O Surface Tensions w Czynnikach pierwszych opowiada Adre’n’Alin.

Przy tworzeniu albumu Surface Tensions towarzyszył mi motyw podróży. Ziemskiej, kosmicznej, w czasie czy też tej w nas samych, w naszej wyobraźni. Drugą istotną sprawą dla mnie było stworzenie wrażenia filmowości i prowadzenie narracji przez cały album. Stworzenia z muzyki kamery, którą przy każdym utworze naprowadzałbym na inny kadr, a tym samym na inne brzmienia i kolory. Trzecią sprawą są właśnie tytułowe napięcia. Emocjonalne bańki, na których pływamy niczym zjawiskowe owady – nartniki. W trakcie pracy nad albumem pojawiła mi się w głowie historia Ro, mieszkańca Ziemi, który wylatuje w kosmos i ląduje na planecie Ego. Jednak chciałem ten kosmos przedstawić jako coś organicznego, bardziej biologicznego niż astronomicznego, zachowując równocześnie jego majestat i niewyobrażalną przestrzeń. Trop ten skierował mnie na takie a nie inne zestawienia instrumentów, więc mamy tutaj przeważające instrumenty dęte, zdecydowane smyczki i elektronikę starającą się tym razem nie wychodzić zbyt mocno na plan pierwszy. W jednym z wywiadów użyłem stwierdzenia, że ten album to jak wystrzelenie w kosmos przy jednoczesnym głębokim zanurzeniu. I sporo w tym prawdy, bo kosmos ma w sobie sporo z ziemskich oceanów.

*** 

„AUGUSTUS”

Punktem wyjściowym był dla mnie gorący poranek na ziemskiej stacji kosmicznej ukrytej w lesie. Cisza i spokój przed gwałtownym startem w kosmos. Spokojny ambient, szum przestrzeni, który prowadzi nas powoli do gwałtownego wzrostu ciśnienia i kawałek rusza z miejsca jak kosmiczna rakieta. To utwór o porzuceniu przeszłości, ale i o złości. Zarazem można powiedzieć, że to prawdziwy „protest song”. Z uwagi na częste porównania wokalne do Depeche Mode, postanowiłem specjalnie podkreślić w tym utworze ten typ śpiewania. Maniera ta pojawia się tylko raz i tylko w tym utworze, by nie pojawić się już więcej na płycie. Wciąż szukałem sposobu na partie chórków. By nadać im dziwne brzmienie, zaśpiewałem całe partie melodyczne od końca, zaś w postprodukcji odwróciłem kierunek, co dało bardzo ciekawy efekt przy zachowaniu harmonii.

„SPACE”

Utwór ten wydawał mi się naturalnym kierunkiem po „Augustusie”. Kiedy przypominałem sobie filmowe przestrzenie kosmiczne, z miejsca widziałem przed oczami serię filmów o Obcym. Czarna przestrzeń, którą nie wiadomo jak odebrać. Czy jest przerażająca? Co kryje się dalej? I stan nieważkości, który przychodzi nagle i pozbawia podparcia. Akordy stawiane przez sekcję dętą wydały się tutaj najlepszym wyborem. Chciałem, by dryfowały jak statek w przestrzeni kosmicznej. Prowadzą pozorną melodię, która nagle się rozpływa w nicości. Nasz bohater, Ro, dryfuje w przestrzeni kosmicznej i oddala się do orbity ziemskiej. Wszystko powoli staje się czarne, a Ziemia znika. Tak jak sam utwór.

„TO THE DEEP” 

Ten utwór to jak krótki zapis wieloletniej podróży w głąb kosmosu. Wyobrażony przeze mnie bohater, przemierzając ogromne odległości, zaczyna marzyć o ludzkim dotyku. Stan nieważkości zaczyna mu doskwierać i coraz częściej wprowadza swój statek w niebezpieczne kosmiczne wiry, mgławice i galaktyki w poszukiwaniu grawitacji. Rozpędza się i koniec końcem rozbija się na planecie Ego. Sam utwór ma charakter opowiadania, ale i coś z ceremoniału. Zależało mi na wrażeniu, jakie ma miejsce podczas wizyty w największych katedrach i kościołach. Uczucie ogromu przy każdym dźwięku. Już od pierwszych taktów spokojne punktowanie instrumentów dętych nadaje ton i charakter całemu utworowi, by w połowie przerodzić się w atonalne przetasowania i na koniec znowu powrócić do tonalności. Jak w życiu.

