Lil Ironies właśnie zadebiutowali swoim długogrającym albumem. Z tej okazji poprosiliśmy członków zespołu o rozłożenie na czynniki pierwsze lil ironies. Zapraszamy do lektury.

„NEW ENERGY”

Kinta: Przyszło „New energy”, a tym samym pewien bunt, chęć pozostawienia daleko w tyle lęków, obaw i nauczenie się wiary w siebie. Każdy tekst niesie za sobą jakąś historię, skłamię jeżeli powiem, że nie odnoszą się do mojego życia, ale mówiąc szczerze, nie jestem w tej kwestii wylewna. Myślę, że nie trzeba rozkładać ich na czynniki pierwsze, byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby słuchacze po prostu znaleźli w nich coś dla siebie.

Kacper: Pierwsze skojarzenie po usłyszeniu wokalu Kinty na próbie było „wow. To brzmi jak wysamplowany wokal Murzynki wydanej przez Motown w jakichś latach siedemdziesiątych!”. Potem poszło w zupełnie inną stronę – breakbeat. Numer jako jedyny wyprodukowany w całości przez Staszka Koźlika, który, wydaje mi się, próbował te dwie wizje połączyć ze sobą. Moim zdaniem bardzo udanie. Przyjemnie lekko przesterowany wokal ciepłymi analogowymi preampami w zderzeniu z sekcją – ostro „spałowaną” przy pomocy kompresji. Nie ma tu rewolucji w historii muzyki. Jest po prostu dobry styl.

„NO ONE KNOWS WHERE”

Kacper: Jeden z tych numerów, które powstają jako swego rodzaju „zapchajdziury” na koncerty. Roboczy tytuł tego utworu – „nuda” – mówi sam za siebie. Musiało minąć wiele miesięcy zanim dojrzeliśmy do tego, że chociaż w wersji instrumentalnej nie dzieją się fajerwerki, Pani śpiewająca odpala ich bardzo dużo w bardzo krótkim czasie. Właśnie trwają prace nad video do tego numeru i, co tu dużo mówić, będzie singiel!

„MIRROR”

Kacper: Przedziwny kawałek. Praktycznie prawie przez cały numer gramy tak, jakbyśmy próbowali sobie z sekcją przeszkadzać. Zwrotka – uparty synt na „raz” kontra pływający bit. Refren – chłopaki grają na 7, a ja na 4… I w tym wszystkim Kinta… Jakimś cudem się odnajduje i śpiewa cudownie! Balansuje pomiędzy  skrajnymi nastrojami – raz złowieszczo, raz anielsko. Dopiero w końcówce gramy wręcz rocka – wszyscy razem, jak na białych muzyków przystało, a Kinta praktycznie skanduje na tym wszystkim.

„FROZEN ROSE”

Kacper: Zaczęło się od dziwnej melodii, zagranej jednym palcem na pianinie. Kinta podchwyciła. Potem napisaliśmy razem tekst. Tym samym przekonaliśmy się o tym, jak trudno pracuje się w duecie nad czymś tak wymagającym jak tekst numeru. Jak zwykle prawie poszło na noże, ale ostatecznie skończyliśmy z krótką historią o „zabawie w miłość”. Niezobowiązująca namiastka bliskości – to kwintesencja „Frozen Rose”. Muzycznie ten numer przechodził ostrą ewolucję – od bardziej rozbudowanej, zharmonizowanej wersji, po ostateczną – bardziej „prymitywną” i pierwotną wersję podkładu dla Kinty. Smętna, monotonna „wyliczanka” pojedynczych dźwięków – stopa… synt… bas… stopa… synt… bas…. Z totalnym szaleństwem w końcówce.

„LET’S PRETEND”

Kacper: Mi ten numer kojarzy się głównie z występem w MBTM. Tak, byliśmy w talent show! Dostaliśmy maila z zaproszeniem po koncercie w Cudzie nad Wisłą, postanowiliśmy skorzystać z tej okazji, później przez dobry miesiąc katowaliśmy ten kawałek w wersji dwuminutowej, następnie spędziliśmy fajny dzień na przesłuchaniach, dostaliśmy bardzo dobre oceny, wywołaliśmy kłótnię (a może była wyreżyserowana???) pomiędzy Korą a Zapendowską, chyba o to, czy nasza muzyka jest hajowa czy nie, a na koniec… nie wyemitowali naszego występu.

„IN A SLEEP”

Kacper: Totalny minimalizm – dwa klawisze/pad i wokal. Nie ma kontrabasu. Adam, kiedy usłyszał ten numer, stwierdził, że jest skończony. Teraz zazwyczaj otwieramy nim koncerty. Jest hipnoza… Naprawdę.

„FUZZY IMAGES”

Kacper: Szybkie tempo. Jeden z tych numerów, do których Sagan musi mieć rozgrzane łapy. Fajnie płynie na koncertach, aczkolwiek ma kilka „pułapek”, które już nie raz nas wysypały live.

„DON’T STOP”

Kacper: Kolejny przedziwny kawałek. Pierwotnym pomysłem był numer drum’n’bassowy  z ładnym wokalem. No i tak się zaczęło. A potem… Potem powstała część wolniejsza (podobno dubstepowa), potem pojawił się pisk przesteru generowany przez kontrabas, potem zaloopowany, zkaossowany wokal, potem solo na saksie… No i to już chyba cały “las” (roboczy tytuł – nie pytaj skąd się wziął…)

„HEAR ME SAY”

Kinta: Po kilku latach poszukiwań swojego miejsca wróciłam do Polski i trafiłam do Warszawy, żeby dwa tygodnie później pojawić się na próbie, gdzie poznałam Kacpra, Piotrka i Adasia. Do tej pory mam wielki sentyment do naszego pierwszego spotkania, niezobowiązujące „wpadaj, zobaczymy co i jak” zaowocowało stworzeniem zgranej ekipy. A tego właśnie w tamtym czasie potrzebowałam. Tak się zaczęło. Tekst do „Hear me say” napisałam chyba w 20 minut. Po prostu doskonale wiedziałam, jakie uczucia chce z siebie wyrzucić … „I stand in front of my new reflection…” rozpoczęła się nowa przygoda w moim życiu. Pierwsze teksty są bardzo melancholijne, niekiedy depresyjne, chyba tak można to ując.

Kacper: Najstarszy numer na płycie – trafił na nią rzutem na taśmę.  Najpierw miało go nie być – długo był „poza nawiasem”. Potem miał być, ale nie miał go kto zmiksować (Bartek Szczęsny skończył płytę i dał nam termin na dodatkowy numer za pół roku). Potem ja go zmiksowałem i numer znów wypadł „poza nawias”, bo nie byłem zadowolony z wyniku. Potem Bartek Szczęsny go usłyszał i powiedział, że „się nadaje”, więc dosłownie w dniu tłoczenia Marcin Staniszewski zrobił ekspresowy master. I jest! 

***

WYTWÓRNIA: wydanie własne
WYDANE: 3 marca 2014
WIĘCEJ O: LIL IRONIES
INFORMACJE O ALBUMIE

 

%d bloggers like this: