super. Niestety po kuracji Michała trudno nam rozpoznać nasze własne głosy i już teraz zacząłem chodzić w sukienkach, a Hanka łoi browary pod blokiem. Wspaniałą emocjonalną kodę, rozprawiającą o miłości i konflikcie, wieńczy używany w T’ien Lai radioodbiornik, z którego płynie parafraza wybitnego – głównie dla jego prowadzącego – tok szoł: „można rozmawiać”. Nadzieja na koniec – jak na najlepszych albumach Budki Suflera.
WYTWÓRNIA: Antena Krzyku
WYDANE: 22 października 2012
WIĘCEJ O TURNIP FARM
INFORMACJE O PŁYCIE