Przed swoją trasą koncertową po Polsce Dave Phillips opowiada o pasji do grania, gigach, tworzeniu i dlaczego po występach ludzie podchodzą do niego, by go przytulić. Specjalnie dla FYH rozmawia Dawid Kowalski.
Cześć Dave, przede wszystkim chciałbym ci podziękować za poświęcenie czasu na ten wywiad. Biorąc pod uwagę to, jak często występujesz na scenie, zdumiewające jest, że masz czas na robienie jeszcze innych rzeczy. Jak udaje ci się podtrzymywać pasję do tworzenia po ponad 30 latach pracy artystycznej?
Cześć Dawidzie i dzięki za możliwość porozmawiania! Nie robię w zasadzie nic poza pracą nad nagraniami oraz występami/trasami koncertowymi. Nie pytaj, w jaki sposób udaje mi się podtrzymywać tą pasję, jest ona dla mnie naturalną potrzebą, tak samo jak oddychanie. To wszystko jest żywe i się po prostu dzieje.
Mając na względzie osoby, które chciałyby się czegoś dowiedzieć na temat twojej twórczości, które spośród nagranych przez ciebie albumów uznałbyś za kluczowe?
Gdybym miał wskazać 5 albumów studyjnych, które mogłyby stanowić „wprowadzenie” do mojej twórczości, wymieniłbym: Rise, A Collection of Hair, Homo Animalis, Mutations 4 & 5 oraz SouthAfricaRecordings. Te nagrania są dosyć przekrojowe. Poza tym współpracuję z Schimpfluch-Gruppe, mam projekt doom metalowy oraz popowy Perverts in White Shirts, a także szereg innego rodzaju współprac… Im głębiej poszukujesz, tym więcej wrót staje otworem.
Czy w ciągu tych wszystkich lat dostrzegłeś jakieś zasadnicze zmiany w scenie muzyki eksperymentalnej i industrialnej? Co uległo zmianie tym czasie?
Trudne pytanie. Ciągle dochodzi do mniejszych i większych zmian w ramach tej tak zwanej sceny, wszystko płynie, ale trudno obiektywnie powiedzieć, co tak naprawdę się zmienia. Wydaje się, że wzrosła akceptacja i zrozumienie dla tej formy artystycznego wyrazu oraz rozmaitych form aktywności z nią związanych. Nie chodzi tylko o zrozumienie muzyki samej w sobie – która zresztą wymyka się definicjom – chodzi także o zrozumienie ideowego podłoża, które za sobą niesie. Kolejny wniosek jest oczywiście w pełni subiektywny i wynika zapewne z mojego własnego zaangażowania, ale wydaje się, że wykształca się także poczucie „społeczności”, spowodowane skupieniem się wokół działalności muzycznej. Pasja związana z pracą z dźwiękiem jest „spoiwem”, ale głównym czynnikiem jest podłoże ideowe związane z tym specyficznym rodzajem pracy kreatywnej. Ten rodzaj muzyki jest zjawiskiem niszowym i wciąż jeszcze niezgłębionym, ale stanowi też rodzaj doświadczenia, za którym idzie wymiar fizyczności i specyficznej ideologii.
Ideologia, o której mówię, jest niemożliwa do zdefiniowania i wyrażana w różny sposób. Nie ma jednej centralnej koncepcji, chodzi raczej o zbiór porównywalnych poglądów i sposobów doświadczania świata, które w jakiś sposób się ze sobą łączą. Być może główny nacisk kładzie się na kwestie, które łączą ludzi i którymi pragną się oni dzielić, nie zaś na różnice. Dzięki temu akceptowana jest indywidualizacja, która sprawia, że ten niedookreślony i niedefiniowalny ruch istnieje w takiej formie. Kwestią wspólną jest osobliwa muzyka – lub może raczej dążenie do niecodziennych doświadczeń jako alternatywy dla świata zdominowanego przez pieniądze, dobra materialne, racjonalizm i wyścig szczurów. Z tego powodu ludzie szukają innych sposobów ekspresji, doświadczania, życia, uczenia się – takich, w których doświadczenie jest najistotniejsze i wyprzedza formułowanie wyjaśnień. Może to jest właśnie dojrzewanie.
Osobiście odnoszę wrażenie, że w ciągu ostatnich lat wykorzystywanie elementów „hałasu” zdaje się przenikać do wielu gatunków muzyki. Ta forma ekspresji jest wprowadzana nawet przez popularnych artystów. Wiem, że to zakrawa o nadużycie, ale do cholery, przecież nawet w dubstepie charakterystycznym elementem jest wykorzystanie intensywnych, przesterowanych niskich częstotliwości. Ponadto, istnieje wiele zespołów rockowych i metalowych. które również korzystają z takich brzmień. Takie grupy jak Death Grips czy CLIPPING (oni mają przecież w składzie wykonawcę harshnoise) pełnymi garściami czerpią z brzmień typowych dla muzyki noise czy industrialnej. Prowadzi to do konkluzji, że elementy charakterystyczne dla muzyki niszowej pomału wkradają się do mainstreamu. Oczywiście jest to naturalny proces, którego można było się spodziewać. Zastanawiam się, czy rozpowszechnienie takich elementów w muzyce powoduje zmniejszenie efektywności środków wyrazu stosowanych przez artystów, którzy w swojej twórczości opierają się głównie na radykalnych brzmieniach?
Cóż, ta wszechobecność ma zapewne dwie konsekwencje. Zwykle, gdy jakiś rodzaj podziemnego gatunku muzycznego ulega dekontekstualizacji, na przykład gdy wkracza do świata bardziej popularnych artystów, jego sedno może ulec rozmyciu, uproszczeniu lub zostać kompletnie utracone. Z drugiej jednak strony, gdy większa grupa ma styczność z elementami tejże muzyki, może to zachęcić odbiorców do dalszego odkrywania, co w konsekwencji będzie korzystne. Jednakże nie postrzegam tego jak zmniejszenie siły oddziaływania artystów, którzy zajmują się radykalną sztuką dźwiękową.
Określenia typu „hałas” czy „muzyka noise” nie są adekwatne w odniesieniu do twojej twórczości, chociaż posługujesz się zarówno tego typu dźwiękami, jak i nagraniami terenowymi, czy tez przetworzonymi fakturami brzmieniowymi. Jestem ciekaw, co wzbudziło twoje zainteresowanie tą konkretną paletą dźwięków jako sposobem przedstawiania swoich koncepcji artystycznych?
Wiele różnych kwestii wpłynęło na rozwinięcie tego zainteresowania. Komediowe nagrania („Goons”, Spike Jones, Stan Freberb) odtwarzane przez mojego ojca, gdy byłem dzieckiem zawierały nieco interesujących, „dziwnych” dźwięków. Znając jedynie smooth jazz i pop, w wieku 8 lat usłyszałem pierwszy raz kasetę heavy metalową. Był to dla mnie wtedy czysty hałas, faktura brzmieniowa z olbrzymim pokładem energii. Byłem tym zafascynowany. Kilka lat później odkryłem horrory i autorzy niektórych soundtracków (m.in. The Shining) mieli na mnie duży wpływ. W wieku 16 lat grałem w zespole i współtworzyłem „ekstremalną” muzykę z pozostałymi członkami.
Gdy osiągnąłem pełnoletniość, dostałem pierwszą prawdziwą pracę w kolektywie zajmującym się dystrybucją muzyki niezależnej. Dzięki temu miałem okazję poznać trudną do sklasyfikowania, improwizowaną muzykę. To doświadczenie doprowadziło mnie do momentu, w którym zacząłem postrzegać dźwięk jako coś, co nie podlega ocenie w kategoriach „muzyki” lub „hałasu”, te określenia przestały mieć znaczenie, stały się tylko słowami. Istotna stała się intencjonalność, intensywność, atmosfera, faktury brzmieniowe, radykalność. Oddziaływanie tego rodzaju dźwięków jest niepodważalne.
DAVE PHILLIPS W POLSCE – DLACZEGO WARTO BYĆ NA KONCERTACH?
W trakcie polskiej trasy koncertowej będziesz prezentował trzy rodzaje występów – „Live Action”, „Video Action” oraz „Field Recordings”. Mógłbyś opowiedzieć o założeniach każdego z nich?
„Video Action” to główny rodzaj występu. Pracowałem nad tym setem przez ponad 15 lat i jego forma pomału zbliża się do pierwotnie planowanych zamierzeń. Prezentuje on w pewien sposób mój sposób postrzegania świata, wraz ze stawianiem wszystkich związanych z nim pytań.
W wymiarze praktycznym, ma on formę akcjonistycznego, intensywnego fizycznie występu, któremu towarzyszy wizualizacja. Zapętlone i samplowane na żywo brzmienie głosu oraz obiektów elektroakustycznych łączę z przygotowanymi wcześniej kompozycjami budującymi narrację. Towarzysząca dźwiękom wizualizacja przedstawia kwestie osobiste i egzystencjalne, zadaje pytania, przedstawia krytyczne myśli dotykające kwestii związanych ze sprawami osobistymi, społecznymi i globalnymi. Ten występ przywołuje moją koncepcję humanimal, jest swoistym rytuałem dźwiękowym, audiowizualnym katharsis, motywuje do podjęcia dyskursu, podsuwa bodziec do przemyśleń.
„Field Recordings” to rodzaj koncertu który kładzie nacisk na doświadczenia słuchowe. Nie ma w nim nic do zobaczenia, nie posiada on wymiaru fizyczności czy aspektu performatywnego – moim instrumentem jest mikser, występuję w całkowitej ciemności, eliminując kwestie wizualne, tak aby wyostrzyć słuch. Podczas tego występu wykorzystuję surowe, nieprzetworzone nagrania terenowe zebrane w parkach narodowych, lasach deszczowych, rezerwatach przyrody i innych miejscach nienaznaczonych ludzką obecnością. Większość nagrań powstała na obszarach w których dominuje gorący klimat. Nagrywałem insekty, płazy, ptaki, ssaki i zjawiska pogodowe. Poszczególne ścieżki są na siebie nakładane i miksowane tak, by tworzyły konkretną kompozycję. Kluczową kwestią tego występu jest dla mnie fakt, że nie stosuję podczas niego żadnych dodatkowych efektów, przygotowanych wcześniej pętli dźwiękowych i w żaden sposób nie zmieniam oryginalnych nagrań. Na koniec występu wręczam publiczności ulotki, które opisują wpływ insektów na naszą planetę, stawiając jednocześnie na przeciwnej szali wpływ wywierany przez ludzkość.
POLUB FYH NA FACEBOOKU
No i oczywiście „Live Action”. Ten set przyjmuje różne kształty, ale ogólnie rzecz biorąc jest to akcjonistyczny, angażujący fizycznie występ zawierający pętle odtwarzane na żywo, wykorzystanie efektów, brzmienia głosu i ciała wraz z przygotowanym uprzednio tłem dźwiękowym. Jest to swoisty rytuał dźwiękowy, oczyszczające katharsis osiągane za pomocą dźwięku. Czasami ten występ ma formę kompozycji, czasami performance, ale zawsze opiera się na intencjonalności. On również komunikuje moją koncepcję humanimal i towarzyszy mu pewna narracja, ale jest ona bardziej abstrakcyjna i skupia się wokół tematów bardziej szczegółowych niż „Video Action”.
Wspomniałeś o koncepcji „Humanimal” – czy mógłbyś przybliżyć ten temat czytelnikom, którzy nie mieli okazji zapoznać się z twoją twórczością?
Punktem wyjścia jest stwierdzenie, że istota ludzka jest wciąż bardzo młodym zwierzęciem w kontekście ewolucji tej planety. Koncepcja humanimalism dotyczy kwestii długoterminowego rozwoju człowieka, w perspektywie – powiedzmy – kilkuset lat. Opisuje ona rozwiniętą, humanoidalną formę istnienia, której udało się przekroczyć etapy ewolucji, takie jak: religia, materializm czy dążenie do supremacji (określane jako błędy determinujące proces uczenia się); opisana forma życia samookreśla się jako część większej całości i dojrzała do etapu, w którym rozwinęła empatię, sumienie i integrację, pozwalając emocjom i instynktowi uczestniczyć w procesie podejmowania decyzji. Przekracza dominujący dotychczas zwyczaj bazowania na jednostronnym, redukcjonistycznym schemacie opartym na racjonalności/logice/systematyce/męskości/antropocentryzmie. Istnieje w otaczającym środowisku ze świadomością źródła swojego pochodzenia, a świadomość kwestii społecznych i środowiskowych traktuje jako nieodłączne funkcje zmysłowe.
Uważasz, że technologia odegra jakąś role w tym procesie? Jaki masz stosunek do postępu technologicznego, który jest szczególnie istotny w dzisiejszych czasach, gdy kwestie związane z transhumanizmem nie są już wyłącznie domeną fikcji literackiej, lecz pojawiają się coraz powszechniej w debacie politycznej?
