W nowej odsłonie naszego cyklu Parszywa Dwunastka, gdzie artyści opowiadają o swoich dwunastu ulubionych utworach, wysłuchujemy, co Karol Stolarek z mony polaski lubi najbardziej.

Okazja do Parszywej Dwunastki z Karolem Stolarkiem jest wyjątkowa, bo jego nowy zespół mona polaski właśnie wydał debiutancki album. Premiera miała miejsce w łódzkim Barze Anna, gdzie muzycy (Karol i Wit Zarębski) spotkali się ze słuchaczami.

Ich pierwsza płyta zatytułowana Folklor to album pełen indierockowych hitów. To ukłon w stronę Much z dobrych czasów, Rentona sprzed Eurowizji i ostatniej płyty oraz szeregu składów, które w pierwszej dekadzie XXI wieku grały indie2.0.

O swoich dwunastu ulubionych piosenkach, których były członek Bruno Schulz najczęściej słucha (albo najchętniej), w poniższej Parszywej Dwunastce. Oddajemy głos Karolowi Stolarkowi.


Zestaw ulubionych kawałków aktualizuje mi się co pewien czas, wybrałem te najbardziej według mnie uniwersalne, do których wracam prawie zawsze i które prawie nigdy mi się nie nudzą. Wachlarz jest dosyć szeroki. Czasem chciałoby się zapytać „Mamo, czemu z piosenką jest w życiu lżej?” Oto moja Parszywa Dwunastka.

The Jesus And Mary Chain – „Just Like Honey”

Pościelówa, która przetrwała próbę czasu i z klasą weszła na level piosenki legendarnej. Ten film z Billem Murrayem i ostatnia scena, kiedy żegna się ze Scarlett Johansson, to chyba najpiękniejsza scena pożegnania w historii kinematografii.

John Cage – „First Construction”

Utwór, który mógłbym zapętlać przez wiele godzin. Z czasem pętla subtelnie wlewa się w tło i zamienia się w kojący szum. Paradoksalnie dźwięki te stanowią dla mnie perfekcyjny soundtrack dla prozaicznych zajęć podczas zwykłego szarego dnia – najlepiej w mieście Łódź.

Easter – „Pillo”

Piosenka, która niesie pierwiastek slow motion, słuchasz jej i wszystko zwalnia. Wiem, że to trik producencki, ale lubię ten obłęd. Byłem na ich występie, trochę za dużo aktorstwa, ale na żywo bronią się naprawdę nieźle.


Thieves Like Us – „Stay Blue”

Dużo koloru i dobry puls. Poszedłem na ich koncert, bo intrygowało mnie, jak zagrają na żywo materiał, który brzmi całkiem unikatowo – dali radę, dobrze grają.

Iggy Pop – „Shades”

Połączenie Popa i Bowiego nie mogło się nie udać. Numer brzmi dobrze w dalekich podróżach i na imprezie za rogiem. Marzy mi się zrobienie coveru, mógłbym wtedy z pełną odpowiedzialnością, a jeśli byłaby taka potrzeba – nawet z nagim torsem zaśpiewać:

„I’m not the kind of guy
Who dresses like a king
And a really fine pair of shades
Means everything
And the light that blinds my eyes
Shines from you”

Gavin Friday – „Lord I’m Coming”

Naprawdę mocny song, którego obecnie potrafię wysłuchać maksymalnie dwa razy w roku, to dlatego, że gdy usłyszałem go po raz pierwszy, słuchałem go non stop przez cały weekend aż do porzygania. Na szczęście numer nie obrzydł mi definitywnie. Gavin Friday jest naprawdę wielki.

John Coltrane – „Equinox”

Track lepszy niż poranna kawa, otulający ciepłym powietrzem we mgle obcego i złowrogiego poranka, kiedy patrzysz w lustro i boisz się wyjść z domu.

Arca – „Thievery”

Ściśle kojarzę ten kawałek z wideo i raczej nie słucham go bez wizualnego kontekstu, czyli bez wideoklipu. Brzmienie i specyficzna aranżacja są mocno sugestywne, to dźwięki silnie aktywne wizualnie, pobudzają obrazy.

Underworld – „Low Burn”

Numer jak burza pustynna ociężale pełzająca przez horyzont widziany z okna mojego studia na jedenastym piętrze. Kołysze, pulsuje jak litania, płynie jak czysty trans. To się dobrze starzeje.

Wojciech Młynarski – „Dziewczyny bądźcie dla nas dobre na wiosnę”

Ponadczasowy manifest okolicznościowy, w którym cierpienie i nadzieja przeplatają się ze sobą w rytmie patetycznych refrenów. Skromny wiosenny apel. Idzie wiosna i warto jak co roku odświeżyć to stare nagranie.

Moken – „Wild Wild Ways”

Rewelacyjny głos artysty i świetna aranżacja tego kawałka sprawiają, że po prostu dobrze się czuję, słuchając tej piosenki. Moken powinien być międzynarodową gwiazdą. Poza tym jest moim kumplem i zaprojektowałem dla niego dwie okładki jego płyt.

KALIBER 44 – „Moja obawa”

Za każdym razem wywołuje refleksje, ciągle aktualne, bardzo ważny dla mnie numer. Kiedy byłem młodziutki, zwracałem uwagę na zupełnie inne akcenty w tym tekście. Wydaje mi się, że dopiero teraz przebiłem się do głębszej warstwy.

%d bloggers like this: