Znacie to, prawda? Parszywa dwunastka to był kiedyś… hit. Prawdziwy hit! A my wracamy do przeszłości, a wraz z nami artyści, którzy opowiadają o swoich ulubionych utworach…ever. Na start zaprosiliśmy Machinefabriek, czyli Rutgera Zuydervelta.
Machinefabriek to w Polsce postać całkiem dobrze znana. Związany z gdańskim Zoharum, gdzie wydał już kilka albumów (w tym Short Scenes nagrane z Anne Bakker), Assemblage czy Wendingen. Ale tych wydawnictw jest dużo, dużo więcej. Zresztą sam Discogs mówi o ponad siedemdziesięciu płytach albumowych!
U nas Machinefabriek, czyli holenderski artysta Rutger Zuydervelt opowiada w Parszywej dwunastce o swoich ulubionych utworach. Zdziwicie się, jakie kawałki wybrał dla nas Machinefabriek! Zaczynamy.
Björk – „All Is Full Of Love” (Funkstürung Remix)
Debut był w porządku, Post był właściwie całkiem dobry, ale dopiero na Homogenic poczułem magię. Kocham tę (stosunkowo) spartańską produkcję; to bardziej surowa i emocjonalna płyta niż jej poprzednicy. Najdelikatniejszą piosenką na albumie jest „All Is Full Of Love”, ale ta wersja jest jeszcze lepsza, gdy Funkstürung wzięli na warsztat ten utwór.
Arvo Pärt – „Fratres”
Muzyka, która czasami sprawia, że myślę „dlaczego, do licha, przeszkadza mi słuchanie innej muzyki, kiedy jest taka?”.
Jim O’Rourke – „track three”
Trzeci (tak jakby) niezatytułowany utwór Jima O’Rourke’a z płyty jim:computer:hotel (Chicago-Ystad) powrócił w skróconej formie (z 26 do 21 minut) na jego bardziej znanym albumie I’m Happy And I’m Singing, And a 1, 2, 3, 4. Wolę tę dłuższą wersję. W rzeczywistości ta część nie mogłaby być dłuższa… To jedna z najpiękniejszych elektronicznych kompozycji, jaką kiedykolwiek słyszałem. Nie mam pojęcia, jak została stworzona, ani czy były w niej wykorzystane jakiekolwiek instrumenty, ale brzmi niesamowicie organicznie i obco w tym samym czasie.
Potrafiłem znaleźć tylko tę krótszą wersję:
The Smiths – „There Is A Light That Never Goes Out”
Nie pamiętam dokładnie, który to był rok, ale mniej więcej 1992 lub coś koło tego, kiedy kupiłem CD The Queen is Dead The Smiths podczas moich wakacji z rodzicami w Anglii. Wypożyczyłem wtedy książkę z biblioteki, z magazynu Spin, wymieniającą najbardziej wpływowe albumy z lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nie mam pojęcia, jaki to był tytuł, w każdym razie w miły sposób poznawałem i odkrywałem klasyczne albumy The Buzzcocks, X, The Gun Club, Joy Divison i The Smiths. Po zakupie płyty The Smiths wakacje spędziłem głównie z discmanem i słuchawkami. Ciemna, romantyczna energia płynąca z albumu wywarła duże wrażenie na moim młodzieńczym ja.
Low – „Venus (Live)”
Jestem fanem Low odkąd kupiłem ich debiutancki album w sklepie Electric Foetus podczas wakacji w Minneapolis. Ta wersja „Venus” pochodzi z płyty z nagraniami na żywo One More Reason To Forget. Pogłos w kościele, gdzie były nagrywane te utwory czyni cuda. Kiedy Alan idzie nieco wyżej, śpiewając „You’re fed up with your friends, You’re fed up with the end”, za każdym razem dostaję gęsiej skórki.
Znalazłem tylko wersję ze studia:
Aphex Twin – „4”
Wróćmy do 1996 roku, byłem głęboko zasłuchany w trip-hopie, drum’n’bassie i powoli wkraczałem w katalog Warp Records. Ale kiedy pierwszy raz usłyszałem „4”, jakoś nie zachwyciło mnie. Rytm był trochę dziwacznym, przyspieszonym D’n’B, podczas gdy melodia brzmiała dość tandetnie. Ale to niedopasowanie okazało się jego wielką siłą – spośród wszystkich wydawnictw związanych z Warpem w połowie lat dziewięćdziesiątych, to jest właśnie to, do którego wracam najbardziej. To chyba nawet mój najbardziej ulubiony album. „4″ to doskonały utwór na doskonałym albumie.
Autechre – „Fold 4,Wrap 5”
Cóż mogę powiedzieć? Uwielbiam praktycznie wszystko, co robią Autechre, a to jest jeden z mojego topu Autechre. Wielbię to, jak rytm zwalnia, a potem podwójnie przyspiesza i tak dalej. Po prostu posłuchajcie. Jest elegancki. I piękny.
Na Hawa Doumbia – „Danaya (à Sidi Konaté Pour Toujours)”
Nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem miłośnikiem World music, ale La Grande Cantatrice Malienne No.3, debiutancki album Na Hawa Doumbia z 1982 roku (wznowiony przez Awesome Tapes From Africa) jest przepiękny. Jest jasny i optymistyczny, a jednocześnie duszny i melancholijny. Instrumentarium jest pięknie subtelne i jej głos… Wow! Album jest w naszym domu ulubiony, szczególnie ten utwór, z jego dłuuuuuuuuuuuuuuugą pierwszą frazą.
Tortoise – „The Taut and Tame”
Ten galopujący rytm!
Radiohead – „Idiotheque”
Wiem, że głupio mówić, ale tak, jak u większości ludzi, tak i na mnie Kid A wywarł ogromne wrażenie. Nagle Indie, którego słuchałem, połączono z elektroniką, którą kochałem. Przez jeden zespół! Ciężko mi wybrać jeden najbardziej ulubiony utwór, ale „Idiotheque” działa za każdym razem.
Brutal Truth – „Collapse”
Miałem w życiu okres death/grind/doom metalu, a to jest jeden z kilku przykładów, który łatwo przetrwał próbę czasu. Doskonała ociężałość.
Talking Heads – „This Must Be The Place (Naive Melody)”
Ten utwór często chodzi mi po głowie. Myślę, że ta wersja grana na żywo jest lepsza od tej sztywnej wersji studyjnej. Wideo z występu na żywo też jest fantastyczne; to wszystko jest bardzo inscenizowane i z ułożoną choreografią, ale zrobili je tak dobrze, że nie wydaje się zbyt teatralne i – mimo że jest to tytuł – ma wiele sensu.
English version. The Dirty Dozen
Björk – All Is Full Of Love (Funkstürung Remix)
Debut was okay, Post was actually quite good, but Homogenic was when/where the magic happened for me. I love its (relatively) spartan production; it’s a much rawer, emotional album than its two predecessors. The most gentle song on it is „All Is Full Of Love” – but that one got even better when Funkstürung got their hands on it.
Arvo Pärt – Fratres
Music that sometimes makes me think ‘why the hell do I bother listening to other music when there’s this?’.
Jim O’Rourke – track three
The third, (sort of) untitled track on Jim O’Rourke’s jim:computer:hotel (Chicago-Ystad) album returned in slightly shortened form (from 26 to 21 minutes) on his more known album ‘I’m Happy And I’m Singing, And a 1, 2, 3, 4’. I prefer the longer version. In fact; this piece couldn’t be long enough… One of the most beautiful electronic pieces I’ve ever heard. No idea how it was made, or if there were instruments used, but it sounds extremely organic and alien at the same time…
I could only find the shortened version online.
The Smiths – There Is A Light That Never Goes Out
Can’t exactly remember which year it was, but in 1992 or so, I bought a cd copy of ‘The Queen is Dead’ from The Smiths during a holiday with my parents, in England. I had just rented a book from the library, from Spin magazine, listing the most influential albums of the 70s/80s/90s… no idea what the exact title was, but anyway; it was a nice way to catch up and discover classic albums The Buzzcocks, X, The Gun Club, Joy Division, and The Smiths. After buying the Smiths cd, my holiday was mostly spend with my discman and headphones. That dark, romantic energy of the album made a big impression on my teen self.
Low – Venus (Live)
I’ve been a fan of Low since I bought their debut album at Electric Foetus records in Minneapolis, during a holiday. This version of Venus comes from the live cd 'One More Reason To Forget’. The reverb in the church where this was recorded works miracles. When Alan goes a bit higher, singing „You’re fed up with your friends, You’re fed up with the end”, that gives me goosebumps everytime.
I could only find a studio version online.
Aphex Twin – 4
Back in 1996, I was deep into trip-hop, drum ’n bass and slowly going into Warp-territory. But when I heard this the first time, I didn’t really ‘get it’. The rhythm was some freaky, speeded-up D’nB, while the melody felt way too cheesy. But this ‘mis-match’ turned out to be its great strength – from all Warp-related releases of the mid 90s, this is the one I come back to the most. It’s probably even my all-time favorite album. ‘4’ is a perfect track on a perfect album.
Autechre – Fold 4,Wrap 5
What can I say? I love pretty much everything Autechre does, and this is one of my favorite tracks by them. I just love it how the rhythm slows down, then goes double speed, etcetera. Just listen. It’s smart. And beautiful.
Na Hawa Doumbia – Danaya (à Sidi Konaté Pour Toujours)
I wouldn’t say I’m a world-music aficionado, but Na Hawa’s debut La Grande Cantatrice Malienne No.3 from 1982 (re-released by Awesome Tapes From Africa) is a beautty. It’s light and upbeat as well as sultry and melancholic. The instrumentation is beautifully subtle, and her voice… wow! The album is a favorite in our house, and especially this track, with its loooooooooooong first phrase.
Tortoise – The Taut and Tame
That galloping rhythm!
Radiohead – Idiotheque
I know it’s a cliché to say, but yes, like with most people, Kid A made a huge impression on me. All of a sudden, the indie music I listened to was connected with the elelectronica I loved, in one band! It’s hard to pick a favorite, but ‘Idiotheque’ works every time.
Brutal Truth – Collapse
I had my death/grind/doom-metal period, and this is one of the few examples that easily stood the test of time. Perfect heaviness.
Talking Heads – This Must Be The Place (Naive Melody)
This is one that I have in my head quite often. I think this live version if much better than the stiff studio version. The video of that live performance is fantastic as well; it’s all very staged and choreographed of course, but done so well that you actually don’t think is too theatrical, and -despite it’s title- it makes a lot of sense.