„NIGHT OF SCRAPES”

Na planecie Ego panuje noc, kiedy Ro rozbija się swoim statkiem. Budzi się w dziwnym lesie, w którym zaczyna wyczuwać czyjąś obecność. Spaceruje pomiędzy dziwnymi roślinami, widzi przedziwną leśną polanę, ukryte jezioro. Jednak coś cały czas nie daje mu spokoju. Ma wrażenie, że wszystko dookoła niego coś mówi i nie jest wcale nastawione pokojowo. Jednak nie wie, czy to dzieje się naprawdę, czy tylko mu się wydaje. Wpada w panikę, która kończy się szaleńczą ucieczką przed własnymi wyobrażeniami. Poraniony i wycieńczony, w końcu pada na ziemię i zasypia. W warstwie muzycznej postawiłem na zabawę głosem i jego multiplikację plus dialog fortepianu i klawesynu. Pulsujący elektroniczny synth w tle żyje własnym życiem, jakby otwierał się i zamykał, jak kwiat lub ukwiał. Harfa, beat i oszczędny synth w drugiej części to nastrój rosnącej niepewności. Chodziło mi o uczucie, kiedy wydaje ci się, że zaraz coś się stanie. Ale się nie wydarza i emocje opadają. Nagle bijące serce, panika, paranoja i złudzenia. Na szczęście ulatują tak szybko, jak się pojawiły. Jak nocne zmory.

„METH”

Znowu wracamy do naszego bohatera. Ro budzi się rano na planecie Ego i odkrywa, że zaraz za lasem jest ogromna metropolia. Wszędzie przechadzają się ludzie. To Egoiści – mieszkańcy planety Ego. Zdają się go nie zauważać. Ro odkrywa, że gdy klaśnie w dłonie, to może wejść w skórę każdego człowieka. Robi to z coraz większą ochotą, jednak po wyjściu z takiej osoby pozostawia ją z ogromnym uczuciem pustki, ze swoistym syndromem abstynencyjnym. Uzależniając od siebie coraz większą liczbę osób, musi uciekać, gdyż Egoiści są coraz bardziej napastliwi i łakną jego miłości. Ten utwór jest jak kroczący kosmiczny czołg. Kula śnieżna. Ogromna machina, która raz włączona, już nie zatrzymuje się aż do swojego rozpadu. To historia tragiczna o uzależnianiu się od ludzi. W nawiązaniu do „Night Of Scrapes” pojawiają się przetworzone głosy, zaś warstwa orkiestrowa ograniczona jest do paru miejsc. Główną rolę gra tutaj dialog pomiędzy beatem i szesnastkowym basem, tak by nie pozwolić się nam na chwilę zatrzymać. I się zastanowić zanim będzie za późno.

„SPLIT”

Ro znalazł schronienie nieopodal gór. Nie czuje już żadnych emocji, a Egoiści przestali go prześladować. Zaszywa się w sobie i zapada w sen. W tym katatonicznym stanie przeżywa w swoim umyśle burzliwe chwile z przeszłości. Rozdarty pomiędzy sobą i światem zewnętrznym, śni o przebudzeniu. Jednak z zewnątrz jego twarz jest prawie nieruchoma. Tutaj znowu chciałem w budowie utworu nawiązać do czegoś organicznego. Utwór rozwija się na końcu jak kwiat jednej nocy, jak długo wyczekiwany moment pełen feerii barw. Spokojne, ale miarowe pianino, wraz ze swoim basowym partnerem, wytyczają kolejne fazy utworu, aż do rozkwitu frazy na resztę instrumentarium.

„PRESTO”

To przerywnik w całej historii. Na planecie Ego pojawia się zorza polarna. Podłączyłem pianino pod parę efektów i podczas sesji na żywo improwizowałem ze stawianiem pojedynczych akordów, bawiąc się równocześnie efektami. Zamiast doprowadzania do kulminacji, postanowiłem wszystko uciąć.

