Jeszcze przed wydaniem debiutanckiego albumu o Lilly Hates Roses było już dostatecznie głośno. Czy słusznie? Czas pokaże, a póki co my skupiamy się na tym, co w działalności każdego zespołu jest najważniejsze – płycie. Bo LHR zdecydowali się rozłożyć Something to happen na nasze czynniki pierwsze.
TYTUŁ: Something to happen
Tytuł płyty to zapowiedź jakiegoś wydarzenia. To już indywidualna decyzja każdego, na ile istotne ono będzie. Dla nas to już się dzieje i owszem, jest nieziemsko istotne.
Pamiętam, kiedy podczas sesji nagraniowej Kamil rzucił, że musimy wymyślić jeszcze nazwę płyty i chyba zanim dokończył to zdanie Maciej powiedział: Something to happen. Oczywiście! Nie wahaliśmy się nawet przez sekundę.
„All I ever”
Kamil: Utwór powstał w 2012 tuż przed świętami Bożego Narodzenia. To chyba taki moment w roku, kiedy odczuwasz przemijanie bardziej niż zwykle. „All I ever” to piosenka–wyznanie, która zawiera w sobie fragmenty wspomnień z dzieciństwa, mówi o moim zamiłowaniu do kapturów (śmiech), a każdy wers jest kwitowany frazą it is all I ever learned to do – to wszystko, czego kiedykolwiek się nauczyłem. Jest to bardzo osobisty tekst, który tyczy się bezpośrednio wszystkiego, czego doświadczyłem. Osoby, które mnie znają, prawdopodobnie mogłyby dopasować sobie linijki tekstu do konkretnych wydarzeń z mojego życia.
Kasia: Jest to jeden z dwóch utworów z płyty, którego przy pracy w studio nie upiększaliśmy żadnymi dodatkowymi instrumentami. Dwa głosy i gitara złożone w spokojną melodię wystarczają, aby wytworzyć choć na chwilę własną ciemnię z wspomnieniami z dzieciństwa, zarówno tymi pozytywnymi, jak i tymi nieco smutniejszymi.
„Let the lions in my house”
Kamil: To piosenka, która zahacza delikatnie o storytelling. Jest przepełniona frustracją generacji lat 90, do której należę. Razem z Maćkiem Cieślakiem zdecydowaliśmy utrzymać utwór w atmosferze Miasteczka Twin Peaks, stąd te niepokojące i zimne synthy. Opowiada o straconym pokoleniu dwudziestokilkulatków, które musi mierzyć się z korporacyjną rzeczywistością, małomiasteczkowością, w której jedynie tania sensacja z lokalnej gazety wzbudza jakiekolwiek emocje, i spełnianiem oczekiwań osób wiszących trochę wyżej w firmowej hierarchii. Refren podkreśla frustrację – „wpuść do mojego domu lwy, pchnij mnie nożem, zapomnij moje imię, utop mnie w szklance wody” – już mi nie zależy.
„Głosy zza kwiatów”
Kamil: Jeden z kilku pozytywnych numerów na Something to happen, jeden z dwóch po polsku. Kasia określiła piosenkę mianem owocowa i chyba taka właśnie jest. Ciekawostką jest beatbox po drugim refrenie nagrany przez MC MC – czyt. EM SI Maciek Cieślak.
Kasia: Chcieliśmy jeszcze dodać jakiś diss na kogokolwiek, ale w ostateczności, po wielogodzinnych dyskusjach postanowiliśmy zastąpić go moim solo na dzwoneczkach. HA!
„Something to happen”
Kamil: „Spójrz, na zewnątrz robi się jaśniej” – od tych słów zaczyna się utwór. Utrzymana w konwencji pierwszej płyty Leonarda Cohena piosenka o tym, że na koniec wszystko będzie w porządku, a po burzy zawsze przychodzi spokój. Refren uspokaja i łagodnie dryfuje – „I will be there just waiting for something to happen” – mówiąc, że będę przy tobie bez względu na wszystko. Jest to też jedyna piosenka na płycie, w której jest również fragment tekstu Kasi. Na instrumentach smyczkowych wspomagają nas księżniczki Karolina Rec i Helena Siatkowska.
Kasia: To chyba moja ulubiona melodia z płyty. Dla mnie w tym utworze wszystko obraca się wokół nadziei, to trochę taki oddech po dusznej, przepłakanej nocy.
„Youth”
Kamil: Piosenka nagrana w 40 minut na jednym z toruńskich blokowisk, która rozpoczęła historię zespołu. Utwór pozostał w swojej pierwotnej formie. Otworzył nam kilka drzwi, jesteśmy z niego dumni, że został zauważony za oceanem.
„Only a thought”
Kamil: „Only a thought” to jeden z pierwszych numerów, który powstał. Moja mama go porównała do początków twórczości Leonarda Cohena. Forma „Only a thought” jest oparta na rozwiązaniach typowych dla muzyki poważnej.
„Dead Deer”
Kamil: Piosenka, którą śpiewa Kasia solo. Opowiada o tym, co było dla nas ważne, kiedy byliśmy młodsi, o latach, kiedy byliśmy bardziej wrażliwi, które traktujemy teraz z pewną dozą nostalgii. Teraz mamy tyle samo życia w sobie, ile ma potrącone przez nas zwierzę, które wpadło nam pod koła. To smutna piosenka.
Kasia: Bardzo lubię opowiadać ten utwór. Na koncertach zawsze czuję jakby zobowiązanie, chcę go dobrze przekazać, pokazać, oprowadzić po nim. Przyjemny ciężar, chociaż nie wiem czy się udaje.
„Kto jeśli nie my ?”
Kamil: Jedna z niewielu wesołych i pozytywnych piosenek na płycie. Dedykowana jest Zuzi, mojej dziewczynie. Opowiada o tym, że nie należy zapominać o swojej wartości i czasami przyznać sobie rację i kilka praw, bo kto, jeśli nie my sami?
Kasia: Mam zwyczaj kojarzenia dźwięków z pełnymi zarysami sytuacji, w których zazwyczaj nie jest jasne pochodzenie wielu elementów. Kiedy nagrywaliśmy ten utwór miałam przed oczami dzieci siedzące w zbożu, jedzące kisiel pomarańczowy. Żadnych pytań proszę …
„Lost kids”
Kamil: Zagubione dzieciaki to my wszyscy w pewnym momencie naszego życia, lecz jeśli tytułowi bohaterowie piosenki nie przejmują się przeszłością i nie patrzą wstecz, to dlaczego my mielibyśmy to robić? Pisząc „Lost kids” wyobraziłem sobie sytuację młodej dziewczyny, która przypadkowo trafiła na domówkę, na której wcale dobrze się nie bawi. „We’re getting bored on this sinking ship”, łódź tonie, a my nie bardzo chcemy się ratować i jesteśmy otoczeni przez grono pocieszycieli, których rady są zupełnie bezużyteczne.
„Seatbelts”
Kamil: Piosenka, która zbliża nas nieco do twórczości zespołu The xx, głownie ze względu na podział wokali oraz aranżację. Opowiada o tym, że po katastrofie warto się podnieść.
„Like a boat, like a plane”
Kamil: Przedostatni numer na płycie, jego forma jest podobna do awangardowej muzyki poważnej przełomu lat 60/70. Jest tu wiele pauz, harmonii wokalnych i bębnów con tutta la forza na finiszu. Jestem dumny, że nagrałem „Like a boat, like a plane” partię perkusji.
„Bridges, tickets and old relatives”
Kamil: Piosenka, która nadawałaby się na napisy końcowe bardzo smutnego filmu. „It seems like sky has fallen on our heads/but that’s fine, we didn’t look at it anyway” – ta fraza odzwierciedla to, co czuje dwudziestokilkulatek będący u progu korporacyjnej dorosłości i pomimo młodego wieku czuje się zmęczony, sfrustrowany i nie patrzy już ani w przyszłość, ani tym bardziej w niebo. W piosence solo gitarowe nagrał Maciej Cieślak, a zaśpiewał ją znany z formacji Minerals Filip Pokłosiewicz.
***
WYTWÓRNIA: Sony Music Polska
WYDANE: 30 lipca 2013
WIĘCEJ O: LILLY HATES ROSES
INFORMACJE O ALBUMIE