Poprosiliśmy Wojtka Kucharczyka o to, aby opowiedział o swoim najnowszym albumie. Best Fail Compilation jest płytą dość dziwną, dlatego i czynniki pierwsze nie mogły być normalne. Zapraszamy do ciekawej, mamy nadzieję, lektury i oddajemy Wojciechowi głos.
Muszę zacząć od tego, że nie wiem, jak powstają moje utwory. Tworzenie muzyki odbywa się poza mną, ten prawdziwy moment kreacji wyłącza całą resztę umysłu. No bo, że na komputerze i tym podobnych, to chyba nie ma o czym opowiadać. I gdy po czasie, już z dystansu, słucham efektów swojej pracy, to najczęściej niczego sobie przypomnieć dokładnie nie mogę, nie wiem skąd się dany efekt, rozwiązanie, sytuacja wzięły. Utwory, które łatwo jest zanalizować, w ogóle mnie nie interesują, musi być wyczuwalne, że jest w muzyce zakodowane coś więcej niż jakieś proste klocki i coś, co wszyscy zbyt dokładnie znamy.
Zatem spróbuję moje własne kawałki już z perspektywy czasowej, a nawet geograficznej, dla Was trochę zbadać w tym sposobie.
***
„KOL LORRO”
Tutaj wyjściowa jest zabawa kolorami. Ja nie mam pełnej synestezji, ale za to widzę kształty, gdy słucham muzyki i nie wiem, jak taka zabawna ułomność się nazywa. Ten utwór prawdopodobnie jest właśnie o tym. A dlaczego Kol, a dlaczego Lorro? Może Kolega Lori? Może kolory rozcięte na pół przez spadający dźwiękowy obelisk? Mamy tutaj jeszcze zabawna, kosmiczno-pasterską fujarkę. Elektryczne owce itd. You know.
„EPIC FAIL”
Utwór w zasadzie tytułowy – motto – sadząc palmy w ogrodzie zimą – epic fail. I tak dalej. Skakanie przez kałużę, nieudane. Wszelkie ludzkie akcje – nieudane. Całe nasze życie, a przede wszystkim cywilizacja – nieudane. Ale śmieszy nas to i to jest ratunkiem oraz szansą. Tak zwane zagadnienie błędu, ewolucji, która może iść kompletnie swoją drogą i możemy z tym zrobić dokładnie NIC. I to jest bardzo piękne. Daje wolność.
„FAN FAR AWAY”
To chyba o tym niektórzy recenzenci mówią „…i jeszcze te głupkowate melodie”. „Głupkowate” często znaczy o wiele mądrzejsze, niż się kiedykolwiek spodziewałeś. Ja trzymam tę opcję. Poczucie humoru w poważnej muzyce jest najważniejszym elementem. No, może na równi z energią.
Inny aspekt – ciekawe felery wychodzą zawsze na styku akustycznych instrumentów i elektronicznych. Czasem to jest łączenie na siłę, a czasem absolutna symbioza. Niestety te elektroniczne tak naprawdę jeszcze długo będą przegrywać, bo akustyczne i bezprądowe mają miliony lat tradycji, setki pokoleń kultywatorów i geniuszy. Elektroniczne dopiero kilkadziesiąt lat. Pamiętać warto o tym.
„FILTER ED AND ACID AD”
Czyli sfiltrowany Edek i Adi na kwasie, ale chodziło też chyba o prasowe ogłoszenie. Tutaj rytmika ma pewne afrykańskie elementy, ale przetworzenie jest bardzo kwaśne, choć w sumie nie wiem, co to do końca znaczy. Żadnych narkotyków, mój mózg sam produkuje chemię w za dużej ilości. I niech o tym będzie to piosenka.
„FROZEN TIMES – SILENT REACTION”
Jeden z tych utworów, które ewoluowały długo, mieszając w sobie momenty świadomości i jej utraty. Zacząłem go robić w samym środku absolutnie lodowego stycznia 2013, a skończyłem późną jesienią. Nie że codziennie siedziałem nad tym, nie!, ale rozciągnąłem początek i koniec po ekstremach mocno – stąd ten taki podwójny tytuł, bo to, co na końcu, już było tylko cichą reakcja na mgliste, oszronione wspomnienia.
Ten utwór jest też taki dwuwarstwowy – weźcie słuchawki i jest tak – na górze już biedronki i małe muchy skaczą, ale gdzieś pod korą ciągle jeszcze jest trochę lodu, a momentami może na odwrót – to lodowy pancerz okrywa larwy różnych wysoce biologicznych stworzeń. I tam coś istotnego drga, drży, wibruje.
„GREEN GREEN KICK”
O, tutaj dobrze akurat pamiętam – chciałem, żeby stopa w tym kawałku miała kolor zielony, mało tego, żeby na niej też była wyczuwalna cienka warstwa delikatnego omszenia. Tak to widzę. Tytuł jest dokładnie taki dlatego właśnie, zielony, zielony. A cała reszta to jakieś chaszcze i leśne przygody dodające kontrastu, hihat stukaniem o zardzewiałą leżącą w igliwiu puszkę sosnową igłą. Na koniec pojawia się trochę pamiątek nagranych w budapesztańskim hotelu, jakieś kapanie kranu i family guy węgierski, opowiadający coś o homarach. Tak, ten pokój był lekko nawiedzony, ale spałem w sumie spokojnie, lubię to miasto. A co ma Budapeszt do lasu? A co ma niemieć?
„HALIKO HALIKO”
Taki auto-mrok. Dużo efektów musiałem ponakładać na siebie. Gdy dały głosy, to uznałem, że to jest OK i tylko uwypukliłem. Głosy w tym sensie, że źródło nie ma nic wspólnego z ludzkim głosem, ale wyraźnie słychać po przetworzeniu, że głos się pojawił. Znikąd?! Ja w każdym razie duchy w muzyce lubię. To też utwór, który najbardziej z tego zestawu przypomina mi ostatnie utwory w historii The Complainera. Ok, jest też nieco mojego głosu na koniec, bo chciałem z duchami pogadać. Mówię „DO IT!”. No i zrobiły.
„HEVI HEVI”
Znowu zapragnąłem trochę Afryki. Ja słucham muzyki stamtąd sporo i od zawsze. Ale ciągle mi brakuje więcej, jeszcze więcej czegoś tak nowoczesno-starego jak Shangaan Electro. Nie żeby ten kawałek był jakąś odpowiedzią, ale teraz mi się przypomniało, że coś w tym chyba jest. Końcówka miała chyba być takim nawiązaniem do starych IDM-ów, a wszystko po to, żeby fail był naprawdę ogromny. Przepastny. HUUUUUGE.
„RAIN IN JUNE – KLIK”
Trudno powiedzieć. Ale chyba nagrałem to podczas deszczu w czerwcu, czyli 2013, albo jako reakcja na takowy. Głos w tle mówi coś o fejsbuku, nawet jeśli tego nie da się wyraźnie usłyszeć. Lubię też różne dzwonki, choć to jest tak trudne do zarejestrowania, te wszystkie alikwoty, przydźwięki, harmoniczne sprawki i opiłki. Stopa jest też taka bardziej w mahoniu rzeźbiona, choć to ginący gatunek, popsuty przez fortepiany i kolonializm. Ale wirtualnie oddawać hołdy trzeba.
„LA LARUNA”
Krótko i dosyć konkretnie. To w zasadzie mógłby być OJ, punkt wyjściowy do innej płyty, choć w tematyce porażki siedzi raczej (nie)doskonale. OJJOJO. OJ. No i chciałem tutaj taki jakiś EDM też zrobić. Koloteroriszta, choć się wyleżało i już nie wiadomo o co cho rok później. „A to feler, westchnął seler“.
„NOT TALKING TOO MUCH”
To jest kawałek o tym, że w tym momencie powinienem ten tekst skończyć. I że pozdrawiam i dziękuję, i zapraszam.
***
WYTWÓRNIA: Monotype Records
WYDANE: 24 lutego 2014
WIĘCEJ O: WOJCIECH KUCHARCZYK
INFORMACJE O ALBUMIE