„THE REAPERS MOON”

Ro budzi się i zamienia się w bestię, która musi wyjść na żer. To rozdwojenie jaźni trwa całymi nocami, kiedy to poluje na leśne istoty, by zanieść je do jaskini, dla siebie, ale tej lepszej połowy siebie. Pan i Bestia w jednej osobie co noc polują na ludzi. Bardzo zależało mi, by utwór miał w sobie coś ze słowiańskiej duszy i brzmiał staro, wręcz ludowo, jak starosłowiańska legenda. Utwór ten graliśmy wcześniej na koncertach, więc naturalną rzeczą było, że moi stali współpracownicy – Joasia, Rafał i Kacper – wezmą udział w nagraniu partii instrumentalnych, które znalazły się na płycie. Utwór prapremierę miał podczas 8. Kwartesencji, a partie smyczkowe wykonał wtedy Royal String Quartet. Pamiętam, że strasznie pieklili się na motyw smyczkowy z końca utworu: „Igor, to jest jakiś istny maraton”. Zagrali bezbłędnie.

„I AM NATURE”

Ro, nadal będąc bestią, spotyka Istotę, która opowiada mu o historii planety Ego. Ten, nie rozumiejąc jej słów, stara się ją zabić… Utwór jest totalną improwizacją. Zaczęło się chyba od samego pianina i szybkich pasaży, potem doszły smyki i kolejne instrumenty. Zależało mi, by brzmiało trochę jak jam session w wykonaniu orkiestry. I faktycznie każdy z instrumentów był improwizacją zagraną tylko raz. Tekst pochodzi z pamiętnika, jaki znalazłem podczas przeprowadzki. On sam musiał powstać w 2000 roku, więc tekst ma około 15 lat. Postanowiłem, że będzie to recytacja, szybka i dynamiczna, jak w krótkiej filmowej etiudzie z narracją.

„SPRING COAT”

Pomysł na „Spring Coat” przyszedł mi zaraz po utworze „I Am Nature”. Nastrój naturalnie przeszedł w nową melodię i szybko powstał zarys utworu. Zrezygnowałem z bogatej ornamentyki na rzecz minimalizmu, by wszelkie dodatki stosować tylko podczas koncertów. Zaś w wyobraźni mój bohater przestaje być bestią i ponownie spotyka Naturę. Jednak tym razem flirtuje z nią, rozbiera i okazuje się, ze Natura to mężczyzna.

„MISS IMPERFECT”

Nagle wszystko znika i Ro z nowym towarzyszem pojawiają się na plaży, niebiańskiej plaży z gwiezdnym niebem. W oddali jest jakiś koncert. Na scenie stoi dziwna, śpiewająca postać. Androgyniczny zespół gra jedną piosenkę. Wszytko jest jasne, przejrzyste i dziwne. Trochę kiczowate, trochę nie z tego świata. Zależało mi, by utwór brzmiał po części jak nagranie z plaży, na której odbywa się koncert. Zresztą przy całej płycie przyświecała mi myśl, by pomimo jednorodnego konceptu, utwory brzmiały różnie, jak poskładany z różnych utworów soundtrack do filmu.

„FALLEN TIMES”

Czas lecieć z planety Ego. Statek naprawiony i można ruszać dalej, zostawiając za sobą przeszłość i ostatnie przygody. To utwór pożegnanie. Ro wsiada do statku i odlatuje. Punktem wyjściowym znowu była fortepianowa improwizacja, jednak bardzo stonowana, do której dochodziły partie smyczków i instrumentów dętych. Końcowe forte podkreśla, że to koniec i nic już więcej się nie wydarzy. Wszystko znika. Muzyka, otoczenie, plaża i szum lasu. Wszystko zamienia się w wielkie nic.

***

WYTWÓRNIA: Requiem Records
WYDANE: 8 listopada 2014
WIĘCEJ O: ADREN’A’LIN
INFORMACJE O ALBUMIE

%d bloggers like this: