Sasha Zakrevska znana też jako Poly Chain opowiedziała nam o nowym materiale nagranym wspólnie z Bartoszem Kruczyńskim.
Sasha Zakrevska, funkcjonująca na scenie pod aliasem Poly Chain, to obecnie bardzo zapracowana osoba. Wszystko dzięki wydanemu w ubiegłym roku nakładem Transatlantyku albumie Music For Candy Shops, który pozwolił ukraińskiej artystce zaistnieć w znaczący sposób w mediach oraz na scenie klubowej. Wkrótce nakładem Into The Light Records ukaże się nagrany przez Sashę wspólnie z Bartoszem Kruczyńskim materiał Pulses, który przenosi ambient w zupełnie inny wymiar. To siedem utworów, w których synthy, zapętlone arpeggia i monumentalne przestrzenie dźwięku tworzą wyjątkową narrację, stanowiącą idealny blend solowych dokonań obojga artystów. My słuchaliśmy już albumu w całości i uwierzcie – zdecydowanie warto czekać! Oczekiwanie może umilić wam nasza rozmowa z Sashą.
Miłosz Karbowski: Całkiem niedawno zamieniłaś Warszawę z powrotem na Kijów. Co się stało? Dlaczego zdecydowałaś się wrócić?
Sasha Zakrevska: Wydałam już na Transatlantyku, zagrałam 3 razy na Unsoundzie, teraz wydaję wspólny album z najbardziej utalentowanym polskim producentem, a z osiągnięć graficznych pomogłam Tomkowi Popakulowi zrobić parę scen dla jego nowej animacji „Acid Rain”. Można kontynuować tę listę, ale to nie miejsce na to. Jestem spoza Unii, a to też wiąże się z pewnymi przepisami i dodatkowym stresem. We wrześniu zakończyłam współpracę z jedną firmą, gdzie pracowałam jako graficzka. Niestety nie byłam tam traktowana dobrze, nie płacili mi na czas, nie dostarczali na czas niezbędnych dokumentów do legalizacji mojego pobytu. A takie rzeczy się odbijają na chęci i jakości pracy. Bałam się, że nawet jak znajdę nowego pracodawcę, to będzie tak samo jebnięty i nieuczciwy jak poprzednia szefowa. Stwierdziłam więc, że ten stres nie jest mi potrzebny, a w Polsce nie jest wcale aż tak dobrze, żeby się tak napinać.
Z ukraińskiej sceny największą rozpoznawalność zyskał kolektyw Cxema i tworzący go didżeje, producenci, promotorzy i aktywiści. Jak obecnie wygląda kijowska scena undergroundowa? Czy da się ją w jakiś sposób porównać np. do warszawskiego środowiska, które też jest ci dobrze znane?
Tak, zdecydowanie. O tym kolektywie wiedzą wszyscy – nawet ci, którzy nie interesują się tematem, co wcale nie znaczy że przed nim muzyki tam nie było. Jeszcze w latach 2008-2011 była spora scena basowo-dubstepowa, zawsze były IDM-y. Na przykład Aphex Twin w swoim ostatnim secie w Berlinie zagrał numer Kateryny Zavoloki, ukraińskiej artystki, obecnie mieszkającej w Austrii, która współprowadzi label Kvitnu. Mamy teraz trzy najbardziej rozwijające się kluby, które znajdują się w jednym miejscu, ale do których chodzi różna publiczność: Closer, Mezzanine i Otel’ . W sezonie otwierają też tarasy, letnie wersje tych miejscówek.
Cxema klimatycznie jest trochę jak Wixapol, gra tam głównie techno, ale pozostawia się też pole dla muzyki eksperymentalnej, która bardzo dobrze się tam wpasowuje. Jest jeszcze rhythm büro – oni przypominają mi imprezki Technosoul, jest tam też trochę starsza i świadoma publiczność. Софія, impreza kolektywu ШЩЦ jest z kolei podobna do Światła. Poza tym w Kijowie jest też cykl Shuffle – pojawia się tam dużo muzyki eksperymentalnej, IDM-ów i elektro, podtrzymywanych bardzo jakościowym VJ-ingiem. Ważne, że naprawdę dużo osób chodzi na te imprezy, kiedy w Warszawie jeszcze mało kto umie przetrawić dekonstruktywne i atonalne nutki w klubach. Z drugiej strony w Warszawie są imprezki kolektywu BAS, gdzie można spotkać absolutnie wszystkie gatunki muzyczne, nawet black metal.
Jak twoim zdaniem ukraińska scena muzyczna zmieniła się w związku z wydarzeniami z 2014 roku?
Mnie tam nie było osobiście i ciężko mi mówić za kogoś. Przede wszystkim zniknęła scena Doniecka, przeprowadziła się częściowo do Kijowa lub za granicę. Pamiętam, że wcześniej Kijów i Donieck kłóciły się o to, u kogo są lepsze rejwy. A co do tego stereotypu ucieczki od rzeczywistości, to zawsze można wymyślić sobie jakiś temat, od którego chcesz się odizolować.
A co w największym stopniu ukształtowało twoją artystyczną wrażliwość?
Mój księżniczkowy background i samodzielne mieszkanie za granicą.
>>Posłuchaj zapowiedzi wspólnego albumu Kruczyńskiego i Zakrevskiej.
Biorąc pod uwagę, że z wykształcenia jesteś graficzką, silniejszy wpływ mają na ciebie bodźce wzrokowe czy słuchowe?
Lubię wyobrażać sobie muzykę, ilustrować ją. Na cyklu koncertów V/A, organizowanych przez Darka Pietraszewskiego, kiedyś załapałam się na live szwajcarskiej artystki Emmy Souharce. Miałam wrażenie, że nie słucham muzyki tylko oglądam kreskówkę, kolażowy film o morzu, lwach, o bitwie owadów. W tanecznych sytuacjach bardziej odpowiada mi elektro, jest bardziej ilustracyjne w porównaniu do technołupanki.
Twój debiutancki materiał otrzymał start, o jakim marzy wielu artystów i artystek. Music for Candy Shops wydał Transatlantyk, który w pewnych środowiskach jest sam w sobie znakiem najwyższej jakości. Nie obawiałaś się, że ta ogromna szansa może stać się jednocześnie równie wielkim ciężarem z uwagi na wywieraną presję?
Nie. Ja nie robię muzyki z myślą o tym, jak ktośtam na nią zareaguje. Gdybym myślała w ten sposób, pewnie Zambon by mnie nie zauważył. Niedawno skończyłam materiał dla BAS, jestem z niego bardzo zadowolona. Będzie to kasetka z dwoma numerami po 15 minut na 1 i 2 stronie. Masteru podjął się mistrz Michał Wolski. Poza tym, od jakiegoś czasu zaczęłam bawić się w rytmy taneczne, zrobiłam dwa numery na składanki dla Eltrona i BAS. Mam teraz bardzo produktywny czas, pracuję jeszcze nad dwoma kolejnymi epkami.
Do tego dochodzi materiał z Bartkiem Kruczyńskim, z którym za didżejką spotykałaś się już wielokrotnie. Teraz wasza muzyczna znajomość zaowocowała wspólnie nagranym materiałem Pulses, który już niedługo ukaże się nakładem Into the Light Records. Kto komu zaproponował tę współpracę?
Często się spotykaliśmy w sytuacjach klubowych i zaczęliśmy się kolegować. Nie pamiętam, kto komu zaproponował nagranie wspólnego materiału, ale pierwsze nasze spotkanie w studiu odbyło się w 30 urodziny Bartka.
W waszych solowych projektach można znaleźć wiele punktów stycznych. Co w takim razie najbardziej różni twoje podejście do muzyki od podejścia Bartka?
Bartek jest producentem, dużo pracuje przy kompie, używa różnych pluginów i VST. Ja jednak najbardziej lubię pracę ze sprzętem. W trakcie pracy nad materiałem udało mi się przekonać Bartka do synthów, a on swoją drogą pokazał mi, że Ableton i wtyczki nie są aż takie straszne.
Materiał na Pulses to w całości kolektywna praca, czy któreś kawałki są bardziej twoje, a któreś bardziej Bartosza?
Bartek więcej kroił i mixował rzeczy w kompie, robi to o wiele szybciej niż ja. A melodyjki i aranż robiliśmy razem. Nikt raczej niczego nie narzucał. Pracowaliśmy na zasadzie: nie podoba się – to dobra, robimy następny numer, próbujemy następne patterny. Bardzo odpowiada mi taki styl pracy.
Materiał powstawał przy udziale Propheta ’08, Mooga Sub 37 i Korga Minilogue. Z którym z tych sprzętów zaprzyjaźniłaś się najbardziej?
Prophet jest mój, ale w trakcie znajomości z Minilogiem bardzo go polubiłam. Najpierw odradzałam Bartkowi Miniloga, ale podczas wspólnej podróży na festiwal Tauron Nowa Muzyka wyciągnęliśmy Korga i nagraliśmy szkic, który ukazał się później na naszej wspólnej płycie. Po paru miesiącach już miałam swój egzemplarz.
Który to kawałek?
„Fluxional”. W pociągu wymyśliliśmy melodyjkę, a potem dodaliśmy wszystko inne.
Co w ambiencie kręci cię najbardziej? Poczucie otwartej, właściwie nieograniczonej przestrzeni tworzonej przez dźwięk? Wyzwolenie z rytmiczności?
W mojej muzyce nie ma wyzwolenia z rytmiczności, tylko nie ma stopy (śmiech). Często słyszę, że jest to progresywny ambient.
Gdybyś miała w takim razie zaprezentować swoją muzykę za pośrednictwem obrazów, byłyby to impresjonistyczne pejzaże czy raczej obrazy w stylu Marka Rothko?
Mark Rothko to jeden z moich ulubionych malarzy, nie wiem czy mam prawo się do niego porównywać. Na okładce „Pulses” jest basen, który też ja zrobiłam. Do głowy raczej od razu przychodzi mi David Hockney ze swoimi basenami, prostymi i nasyconymi kolorami.
Moim zdecydowanym faworytem na Pulses jest zamykający materiał utwór „Echolalia”. Jego przejmująca narracja, w odpowiednich warunkach może naprawdę wzruszyć i wywołać ciarki na plecach. Czy kiedy widzisz, że twoja muzyka wywołuje u ludzi podobne efekty, masz poczucie wykonanej misji?
Jest to zdecydowanie dobre dla sztuki, jeśli potrafi wywołać w tobie jakiekolwiek emocje, ale nie jest to pierwotne założenie.
Co nim w takim razie jest?
Sublimacja. Bierzesz swoje uczucia i backgroundzik techniczny i robisz z niego numer.
Masz przed sobą jakiś cel, którego realizacja sprawi, że poczujesz się artystką spełnioną?
Jestem uzależniona od grania. Zauważyłam, że jak gram dla publiczności – nieważne czy są to sety, czy live-acty, to czuję się lepiej. Bardzo fajnie jest też dzielić się wiedzą, dlatego super jest prowadzić warsztaty, jak to było z Oramics. Lubię też uczestniczyć w różnych współpracach – czy to granie b2b, czy jakieś międzydyscyplinarne historie, jak muzyka do projektu Uli Sickle w CSW. Aktywny udział w fajnych muzycznych i graficznych projektach prędzej czy później doprowadzi mnie do poziomu profesjonalisty.