Niedawno wydali najnowszy album, teraz członkowie Kaseciarza zdecydowali się o nim opowiedzieć. Poniżej czynniki pierwsze, w których Motörcycle Rock And Roll poznacie utwór po utworze.
TYTUŁ: Motörcycle Rock And Roll
Parę słów o tytule, bo jest dość charakterystyczny. Jak w przypadku Surfin’ Małopolska, głównym kryterium było osiągnięcie adekwatnego poziomu absurdu. Chyba się udało. Poza tym też dobrze oddaje atmosferę spoconego rocka, który dominuje na tej płycie. Poważna wersja pewnie brzmiałaby tak, że tytuł doskonale oddaje chęć ucieczki od wielkiego miasta, gdzie człowiek jest zniewolony i bierze heroinę. Całość ładnie podkreśla umlaut pod drugim „o”, który jest, jak się okazuje, umlautem wędrownym, co można obczaić na różnych publikacjach dotyczących albumu.
„ROADOG”
Łukasz: Mój ulubiony kawałek na płycie, rzecz mocno improwizowana, nigdy nie zagrana dwa razy tak samo, co uważam za siłę tego numeru. Dużo fajnych gitar zostało przez Maćka dogranych do podstawowej ścieżki, dając fajny, psychodeliczny efekt. Sporo w tym również, moim zdaniem, ducha Hawkwind, co mnie ogromnie raduje.
Maciek: To też mój ulubiony numer na albumie. Największym wyzwaniem było dogranie gitar w taki sposób, żeby się nie pokłóciły ze sobą i żeby nie wyszła z tego breja. Ale chyba się udało, gitarki fajnie gadają, jest nojzik, solóweczki, psychodelka, hehe.
Piotr: Kawałek daje radę. Można go grać na live’ach jako wielominutowe aranżacje, pozwala trochę poimprowizować plus jeśli jestem zmęczony, to zawsze mogę odegrać najprostszą wersję bitu, trochę odpocząć i dać chłopakom pole do manewru.
„THE STATE”
Maciek: Mam wrażenie, że ten utwór jest najbardziej metalowy na płycie. Wymyślając ten riff miałem skojarzenia z jakimś 70’s hard rock/80’s thrash. Dużo wkładu w ten numer miał Łukasz, który ładnie ułożył jego strukturę, gdyż wcześniej wyglądało to bardziej punkowo. Bardzo fajny syf dodają klawisze Casio, które są wkopane w miks. Byłem podjarany Jonem Lordem i za jego przykładem wpinałem je do wzmacniacza gitarowego na przesterze. Tekst wyszedł wyjątkowo kiczowato, podkreśla dramaturgię utworu.
Łukasz: Zawsze, jak go gramy na koncertach tudzież na próbach, to nie wiemy, w jakim tempie go wykonamy, a zdarza się, że jest to tempo zabójcze dla palców mojej prawej dłoni i się wtedy muszę skupiać. Obok „Roadog” jeden z wcześniejszych kawałków, jakie powstały na tę płytę. Nie mam pojęcia o czym jest tekst.
„DANCE”
Łukasz: Prosty riff, prosty tekst, a jednak ludziom się podoba, jak go gramy i ogólnie jest fajnie. Kawałek do tańca, niekoniecznie do różańca, na prywatki lub sabat czarownic.
Maciek: Graliśmy kiedyś muzykę do „Haxan” i był to kawał ciężkiej roboty, nieprędko powtórzymy coś takiego. Ale akurat byłem bardzo zadowolony z jednego motywu, który towarzyszył scenie imprezy czarownic i postanowiłem go przenieść na album. Generalnie ten utwór jest taki sam, jak był w filmie, trzeba było jedynie wymyślić wokal i tekst.
Piotr: Najgorszy, choć po koncercie w Częstochowie trochę zmieniło mi się podejście – na plus.
„DRIVE”
Maciek: Kawałek, który powstał całkowicie w domu. Proces nagrywania wyglądał tak, że ja siedziałem w swoim kącie i pykałem solóweczki, a mój ówczesny współlokator siedział w swoim kącie i oglądał Pamiętniki z Wakacji popijając piweczkiem – buziaki Damianku! Całość ma fajny flow, coś w klimacie Neu! z trzeciej płyty. Partia basowa wyszła tu pysznie, nagrywałem na mojego poczciwego Defila i tak idealnie się brzmienie ustawiło, że nie musiałem później kombinować.
Łukasz: The Doors…
„THE GREATEST HIT”
Maciek: Początkowo miała być to prosta piosenka na dwóch motywach w stylu późnego Velvet Underground. Riffy już wymyśliłem jakiś czas temu i nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Gdy już zaczęliśmy to ogrywać, Piotrek zaproponował parę rzeczy, które nadały więcej sensu temu numerowi. Podczas nagrywania w klubie, gdzie wynajęliśmy salę, właściciel się zaczął niepokoić poziomem hałasu i skrócił nam czas, dlatego „The Greatest Hit”, jak i „Still Life” musieliśmy nagrać w jednym podejściu. Wprawne ucho wychwyci moment jebnięcia się w tym kawałku, hehe.
Łukasz: Oto murowany kandydat na listy przebojów, kojący niczym balsam na obolałe uszy co bardziej wrażliwych słuchaczy. Utwór idealnie nadający się do wykonywania go przy ognisku na gitarze akustycznej, co jest moim marzeniem, żeby ktoś coś takiego zrobił. A jak zrobi, niech to nagra i mi wyśle.
„RUNNIN’ LOW”
Łukasz: Znowu nie do końca czaję, co jest tam śpiewane, ale nic to. Dzieło to powstało z riffów przyniesionych przez Maćka jednego dnia na próbę, na którą z kolei przyniosłem laptopa, żeby nas ponagrywać. Nic nie było wcześniej przemyślane, zagraliśmy, odsłuchaliśmy i kawałek był gotowy. Gdybyśmy wszystkie robili w takim tempie, to zrobilibyśmy naszego Sandiniste. HA!
Maciek: Samograj. Demo było zbiorem riffów niemających sensu, natomiast na próbach struktura sama się zrobiła i piosenka gotowa. Na samym początku jest sampel nagrania pracującego transformatora na letnim wietrze.
„BEDROCK”
Maciek: Kolejna domowa nagrywka. W oryginale ten numer trwa osiem minut, ma strukturę, riffy, refreny i inne takie bajery. Jednakże stwierdziłem, że nudne to, więc skróciłem to do ekonomicznych dwóch minut napierdalanki. Perkusja jest wycięta z bardzo fajnego artysty związanego z Detroit. Byłem pod wrażeniem White Fence, które też wykorzystuje samplowane bity i chciałem spróbować.
Łukasz: Razem z „Roadog” mój ulubieniec z płyty. Zrobiony samodzielnie przez Maćka, genialnie koresponduje z tytułem. Żadne „JABADABADUUU!”, tylko ciężka praca w kopalni, gdzie dinozaury padają codziennie z przepracowania, a Fred zalewa się potem i pali szluga za szlugiem na fajrancie.
„LE SABRE”
Łukasz: Chyba ostatni kawałek, jaki powstał na płytę. Nigdy go nie graliśmy na żywo, chociaż to co jakiś czas proponuję chłopakom. Mi się podoba jego klimat, zwłaszcza jak wchodzi improwizacja. Po raz kolejny Maciek dograł tu fajne dźwięki.
Maciek: Podczas robienia tego albumu słuchałem dużo szwedzkiego prog, głównie Träd, Gräs & Stenar i zespołów, które były jego pochodnymi. Bardzo mi się podobało, jak nakładają na siebie dźwięki, powoli przykrywając początkowe riffy, którymi zaczynali numer. Trochę chciałem pójść w ten klimat przy „Le Sabre”. Myślę że wyszło spoko, chociaż ciężko jest to odtworzyć na żywo. Ciekawostka: ten utwór ma takie same dźwięki jak „Black Sedan”, z tym że zagrane inaczej.
„STILL LIFE”
Maciek: Kolejny kawałek, który musieliśmy nagrać w jednym podejściu, bo czuliśmy czyjś oddech na karku. W tym wypadku wyszło zupełnie zaskakująco pozytywnie, gdyż dało mi możliwość dogrania fajnej partii wokali pod koniec. Zjawisko to jest znane jako korzystna pomyłka. Na żywo jest to dobry numer do improwizacji.
Łukasz: Na żywo gramy to trochę inaczej i tak chcieliśmy, żeby to wyszło na płycie. Jednak zbiegiem okoliczności na album wszedł tejk z inną końcówką. Więc jeśli chcecie posłuchać go tak, jak został wymyślony oryginalnie, to musicie przyjść na koncert, buhaha!
***
WYTWÓRNIA: Instant Classic
WYDANE: 19 października 2013
WIĘCEJ O: KASECIARZ
INFORMACJE O ALBUMIE