Raduj się Świecie. Sufjan Stevens z efektem na wokalu, z iście bajeczno-folkową melodią, której aranżacją kradnie serca. A samo „Joy to the World”? Pieśń, która nawet nie miała być piosenką, to jedna z ważniejszych amerykańskich kolęd.

 

„Joy to the World” Sufjan aranżował na swoich świątecznych płytach dwukrotnie. Pierwszy raz w 2006 roku na albumie Volume IV: Joy, drugi – na Silver & Gold, w 2011. Obie się od siebie różnią, ale nie że tu przecinek, tam kropka i dywiz czy innym brzmieniem gitary i dzwoneczków. Oj nie, obie wersje dzieli Amazonka i Odra razem wzięte. Dwa inne światy.

Ale skupię się na tej pierwszej, bo skoro większość – póki co – tegorocznych Świąt z Sufjanem dotyczy IV: Joy, to niech tak – póki co – zostanie.

Kameralna sceneria, dźwiękowa przytulność, dwugłos gitary elektrycznej, która gra subtelnie na pierwszym planie i akustycznej, wypełniającej tło fingerpickingiem. Folkowy duch melodii przywołuje skojarzenia z Seven Swans i Illinois, czyli płyt, które, przynajmniej w moim wypadku, najbardziej wyryły się w pamięci. To czyste piękno przedstawione z gracją, jakie wymagał tekst Isaac Watts stworzony w 1719 roku, czy też ten późniejszy, pochodzący z 1836 roku Lowella Masona. Oparta na Psalmie 98 pieśń „Joy to the World” to czysta radość, wyglądanie w przyszłość z optymizmem. W końcu sam tekst „Joy to the World” niesie morze pozytywów.

Do Świąt zostało już tylko kilka dni, z Sufjanem ten okres naprawdę – NAPRAWDĘ – jest jeszcze lepszy.

%d bloggers like this: