Niedawne i dawne wydawnictwa Zoharum w dłuższym i krótszym recenzenckim skrócie, czyli KUMULACJA #50.
Tym razem mamy trochę większy rozstrzał czasowy, bo z nieznanych przyczyn niektóre teksty powstały już dawno temu, ale dziwnym trafem nie zostały opublikowane. Tak jest z Contunuum Inner Vision Laboratory. Są też zapomniane wydawnictwa z 2020 roku i w miarę świeżynki, dostępne dzięki Zoharum w 2021 roku. Gdańska oficyna wydaje rocznie kilkanaście albumów, sprawdźcie, co TRZEBA poznać, odświeżyć, znaleźć, przywrócić. Bo mamy wydawnictwa premierowe, mamy też reedycje. W KUMULACJI o pełnym numerze PIĘĆDZIESIĄT albumy Inner Vision Laboratory, Andrew Lagowskiego, S.E.T.I., Kontinentu, Nothing Has Changed, duetu Vidna Obmana i David Lee Myers, Sphyxion, Ab Intry i C.H. District.
Spis treści
INNER VISION LABORATORY – CONTINUUM
AUTOR: Inner Vision Laboratory
TYTUŁ: Continuum
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 10.06.2019
(tekst zagubiony, z 13 lipca 2020 roku)
Utopia, życie na wolnych obrotach, rozmarzenie, sielanka. Czy może codzienne rytuały, stagnacja, monotonia niewidocznie przemieniająca się w mentalny letarg? Który z tych stanów jest najbliższy muzycznej odsłonie Continuum? Inner Vision Laboratory wrócił do Zoharum po czterech latach przerwy. W tym czasie Karol Skrzypiec rzecz jasna nie milczał. Nagrał ścieżkę dźwiękową do teatralnego spektaklu Dybuk, holenderska wytwórnia Winter Light wypuściła płytę Relics, ukazała się też krótka epka Spellbound, więc o zastoju nie mogło być mowy.
Wydawnictwo I.V.L. nie przynosi muzycznych zmian. To nadal ambient w czystej, kojącej postaci. Sunący jak lodowe tafle po oceanie, jak pumeks w stronę Australii. Powoli, niespiesznie, własnym tempem. Nie ma na Continuum wyścigów, nie ma fajerwerków, nie ma żadnych drone’owych zapędów. To minimalistyczne, nawiązujące do new age’owej retoryki kompozycje, nachodzące na siebie jedna po drugiej. Długie syntezatorowe pasaże pieszczą zmysły, pobłyskujące gdzieś w tle dzwoneczki („Forsaken”) rozbudzają wyobraźnię, a rozdygotana gitara elektryczna („Unseen patterns”) nadaje kompozycjom lekkiej nerwowości (co jest zresztą na Continuum wyjątkiem, bo płyta brzmi jak sielanka). Poleca się słuchać w skupieniu, gdy wszystkie przyziemne sprawy odejdą w końcu w zapomnienie.
Słuchając Continuum, mam w głowie sceny Ulissesa Jamesa Joice’a. Tę powtarzalność czynności, normalność dnia codziennego, Prawdziwe kontinuum, zawieszenie między dźwiękami.
NASZA OCENA: 6.5
***
KONTINENT – STASIS
AUTOR: Kontinent
TYTUŁ: Stasis
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 31.08.2021
Bezkompromisowe, pełne agresji, oparte na noisie wydawnictwo, które pierwszy raz ukazało się w 2017 roku, ale wówczas na winylu. Zoharum postawiło na reedycję albumu w wersji CD. Dobry ruch.
Trzydzieści siedem minut elektronicznego siekania, sprzężeń, natężeń dźwięków, rozciągniętych szumów, przesterowanych, niemal wojenno-bojowych wokali. Choć wokal to złe określenie, bo na Stasis słyszymy krzyk, słyszymy melodeklamację, partie przesterowane, jakby z grobu, jakby sample wyrwane z przemówień politycznych, wieców. Rwane dźwięki dostosowane do kakofonicznych, zdehumanizowanych nie melodii, odgłosów („Bow to No One”, które brzmi jak totalny post-cyfrowy zjazd z bazy). Power Electronics Kontinentu, solowego projektu połowy duetu Kevlar, miażdży, przygniata ciężarem, rani uszy, narusza psychikę. Jest tak, jak być powinno – klaustrofobiczna aura wydawnictwa wypełnionego mocnymi szumami, skażonymi brudem trzaskami, rozkręconymi przesterami, które aż kipią energią.
Fajnie Kontinent zamyka Stasis, skojarzenia ze starym, dobrym Atari Teenage Riot nie będą bezzasadne. Hardcore’owe, cyfrowe podróże po krainie mroku i chłodu. Kilka dni temu mieliśmy naprawdę mroźną scenerię, Stasis aż prosi się o wykorzystanie do którejś ze scen w ośnieżonym, wyludnionym miasteczku. Och, ale świetnie by wybrzmiewało na ulicach Pyramiden.
NASZA OCENA: 6
***
NOTHING HAS CHANGED – HISSING GUILT
AUTOR: Nothing Has Changed
TYTUŁ: Hissing Guilt
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 31.08.2021
Dźwiękowa wizja utraty człowieczeństwa. Nothing Has Changed na swoim drugim albumie Hissing Guilt przenosi słuchaczy w świat pełen mroku, unoszącego się ponad spaloną i zdewastowaną ziemią pyłu, słońca wiecznie zasłoniętego chmurami śmiercionośnego dymu i ostałych jedynie ruin fabryk. W pełni techniczna, zdehumanizowana płyta, zdehumanizowane, ciężkie melodie oparte o głęboką dubową rytmikę rodem z Anglii lat dziewięćdziesiątych. Głęboką, pełną pogłosu, wręcz w nim zanurzoną i mocno poszatkowaną. Bo Nothing Has Changed – projekt Michała Kiełbasy – dba o detale. Z jednej strony ciekawie i żywo taneczna (choćby „Lost Control”), z drugiej epicko horrorowa, niemal postapokaliptyczna, obrazująca krajobrazy zdezelowane, jak w „No Return” czy pełne grozy, mrożące krew w żyłach dźwięki „Disinform”. Potrzebna ścieżka do filmu, w którym asteroida-morderca zmierza w stronę ziemi? Albo przerażający potwór-mostrum zbliża się do zagubionych w lesie nastolatków? Odpal „We Will Never Be Free”, świetnie dopełni scenerię.
Solidne, może nieco monotonne, ze zbyt małą naleciałością harsh noise’u wydawnictwo. Ale kto powiedział, że tu o hn chodzi? W kategorii niosącego trwogę industrialu strzał w siódemkę.
NASZA OCENA: 7
***
S.E.T.I. – THE SPHERE OF DENSITY
AUTOR: S.E.T.I.
TYTUŁ: The Sphere of Density
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 5.06.2020
Pozostanie po nas tylko pył. Lub bezkres głębi dźwięków samotności. Pustych, długich, w pewnym stopniu rozmytych. S.E.T.I., czyli jeden z wielu projektów Andrew Lagowskiego, brytyjskiego audiowizualnego artysty, w Zoharum. Płyta nie jest najnowsza. OK., jest nowsza od IVL, ale ukazała się w połowie 2020, czyli szmat czasu temu. Oscylując przez lata między techno, ambientem i dubem, na The Sphere of Density serwuje nam ambientowe pasaże, z reguły spokojne, bardzo stonowane, bez większych boomów, narzutów szumów, zgrzytów, o zwrotach akcji możemy mówić jedynie w dwóch wypadkach, środkowym „Only Dust”, gdzie Lagowski niepokojącą rytmiką i dołującymi synthami przełamuje sielankę, oraz w „11th Dimension”, w którym Brytyjczyk zmieścił kilka odrębnych tematów okołodarkambientowych czy też idących w delikatny noise.
Dwupłytowe wydawnictwo podzielone jest też tematycznie. Część pierwsza to nagrania nowe, druga – live z festiwalu industrialnego we Wrocławiu (rok 2019). Jedynka jest taka trochę niezobowiązująca, jak dryf po spokojnym jeziorze, jak nocna przejażdżka pustymi ulicami miasta, które rozświetlają jedynie palące się jeszcze neony, co niektóre światła w mieszkaniach i lampy uliczne. Albo jak 3/4 katastroficznego sci-fi filmu, gdzie przez większość czasu nie dzieje się nic poza rozmowami, wspominkami bohaterów promu. Takie obrazy rzucają w skojarzeniach „Nobiagari”, „Maze” (no, co mocniejsze akcenty syntezatorów i lekko niepokojące cyberefekty mogą wybijać z dźwiękowego letargu. Ale chwilowo), czy „Decisions” (w którym też Lagowski umieścił krzaczące przejścia). Podsumowaniem, wielkim finałem rozbijającym aurę spokoju, będzie „11th Dimension”. Awaria nawigacji, problemy z wyłazem, w końcu próba naprawienia satelity w kosmosie – wybierzmy sobie wariant, każdy niepokojący, przecinający dotychczasową narrację będzie trafny.
„Live performance at XVIII Wroclaw Industrial Festival”, jak można się spokojnie domyślić, to po prostu występ na żywo. Pewnie w dużej mierze oparty na improwizacji, ale na pewno Lagowski miał przebrany materiał do wykorzystania, gotowy zarys performance. Chociaż… może i nie? W końcu performance lubi rządzić się swoimi nieprzewidywalnymi prawami.
NASZA OCENA: 6
***
SPHYXION – 3
AUTOR: Sphyxion
TYTUŁ: 3
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 14.10.2021
Gdzieś zatraciła się numeracja nagrań między 2 (RECENZJA) a 3 Sphyxion w trackliście Zoharum. Bracia Frederik i Oliver Charlot po trzech latach milczenia wrócili do gry, pełni inspiracji, zmiany nastroju, ale nie stylistyki. Gdyby spojrzeć na bandcamp Francuzów, ta numeracja będzie miała sens. Pierwszy Sphyxion leciał numerycznie od jednego, przed dwójkę, by w październiku ubiegłego roku wydać kolejne, od 24 do 35 nagrania. W Zoharum otrzymaliśmy nienumerowane, niewskazane jak w 3 kawałki. Szczegół.
Sphyxion, jak przystało na Francuzów, mają tę cenną umiejętność tworzenia świetnych elektronicznych tracków. Pamiętajmy: Ed Banger, Kitsune, szereg naprawdę wybitnych artystek i artystów, w końcu French touch i te sprawy. Trzeci album Sphyxion kontynuuje mariaż syntezatorów i bitów. O ile jedynka była nieco ezoteryczna, rozmyta, ale z połamanymi bitami i niekiedy przebijającymi się spokojnymi ambientami, dwójka poszła w bardziej niepokojącą, zimną atmosferę. 3 to pełna fuzja wszystkiego, co słyszeliśmy w muzyce duetu Charlot, ale podrasowana niepokojącymi wydarzeniami lat 2020-2021. Atmosfera wydaje się być cięższa, mroczniejsza, ale jednocześnie równie chwytliwa, momentami taneczna, momentami dołująca, przygnębiająca i przygniatająca swoim ciężarem. Raz wesoła („27”), raz nastrojowa i oldschoolowa („26”), innym razem zanurzona w melancholii i smutku szarej rzeczywistości („33”, „35) i nadziei(„30”). Niepokoje społeczne, covid-19, BLM, rozróby na ulicach Paryża, można wynajdywać w wybrzmiewającym „28”, podczas gdy misterne „29” swoją chwytliwością i tanecznym techno-groove’em zachęca do zabawy i samozatracenia. Bardzo, bardzo, bardzo dobre wydawnictwo. Świetnie, że Francuzi odnaleźli się w gdańskiej wytwórni.
NASZA OCENA: 8
***
AB INTRA – HENOSIS VI-XI
AUTOR: Ab Intra
TYTUŁ: Henosis VI-XI
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 28.09.2020
Tam, gdzie niemal dyskotekowo kończyło się Henosis I-V, tak samo zaczyna się kolejna część numerycznej serii Ab Intry. OK., płyta wyszła w 2020 roku, przeleżała. Wstyd. Ale poziomem kontynuator cztery lata później tak zachwyca, że nie można było nie napisać. No, zwłaszcza, że pisaliśmy o Henosis I-V w jednej z Kumulacji (RECENZJA).
Radosław Kamiński jako Ab Intra wydaje rzadko, głównie w Zoharum, a jeśli spojrzymy na jego ostatnie publikacje, to Henosis I-V było właśnie tą ostatnią płytą przed Henosis VI-XI. A ta jest ostatnią Kamińskiego jak dotąd (chyba że coś pominąłem. Możliwe).
Taneczne, bujające, o klubowym feelingu syntezatory „VI” świetnie rozkręcają utwór otwierający wydawnictwo. Groove jest tak mocny, że aż chciałoby się, żeby temat ewoluował w mocną synthową imprezę, ale tak się nie dzieje, bo producent zmienia nastrój na noise’ową, quasiapokaliptyczną suitę opartą na głębokim, rozciągniętym dronie.
