Razem z artystami wspominamy Eugeniusza Rudnika – kolejną wielką osobę, którą stracił świat muzyki w 2016 roku.
Nożyczki, dziesiątki tysięcy kilometrów pociętych taśm i setki godzin spędzonych na ich montowaniu – tak rodziła się polska muzyka elektroniczna. Tak powstawał równocześnie fenomen Eugeniusza Rudnika, jednego z protoplastów gatunku oraz współtwórcy Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia – czwartego tego typu ośrodka w Europie. Dla wielu był mistrzem, choć sam nie lubił, kiedy tak się do niego zwracano. Artysta zmarł 24 października tego roku, w wieku 83 lat.
Jako muzyk Rudnik pozostawił po sobie niemal sto kompozycji. Część z nich w ubiegłym roku doczekała się kompilacyjnego wydania nakładem Requiem Records. Miniatury Eugeniusza Rudnika składają się z czterech płyt, z których ostatnia jest zbiorem reinterpretacji w wykonaniu muzyków tworzących współcześnie i często mocno czerpiących z myśli pierwszego w naszym kraju muzycznego inżyniera. Eugeniusz Rudnik był człowiekiem niezwykle szczerym i pogodnym i w takim świetle przedstawił go również film dokumentalny 15 Stron Świata reżyserii Zuzanny Solakiewicz, nagradzany na festiwalach filmowych i niezwykle doceniony przez branżę muzyczną.
To kolejna wielka osoba, którą stracił świat muzyki w 2016 roku. Ze względu na rodzaj muzyki, o jakiej piszemy na co dzień, Eugeniusz Rudnik był dla każdego z nas postacią niezwykle ważną i bliską. Poprosiliśmy więc znajomych muzyków oraz reżyserkę wspomnianego dokumentu, by podzielili się z nami i wami wspomnieniami związanymi z Mistrzem.
***
Marcin Staniszewski (Beneficjenci Splendoru): Eugeniusz Rudnik był nie tylko prekursorem eksperymentalnej muzyki elektronicznej w Polsce, Studio Eksperymentalne Polskiego Radia, było jednym z pierwszych na świecie ośrodków, gdzie tworzono taką muzykę. To niebywałe, jak niewiele zrobiły polskie instytucje kulturalne, żeby było o nim głośniej. To głównie za sprawą niszowych oficyn, takich jak Bółt Records i Requiem Records przez jakiś czas zapanowała „Moda na Rudnika”. I bardzo dobrze, bo to jest postać na miarę Pierre’a Schaeffera.
Osobiście poznałem Pana Rudnika tylko raz na koncercie Mai Ratkje, która złożyła mu hołd parę lat temu, w ramach koncertu Eastern Waves w Studiu Koncertowym im. W. Lutosławskiego. Sprawiał wrażenie bardzo pogodnego, można powiedzieć, że nawet frywolnego człowieka i przy tym był bardzo skromny. Żałuję, że nie miałem okazji poznać go lepiej, bo bardzo szanowałem jego dokonania. Dla mnie najważniejsza była metodologia jego pracy. Gdy słuchasz tych niesamowitych kolaży skonstruowanych za pomocą najprostszych narzędzi, z dzisiejszego punktu widzenia, to zdajesz sobie sprawę, że najważniejszym instrumentem ZAWSZE jest mózg. A bardzo wielu twórców współczesnej elektroniki o tym zapomina, włącznie z tym, który pisze te słowa. Więc gdy zapominam po raz kolejny, to włączam sobie „Tryptyk” albo „Divertimento”.
Jakub Pokorski (Krojc, Computer Says No): Prace Eugeniusza Rudnika zgłębiłem w 2015 roku, w momencie nagrywania dla Requiem Records utworu na płytę zawierającą reinterpretacje miniatur tego artysty. Celowo użyłem tu słowa „prace” w kontekście twórczości Rudnika, ponieważ to, co po sobie pozostawił, wykracza poza standardowe pojęcie muzyki i kompozycji. Eugeniusz Rudnik stworzył swoją odrębną „szufladę”, do której nie pasuje żaden inny kompozytor. Słowo „prace” ma też w tym przypadku wymiar dosłowny, bo przecież Rudnik był osobą, która „na nowo” wymyśliła magnetofon – jako narzędzie do tworzenia muzyki (dziś taki magnetofon nazwalibyśmy taśmowym samplerem). Myślę, że bez obaw możemy nazwać go jednym z ojców współczesnej elektroniki, bo bez niego nie powstałoby wiele dzieł, które leżą u podstaw dzisiejszej muzyki. Współpracował i pracował dla takich kompozytorów jak Penderecki czy Stockhausen.
Łukasz Szałankiewicz (Zenial): Cenię twórczość i wkład Eugeniusza Rudnika w polską muzykę. Cieszę się, że udało się udokumentować jego działalność, choćby przez aktywność Requiem Records (np. płytę z remixami , w której brałem udział). Mam nadzieję, że kolejne archiwa tego wybitnego kompozytora zostaną szybko opublikowane.
Igor Szulc (Adre’n’Alin): Z twórczością Eugeniusza Rudnika spotkałem się po raz pierwszy na studiach podczas pisania pracy dyplomowej o Eksperymentalnym Studiu Polskiego Radia i początkach muzyki elektronicznej w Polsce. Był prawdziwym prekursorem. Nie było w kraju syntezatorów, maszyn, a jednak E. Rudnik znalazł swoją niszę, w której był prawdziwym wirtuozem. Dzisiaj, gdy od miksu dzieli nas parę kliknięć myszką, metody cięcia taśmy wtedy stosowane wydają się nam wręcz archaiczne. Jednak te mozolne wydobywanie nowych dźwiękowych pejzaży okazało się w swoim efekcie ponadczasowe, bo było skupione na ciągłym poszukiwaniu czegoś nowego w rzeczach już stworzonych i przekształcaniu ich w nową formę i jakość. Wtedy awangarda, teraz techniki te stosuje prawie cały świat. Jesteśmy na tyle nowocześni na ile pozwalają nam tacy wizjonerzy jak Eugeniusz Rudnik. Upominajmy się o nich jak najczęściej, a przyszłość muzyki jawić się nam będzie w jasnych kolorach.
Wojciech Kucharczyk (Mik Musik): Twórczość Eugeniusza Rudnika odkryłem raczej późno. W sumie ciężko powiedzieć, czemu tak to się potoczyło, może dlatego, że praktycznie nie był w ogóle znany poza superwąskim kręgiem badaczy dokonań studia eksperymentalnego PR. Ten pierwszy jego boks płytowy mieli nieliczni wtajemniczeni, jeszcze chyba przed epoką ogólnodostępnych ripów wszystkiego co się rusza.
Chwilę później, tzn. parę lat minęło, nie wypadało już Rudnika nie znać, więc i ja nieco zbadałem. Potem zostałem zaproszony do artystycznej wypowiedzi na temat czy wręcz współpracy, bo dostałem do dyspozycji sample, teksty, etc, żeby zrobić jakiś trak na składankę „Miniatury“, niebywale obszerny zestaw oryginałów oraz remiksów i reworków wydany przez Requiem Rec. Na potrzeby tego zadania zrobiłem coś, co chyba jest rodzajem zabawnego (dowcipnego?!) komentarza, riposty, być może z lekką przekorą, ale z nieukrywaną sympatią. Pan Eugeniusz nie był typowym twórcą, był outsiderem, ja zawsze takich darzę szczególną estymą, nawet jeśli ich twórczość nie do końca jest zbieżna z moimi działaniami. Outsiderzy wszystkich krajów łączcie się!
Tekla Mrozowicka (cétieu): Nie czuję się uprawnioną osobą, aby komentować niedawną śmierć Eugeniusza Rudnika, nie mogę też powiedzieć, że mam jakieś szczególne wspomnienia z tym muzykiem związane, chociaż z grubsza prace Pana Eugeniusza są mi znane i oceniam je jako ponadczasowe. W muzyce elektronicznej jestem jednak wciąż neofitką i nigdy nie miałam ambicji, aby załatać dziury, zgłębić wszystko, a już na pewno nie na tyle, aby chwalić się wiedzą z historii muzyki.
Czy Eugeniusz Rudnik, pionier muzyki elektroakustycznej i elektronicznej w Polsce, wpłynął w jakikolwiek sposób na mnie i moją twórczość? – bo takie zadano mi tutaj pytanie, na które zdecydowałam się jednak odpowiedzieć.
Przychodzi mi na myśl audycja w radiowej Trojce w 2009 roku. Gościem audycji był Eugeniusz Rudnik. Ja o produkcji muzyki elektronicznej nie wiedziałam wtedy jeszcze nic. Pan Eugeniusz bardzo surowo wypowiadał się na temat muzyki komputerowej, hołdował chałupniczej pracy przy użyciu własnych rąk, taśm, nożyczek i namacalnych maszyn – hołdował inwencji i indywidualizmowi , kreatywności.
Z dzisiejszego punktu widzenia nie ma znaczenia więc, czy używam przy swojej produkcji komputera, tak nielubianego przez pana Eugeniusza Rudnika, ale ma znaczenie myśl o wolności twórczej, o ciężkiej pracy, konsekwencji i wychodzeniu poza schematy. Eugeniusz Rudnik przełamywał konwencje, myślenie o muzyce i mnie osobiście nauczył, aby przełamywać je nadal, bez oglądania się na innych, nawet na niego. Do tego skromnego komentarza załączam link do utworu, który powstawał na raty. Równo dwa lata temu poproszono mnie o dołączenie do kompilacji Requiem Records – zawierającej reinterpretacje miniatur skomponowanych przez Eugeniusza Rudnika, wykonane przez artystów młodszych pokoleń. Ja swojej reinterpretacji nie ukończyłam. Wyselekcjonowałam wtedy około piętnaście miniatur Pana Eugeniusza, pocięłam je, wyplotłam je wszystkie ze sobą, zmiksowałam wielokrotnie, a następnie wyrzuciłam do kosza. Wczoraj wyjęłam odpad z rękawa, zmiksowałam cztery razy, starłam wszystko na proch, a następnie odflitrowałam, rozciągnęłam, ściągnęłam, odwirowałam jeszcze raz, rozdarłam, zmiksowałam w sześciu warstwach i wyjęłam zeń 1/5 częstotliwości.
Pozdrowienia, Panie Eugeniuszu, gdziekolwiek Pan dziś jest. Kłaniam się.
Zuzanna Solakiewicz (reżyserka filmu 15 stron świata): Zamiast pisać okrągłe zdania, zdania ku czci – o człowieku, który nigdy w sposób tradycyjny nie dawał się uczcić, jakoś się nie mieścił, wystawał, posiadał umiejętność równoczesnego bycia w centrum uwagi i obserwacji tej sytuacji z boku – zamiast więc pisać o Eugeniuszu Rudniku, do czego nie czuję się wystarczająco doświadczona, pomyślałam, że opublikuję jeden z jego licznych „testamentów” twórczych, które wygłosił podczas naszej rozmowy-rzeki. Mówi on więcej o Eugeniuszu, jego wpływie i charakterze naszej współpracy niż sama mogłabym wymyślić: [Mowa o pomieszczeniu w gmachu Polskiego Radia, w którym Rudnik przez wiele lat, po zamknięciu SEPR pracował]:
„Ta kanciapa, która była zaprojektowana zamiast nowego studia w nowym gmachu na Woronicza. To okazało się być zwykłą reżyserką, która nie została nawet przerobiona. Gram na konsolecie, która warta jest 30 zł. A moje magnetofony na których zrobiłem dzieła sztuki o zasięgu europejskim mają wartość i status śrubokręta, bo są zamortyzowane. I jak ja się spotkam z kimś ważnym to mówię: Tę kanciapę, z tym wystrojem architektonicznym tzn. boazerią z rarytasów pod tytułem płyty paździerzowe, z brzęczącymi świetlówkami, z głośnikiem na wysoki połysk, z konsoletą na 15 zł z Gieniem jako takim i wziąć kurwa i zrobić pomieszczenie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Ja go uruchomię i będzie grało. Te moje 140 km taśm i 1000 kopert dam to do tego muzeum, żeby sobie młodzież przychodziła i pitoliła. I wszyscy z całego świata mogą robić: Pamięci Gienia rapsod frywolny na przykład, prawda?”
Józef Robakowski: Ostatnio widziałem się z nim w bardzo ciekawej sytuacji. W Zachęcie braliśmy udział w takiej dużej wspólnej wystawie. Eugeniusz siedział u dyrektorki, u pani Wróblewskiej w gabinecie, ja podszedłem, przywitałem się, usiadłem i zamówiłem kawkę. Siedzieliśmy tak razem, piliśmy kawę i… nic. Myślę, że co jest, kurcze, on mnie nie poznaje? Okazało się, że tak, nie poznawał mnie. Następnie, podczas otwarcia na schodach, wymieniano artystów biorących udział w wystawie. Gdy wyczytano moje nazwisko, nagle usłyszałem „Józek? Józek! Gdzie jesteś?!”. To był Eugeniusz, który stał koło mnie. Zaczęliśmy się ściskać podczas wernisażu, co było cholernie ciekawe, bo wszyscy się zastanawiali, co się dzieje. Rudnik nie kojarzył mnie już wizualnie, ale gdy usłyszał moje imię i nazwisko, zareagował. (POLECAMY CAŁĄ ROZMOWĘ Z JÓZEFEM ROBAKOWSKIM)