Wojciech Jachna zawiązał Squad, którym przewodzi na płycie Elements. W Improwizowanym środku tygodnia piszemy o świetnym wydawnictwie dostępnym dzięki Audio Cave.

 


AUTOR: Wojciech Jachna Squad
TYTUŁ: Elements
WYTWÓRNIA: Audio Cave
WYDANE: 23 kwietnia 2020


Elements nie usłyszymy solowej, purytańskiej gry Wojciecha Jachny, którą możemy kojarzyć z płyty Emanacje (2018). Nie wyłapiemy freejazzowych improwizacji z projektu Jachna/Buhl czy Jachna/Mazurkiewicz/Buhl. Sundial (dwa albumy nagrane z Grzegorzem Tarwidem i Albertem Karchem) to też inna bajka. Tak jak i Animated Music (Jachnę dopełniają Buhl i Kuba Ziołek).

Elements najbliżej do The Right Moment i nie będzie w tym nic dziwnego, bo projekt Wojciech Jachna Squad to personalne odzwierciedlenie tamtego przedsięwzięcia wzmocnione o osobę Marcina Malinowskiego. O ile jednak płyta Pawła Urowskiego, Mateusza Krawczyka, Jacka Cichockiego i Jachny stanowiła monolit, tak album nagrany dodatkowo z Markiem Malinowskim (który z Pawłem Urowskim nagrał w 2016 roku płytę Alone pod szyldem Marek Malinowski Quartet) to, w dużej mierze, projekt, któremu Jachna tak naprawdę lideruje. Na siedem świetnych utworów trzy są autorstwa trębacza (jeden napisał Cichocki, jeden Malinowski, dwa to efekty kolektywnej pracy).

Muzycznie Elements leży niedaleko The Right Moment, to również filmowe ścieżki zagrane w jazzie. Z gracją, ze sporą dozą melancholii, niemal zadumy, jak w otwierającym płytę utworze tytułowym.

Melodia powoli toczy się własnym tempem, wszystkie instrumenty wybrzmiewają w pełni, narrację prowadzi trąbka Jachny, motywem często powtarzanym niczym mantra, a między nim pobłyskują kojące partie gitary Marka Malinowskiego, stonowana perkusja Mateusza Krawczyka tylko lekko rzęzi i stukocze w tle, pianino Jacka Cichowskiego błogo prowadzi dialog z Malinowskim.

Utwór trwa ponad dziewięć minut, większość czasu to właśnie te stonowane zagrywy, jakby docieranie się, próby muzyków ze świetnym rozwinięciem całego instrumentarium, gdy wszystko zaczyna brzmieć spójnie, to takie małe apogeum delikatnego jazzu, które w chwytliwym „On the train”, z naprawdę mocnym, funkowo-jazzowym groove’em i królującym nad pozostałymi członkami Squadu Markiem Malinowskim, osiąga atmosferę jazzowo-filmowego tracka o iście detektywistycznym zabarwieniu. Może to efekt bujającej perkusji, może pykającego kontrabasu Pawła Urowskiego idącego w parze z bitem Krawczyka, a może to właśnie zmuszające do pstrykania palcami. Żywo, a na dodatek bliskowschodnio kwartet gra w Sultan’s Cream”. Bębny na samym początku naznaczają kompozycję tematyczną linią, niepokojący dęciak Jachny podnosi ton, a bigbandowe zapędy wszystkich muzyków grających razem to jedno z lepszych na tej płycie.

Jachna świetnie gra quasi-solo z akompaniamentem skromnej perkusji, do duetu dołącza kontrabas i kompozycja staje się totalnie gęsta.

Nie pasuje mi w tu jednak gitara Malinowskiego, te eagle-rockowe partie psują świetny obraz „Sultan’s Cream”, zapędzając go w jakieś fusionjazzowe rejony (a to wcale pozytyw nie jest).

Nie można przeoczyć monolitów Elements, jakimi są „Checkers II”, utwór, który swoim charakterem kazałby kierować skojarzenia w stronę ścieżek dźwiękowych do filmów Smarzowskiego. Melancholijna, zawodząca trąbka Wojciecha Jachny, nieposłuszna perkusja, puszczona na pogłosie gitara, przebieżki pianina o klasycznym zabarwieniu, piękno samo w sobie. Tak samo jak i tajemnicze „Mistery”, najbardziej minimalistyczne nagranie, nagranie też najbardziej niepokojące, z masą szczegółów i szczególików, jak prująca w ustnik trąbka, pojedyncze, skapujące niczym rozpuszczane sople lodu dźwięki pojedynczych klawiszy pianina, ciche struny gitary, miarowa rytmika, znowu trąbkowy dron. Stoicyzm o ogromnym zabarwieni, który rewelacyjnie przechodzi w kolejny filmowy track, „Philosopher’s Waltz”. Liryczność utworu powala i urzeka jednocześnie, zakorzenia się w pamięci słuchacza na długi, długi czas.

Nie wiem, czy to najlepsza płyta Wojciecha Jachny. Pewnie nie. Wydaje mi się – pewnie, że nie jestem pewien – że solówka Emanacje prezentowała trębacza w innym (to oczywiste), ciekawszym świetle. Tutaj, gdy Jachna wychodzi na lidera projektu, słyszymy wieloaspektowe wydawnictwo, utwory są bogate aranżacyjnie, choć na pierwsze odsłuchy można mieć inne wrażenie, to tak naprawdę Elements jest cholernie bogatą płytą. Ileż tu się dzieje, ileż jest rozwiązań, wątków, smaczków, dalej: ileż wolności otrzymują wszyscy muzycy, a z drugiej strony – jakie sobie narzucają normy do spełnienia w kolektywie. Ale Elements czy chociażby albumy nagrywane z Jackiem Buhlem kierują się swoimi prawami. Dla mnie jednak przystępniejszymi, czytaj: bardziej wciągającymi. Ale Wojciech Jachna Squad sprawdza się w swoim zamyśle w pełni. Solidne wydawnictwo. Na długi, długi czas.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: