Pete True, czyli akustyczny projekt Piotra Truchel z Absyntii, szykuje album. Hell Flower ukaże się już 25 marca nakładem wytwórni MusicOla i Sonic Records. Dziś, przepremierowo, Pete True opowiada o Hell Flower, rozkładając swoje wydawnictwo na Czynniki pierwsze.
Pete True to akustyczny projekt wokalisty i gitarzysty Piotra Truchel (Absyntia), którego trzon stanowi głos i gitara. Muzyka wykonywana przez Pete’a to folk-rockowe połączenie radości, smutku, słowiańskiej fantazji, amerykańskiej muzyki drogi, a także (a może i) przede wszystkim wrażliwości i żywiołowości scenicznej opartej na niepowtarzalnym brzmieniu melodii wydobywanych z gitary akustycznej. 25 marca do sklepów trafi album Pete True zatytułowany „Hell Flower”.
***
„HELL FLOWER (GARDEN)”
Jeszcze przed wydaniem płyty, od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad tytułem albumu. Najbardziej spodobała mi się nazwa „Hell Flower”. Z jednej strony nawiązuje to do nazwiska, a z drugiej też trochę do klimatu całego krążka, który jest melodyjny, przestrzenny, radosny, ale czasem również nieco nostalgiczny, jak w przypadku tytułowego utworu „Hell Flower (Garden)”, utrzymanego w lekko „filmowym” klimacie. Jest to stopniowo rozwijająca się instrumentalna, ambientowa kompozycja, zagrana w całości na gitarze akustycznej. Napięcie, głośność i natężenie emocji w tym kawałku wzrasta stopniowo z biciem serca. Zapraszam do mojego muzycznego ogrodu dźwięków!
„SHINE”
Piosenka, rozpoczyna się łagodnym, melodyjnym riffem gitarowym, ewoluując w stronę bardziej rozbudowanej kompozycji. Istotną rolę pełni tutaj „most” pomiędzy drugim a ostatnim refrenem, dodający nieco pikanterii, urozmaicający przejścia pomiędzy poszczególnymi motywami. Pisząc słowa do tego numeru, starałem się skupić na dobrych, afirmatywnych emocjach, które towarzyszyły mi podczas pewnej letniej podróży po Polsce. Tytułowy „blask” można interpretować jako inspirację, moment, który przychodzi do ciebie nagle, a po którym czujesz się szczęśliwszy, czujesz, że żyjesz. Czasem lepiej nie spoglądać wstecz na rzeczy, które były złe w przeszłości i zanurzyć się w teraźniejszość, która może być piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Życie składa się z porażek, ale również ze zwycięstw, nie można nigdy o tym zapominać, szczególnie będąc, np., w chwilowym, przysłowiowym „dołku”. Każdy nowy dzień może być przysłowiową iskrą, „blaskiem” do tego, żeby zacząć od nowa bez oglądania się za siebie, może to być nowa miłość, podróż, cokolwiek, co sprawi, że poczujemy się znowu dobrze.
„JULYA”
Radosna, pozytywna, pełna życia i optymizmu piosenka – podobnie jak dziewczyna, dla której napisałem ten utwór. Kawałek o miłości doprawiony liryczną partia wiolonczeli. Jedna z najbardziej romantycznych kompozycji, które stworzyłem i jednocześnie jeden z utworów, które najbardziej lubię wykonywać na koncertach.
„IN THE MORNING WE CAN STILL BE FRIENDS”
Muzycznie jest to temat oparty na 5 akordach i charakterystycznej, szybko zapadającej w pamięć partii klawiszy. Tekst można interpretować tak naprawdę na kilka sposobów (co było świadomym zamierzeniem). Z jednej strony opowiada on o raczej powierzchownych relacjach damsko-męskich, sytuacjach, w których nie chcemy się angażować emocjonalnie w coś głębszego, skupiając się bardziej na przyjemności, niekiedy od razu komunikując innej osobie że „po wszystkim możemy być tylko przyjaciółmi”. Z drugiej strony chodzi tutaj o poszukiwanie czegoś bardziej autentycznego, co powoduje, iż nawet rano, często po mocno zakrapianej imprezie. Można obudzić się przy kimś ze świadomością, że chce się przy właśnie tej osobie budzić każdego ranka, spędzając z nią najfajniejsze chwile swojego życia. Wybór w tej materii jest jak zawsze indywidualny, chodzi tu przede wszystkim o szczerość z samym sobą.
„WINTER”
Bardzo nastrojowa piosenka, mająca już kilka lat. Klasyczna kompozycja, z podziałem na 3 zwrotki i 3 refreny naprzemiennie, doprawiona poruszającą, solową partią wiolonczeli zagraną w bridge’u. Coś dla miłośników przenikających melodii, lirycznych tekstów oraz subtelnego, romantycznego klimatu. Idealna na długie jesienno-zimowe wieczory spędzane z ukochaną osobą. Warstwa tekstowa ma kilka wymiarów, są tu zarówno nawiązania do bardzo osobistych przeżyć jak i do tekstów literacko-poetyckich.
„BARFLY”
Kawałek o dosyć osobistej tematyce, właściwie o konsekwencjach pewnego rodzaju doznań. Jest to piosenka o uzależnieniu, depresji, szaleństwie, wszystkim tym, co sprawia, że człowiek staje się słabszy niż jest w rzeczywistości, a co czasem uświadamia sobie dopiero po pewnych życiowych doświadczeniach. Sam tytuł trochę nawiązuje do twórczości Charlesa Bukowskiego, pisarza którego cenię i lubię. Utwór tekstowo bardziej przystający do nowych utworów zespołu Absyntia.
„SIRENS”
Utwór powstał jakieś 9 lat temu, jest to najstarsza piosenka na płycie. Niektórzy moi znajomi twierdzą, że być może jedna z najlepszych, jakie kiedykolwiek udało mi się stworzyć. Główny motyw zbudowany jest na bluesowo-jazzowej harmonii. W refrenie pojawiają się dodatkowe wstawki i modulacje oparte na akordach oktawowych. W drugiej części kawałka pojawia się również solówka oparta na pentatonice oraz skali bluesowej. Tekst traktuje o poszukiwaniu przyjemności w życiu, co nierzadko może skończyć się kłopotami, jeżeli nie zachowa się w tej materii odpowiedniego umiaru i dystansu do otaczającej nas rzeczywistości. Tytułowe „Syrenki” można interpretować jako pewnego rodzaju miraż, efemerydę, iluzję doprawioną lekko demonicznym pierwiastkiem kobiecym. Jeden z trójmiejskich dziennikarzy Jarosław Kowal napisał w recenzji o tym numerze: „Zacznę od tego, co powoduje, że trudno wyjąć albumu Hell Flower z odtwarzacza – utwór »Sirens«. Piękna, nieco romantyczna i równie melancholijna kompozycja o blisko dziesięcioletniej historii. Aż trudno uwierzyć, że coś tak chwytliwego (i przede wszystkim chwytającego za serce) przeleżało dekadę, zanim Piotr Truchel zdecydował się zabrać to do studia. Nie miałem jeszcze okazji zobaczyć Pete True na koncercie, ale jestem pewien, że w trakcie wykonywania »Sirens« panuje absolutna cisza, a pierwsze rzędy na te trzy i pół minuty zapominają o oddychaniu. Gdybyśmy mieli pierwszą połowę lat 90., to MTV co godzinę maltretowałoby nas tą piosenkę, a każda nastolatka wieszałaby nad łóżkiem plakat Pete True wyrwany z Bravo czy Popcornu”…co uważam za komplement, zachęcam do posłuchania tego oraz innych kawałków na youtube oraz na bandcampie.
„VIOLENCE”
Instrumentalny kawałek, będący niegdyś fragmentem ścieżki dźwiękowej do spektaklu „Drapacze Chmur”, do którego kilka lat temu napisałem muzykę. Numer został wzbogacony o sample i jeden zupełnie nowy motyw. Sądzę, że byłby on również dobrą ścieżką dźwiękową do jakiegoś ciekawego filmu przygodowego lub przyrodniczego (np. o walce pomiędzy gatunkami w dżungli o przetrwanie). Tytuł nawiązuje do poprzedniej wersji, która nazywała się „Violet”, teraz nabrał on nieco bardziej drapieżnego kształtu, dlatego „Violence”.
„I’M YOUR MAN”
(Leonard Cohen Cover)
Cohen jest jednym z moich ulubionych songwriterów, cenię go za muzykę, ale przede wszystkim za teksty, które napisał. Pod względem muzycznym ten kawałek w sposób dosyć znaczący odbiega od oryginału. Jest zaśpiewany przeze mnie zupełnie w innej tonacji, w innych rytmie, opuszczam (co jest celowych zabiegiem) jeden z głównych motywów z kawałku, zmieniając również lekko tekst w niektórych fragmentach. Uważam, że nie ma raczej sensu nagrywać na płytę coveru w takiej samej wersji jak oryginał i wypuszczać go w świat. Jest to pewnego rodzaju hołd złożony temu artyście z mojej strony, mam nadzieję, że przypadnie on do gustu odbiorcom mojej twórczości, chociaż opinie w tym temacie są niekiedy podzielone. Niektórzy wprost uwielbiają ten kawałek i proszą o niego na każdym występie, inni wręcz przeciwnie. Sprawdźcie sami i oceńcie.
„TRICITY NIGHTS”
Kompozycja zamykająca album. Coś dla miłośników ambientowych klimatów i przestrzennych solówek. Trzon kawałka został napisany już kilka lat temu (niektórzy mogą kojarzyć ten motyw z pierwszych studyjnych nagrań zespołu Absyntia… co ciekawe, piosenka nie została ani razu zaprezentowana na żywo, chciałbym to zmienić już niedługo na koncertach). Solo zagrane na gitarze akustycznej, zawarte w drugiej części utworu powstało niedawno. Jest to pewnego rodzaju muzyczna impresja na temat nocnego życia Trójmiasta, miejsca, w którym się urodziłem i dorastałem. Przez całe życie mieszkałem w Gdańsku, przez jakiś czas również w Sopocie, więc trójmiejskie klimaty są bardzo bliskie mojemu sercu.
WYTWÓRNIA: MusicOla / Sonic Records
WYDANE: 25 marca 2016