Co może się podobać, poza całym wydawnictwem, bo naprawdę wstydem jest pisanie o Henosis VI-XI tyle czasu po fakcie, to przejścia między kawałkami. Ab Intra tworzy na swojej płycie świetną sagę, dźwiękową i tematycznie spójną odyseję, gdzie każda koncówka każdego utworu rozgrywa się w następnym tracku. To zresztą może być nawiązanie do samego tytułu wydawnictwa – wszystkie kawałki są ze sobą spójne, niemal zjednoczone motywami przewodnimi, pokrywającymi się utwór po utworze.
Ab Intra kreuje już dźwięki nie ściśle ambientowe, utrzymane w drone’owej stylistyce. To stonowane, zagrane niemal bez rytmu (wyjątkiem „IX”, choć i tutaj syntezatorowe partie wygrywają bit) nagrania momentami techno, momentami idące w dark ambient, momentami, jak w najlepszym, zostawionym na koniec „XI”, lazy chillwave zbudowany na migoczących i rozedrganych syntezatorach. Melodyjnie pierwsza klasa, kompozytorsko również. Byłoby miło usłyszeć Ab Intrę w trzeciej, kolejnej, być może znowu różniącej się od siebie odsłonie.
NASZA OCENA: 8
***
ANDREW LAGOWSKI – SECRETS OF NUMBERS
AUTOR: Andrew Lagowski
TYTUŁ: Secrets of Numbers
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 8.04.2020
Andrew Lagowski w kolejnej odsłonie, tym razem pod własnym nazwiskiem. Na Secrets of Numbers – albumie inspirowanym książką-prezentem od zmarłego ojca – brytyjski producent znowu przemierza kręte ścieżki zadymionych od ultrafioletowych lamp i stroboskopów angielskie kluby w starych hangarach.
Lagowski dynamicznie wrócił do swoich techno-zamiłowań. Wiadomo, artysta związany jest również bardzo mocno z ambientem, dlatego album z chwytliwą i skoczną rytmiką wrzuconą w wiekuisty wir jest w cenie. Szaleńcze tempo, aura lat dziewięćdziesiątych lub wczesnych dwutysięcznych, rave’owy groove nagrań każą szukać skojarzeń z mocno naspeedowanymi imprezami, z Detroit techno, z brytyjskim, wypełnionym jaskrawymi kolorami rave’em. „RUR” to rewelacyjna wizytówka płyty, głowa i noga same zaczynają się ruszać, każde w inną stronę, przy „Fimber” tęsknie spogląda się w kalendarz za upragnionym piątkiem (dziś jest!), główny motyw „CreepOhmski” przenosi nas w czasy świetności klubu 55 i imprez spod znaku Sorry Ghettoblaster, a „Time is an Abyss” mogłoby wyjść spod rąk komercyjnego Timo Massa.
Przy typowych bangerach „Pulse” brzmi jak muzyczny żart, zresztą te dźwięki aż przenoszą uśmiech z serca na twarz. A ogólnie – fajna, miła dla ucha płytka, bardzo retro, mocno zaprzeszła, a przez to jeszcze bardziej bliska sercu i „starym, dobrym czasom”.
NASZA OCENA: 6.5
***
C.H. DISTRICT – Live at XIX Wrocław Live Festival
AUTOR: C.H. District
TYTUŁ: Live at XIX Wrocław Live Festival
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 7.11.2021
Rok 2020, listopad. Pandemia trwa już osiem miesięcy, z lekkim rozluźnieniem na wakacyjne swawole i zdejmowanie maseczek na dworze. Ale wraca jesienią, ze zdwojoną mocą. W listopadzie odbyła się też XIX odsłona Wrocław Industrial Festival, ale tym razem cyfrowo. coWIF19 przyniósł masę świetnej muzyki, a C.H. District jest tego dowodem.
No, dowodem jest jego występ i wydawnictwo Live at XIX Wrocław Live Festival zawierające set z domowego lajwa i streamowe nagranie z września, „Home Studio Transmission”. Łącznie godzina i siedem minut. Nie byłem i nie jestem fanem koncertów w odsłonie cyfrowej, to nie to samo, raczej dodatek, o który zahaczy się na kilka(naście) minut niż przebrnie przez całość. Przy secie C.H. District pewnie byłoby tak samo – gość gra do kamery, tyle. A płyta? Płyta to zawsze co innego, obraz nie rozproszy, znajdzie się czas na wysłuchanie materiału. Koncert w tej covidowej rzeczywistości (zastanawiam się, co będzie za kilkanaście dni/tygodni, czy wprowadzą kulturalne lockdowny?) wypadł dobrze. Materiał jest zróżnicowany, ale spójny. Nie dłuży się, choć trzydzieści minut przed komputerem to sporo, oglądając występ, to mam wrażenie, że ten set sprawdził się w wersji online. Taneczny, mroczny, z elementami harshowych noise’ów, z dobrą końcówką (od 25 minuty).
„Home Studio Transmission”, nagrane dwa miesiące wcześniej, jest klimatycznie podobne, może z większą dozą apokaliptyczno-depresyjnego odniesienia do otaczającej nas scenerii.
NASZA OCENA: 6.5
***
VIDNA OBMANA & DAVID LEE MYERS – TRACERS
AUTOR: Vidna Obmana & David Lee Myers
TYTUŁ: Tracers
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 29.06.2020
Ostatnie, chyba, wydawnictwo z przeszłości Vidny Obmany wydane w ramach serii reedycji nagrań belgijskiego producenta – nie wliczam The River of Appearance, bo to świeżynka. Tym razem mamy, znowu, pracę wspólną i korespondencyjną na dwa kraje – Stany Zjednoczone i Belgię. David Lee Myers, amerykański weteran elektroniki (rocznik) 1949 w 2003 roku wydał z Dirkiem Serriesem album Tracers, który ukazał się w Klanggalerie.
Na nas czeka jeszcze reedycja The River of Appearance, ale tej wyjątkowej, bo wydanej 26 lat temu (w 2021 była ładna rocznica dwudziestu pięciu lat!) płycie poświęcę oddzielny wpis. Skupmy się na Tracers, albumie mrocznym, ale w swojej strukturze bardzo spokojnym, żeby nie napisać – stoickim. Dwójka muzyków konstruuje melodie misterne, tajemnicze, które, gdyby chciało się zobrazować jakąś scenerią, znalazłyby się w opuszczonym mieście, takim Pyramiden lub innym postradzieckim, postrobotniczym mieście gdzieś na Spitsbergenie. Puste ulice, posuwający się po chodnikach kurz, na wpół zaciemnione od zachodzącego słońca lub pojawiających się śnieżnych chmur bezludne budynki o szybach zabrudzonych mgłą minionego czasu. Teoretycznie na Tracers, na tych ośmiu kawałkach dzieje się niewiele. Drone’owe szumy, ambientowo wydłużone dźwięki, gdzieniegdzie przebłyski nagrań terenowych. Czasem hałas rozwinie się nieznacznie, wyjdzie na pierwszy plan, elektroniczne glicze przetną tę senną atmosferę, ale są to wyjątki.
Raczej sprzężenia elektroniczne korespondujące lub dopełniające dźwiękową sielankę. Trochę taka relaksacyjna, time-taken music, do poduszki czy przyklejania znaczków w klaserze. Jasne, są większe uniesienia, są momenty, gdy nastrój zagęszcza się do poziomu nagrobnej ziemi, gdy ciężar kompozycji zdaje się przygniatać. Ale to migawki, wracając do opuszczonego miasta: omamy samotności, plamy halucynacji. Świetnie brzmi motyw przepływającej wody współgrający z upiornymi piskami. Bulgocząca, niemal biała, spieniona woda dorzuca do utworu („Section 04”) poczucie realnej klaustrofobii. W „Section 3” robotę robią pojawiające się sample wokalne, niewyraźne, rozmyte na tyle, by nie móc ich zrozumieć, ale na tyle wyeksponowane przy rozedrganej gitarze(?), by zaintrygować.
Co ciekawe, w Tracers słychać zapędy obu artystów. Czuć – i to wyraźnie – muzyczne inklinacje Dirka Serriesa, jakby wyrwane z innych albumów spod szyldu Vidna Obmana. Ale i David Lee Myers jest w tych ośmiu kawałkach bardzo widoczny, jego elektro-techniczne, cyberglitchowe zapędy do zabawy ze sprzężeniami, cyfrowym trashem.
NASZA OCENA: 7
CAŁKOWITA OCENA: 6.8
Wiesz, że FYH! istnieje już ponad 10 lat? Możesz pomóc nam prowadzić FYH!, które działa bez sponsorów czy bogatych wydawców. Możesz to zrobić, przelewając dowolną kwotę na konto Stowarzyszenia Nowa Kultura i Edukacja, w tytule wpisując: darowizna na cele statutowe stowarzyszenia:
19 1750 0012 0000 0000 3484 9048.
Twoje wsparcie pomoże nam się rozwijać. Dziękujemy!