Tak, technologia będzie częścią tego procesu. Postęp technologiczny jest częścią naszej ewolucji i w tym wymiarze nie postrzegam go jednoznacznie pozytywnie ani negatywnie, brakuje mu jedynie w tej chwili równowagi. Technologia prześcignęła nasze człowieczeństwo i traktowanie jej jak „nowego zbawiciela” jest równie głębokie i zaślepione jak nasza wiara w Chrystusa. Technologia jest jednak narzędziem i może być pożyteczna. Zachowanie odpowiedniej równowagi z uwzględnieniem wartości, które cechują nas jako ludzi, będzie miało fundamentalny wpływ na to, czy okaże się ona czymś konstruktywnym czy też przyczyni się do naszego upadku.
SPRAWDŹ, GDZIE WYSTĄPI DAVE PHILLIPS
Chciałbym jeszcze wrócić na chwilę do tematu twoich występów na żywo. Ostatni raz miałem okazję widzieć wykonanie „Video Action” w Słowenii podczas festiwalu ZasavjeNoisefest International w tym roku. Pamiętam, że zwróciłem wtedy uwagę, że część publiczności zakrywała oczy lub odwracała wzrok od ekranu, gdyż niektóre drastyczne sceny były zbyt radykalne. Czy przypominasz sobie jakieś szczególnie istotne reakcje emocjonalne wywołane twoimi koncertami?
Jest wiele takich wspomnień. Reakcje na ten występ są dosyć silne. Podczas niedawnej trasy koncertowej na Bałkanach, wiele osób chciało mnie przytulić po występie! Generalnie, wiele osób podchodzi do mnie po tym secie. Są wzruszeni, poruszeni, mają pytania, komentarze, chcą porozmawiać, są ciekawi, czasami też płaczą i tak dalej. Zwykle wywołuje to ciekawe i emocjonalne dyskusje. Jest to ważny element tego, co robię.
Czy tego rodzaju interakcje z publiką wpływają w jakiś sposób na twoje prace? Czy wywołują w tobie reakcję zwrotną, która inspiruje do pracy kreatywnej i w jakiś sposób wpływa na przyszły kształt koncertów albo nagrań?
Na pewno dochodzi do silnej wymiany. Wiele z tych interakcji wywiera na mnie wpływ. Lubię krytyczne komentarze i podoba mi się podejmowanie próby zrozumienia refleksji i perspektywy innych osób. Jak powiedziałem wcześniej, wiele osób czuje potrzebę rozmowy po moich występach. Jestem pewien, że w jakiś sposób wpływa to na moją twórczość. Podczas tras koncertowych jest to też dla mnie jedno z głównych źródeł energii.
W 2015 roku przyjechałeś do Polski w ramach trasy koncertowej z Mei Zhiyong – chińskim artystą noise i twórcą filmów niezależnych. Zagraliście wtedy dwa koncerty – w Poznaniu i w Warszawie. Pamiętam, że poza fenomenalnym koncertami, duże wrażenie zrobił na mnie szczególny rodzaj kontaktu, który wykształcił się między wami. Mei nie mówił zbyt dobrze po angielsku i zakładam, że ty także nie znałeś chińskiego. Pomimo tego, byliście w stanie się doskonale porozumieć, co było wręcz niesamowite. W jaki sposób się poznaliście i skąd pomysł na udanie się we wspólną trasę?
Mei Zhiyong odegrał kluczową rolę w czasie, gdy organizowałem własną trasę w Chinach. Gdy spotkaliśmy się w Pekinie w lipcu 2014 r., Mei w ogóle nie znał angielskiego, a ja nie potrafiłem wypowiedzieć ani słowa po chińsku. I jednocześnie mieliśmy wyruszyć w trasę koncertową obejmującą 18 miast! Komunikacja werbalna między nami była oczywiście trudna i często prowadziła do komicznych nieporozumień, zakłopotania albo zamętu, jednak była też źródłem stałego rozbawienia przeplatanego pięknymi chwilami instynktownego zaufania. Łączyło nas jednak wspólne zamiłowanie do uniwersalnego sposobu komunikacji – dźwięku. Z biegiem czasu wykształciliśmy również nasz własny język.
W ramach rekompensaty, w październiku 2015 zorganizowałem europejską trasę koncertową dla siebie i Mei, która obejmowała 20 miast. Była to jego pierwsza wizyta w Europie.
Dave Phillips (ur.1969 r. w Zurychu.) Aktywny od 1987 r. szwajcarski muzyk i artysta multimedialny. Współzałożyciel grupy FEAR OF GOD, członek SCHIMPFLUCH-GRUPPE, PERVERTS IN WHITE SHIRTS i DEAD PENI. Jego nagania pojawiły się na blisko 150 albumach. Przez 30 lat działalności dał ponad 500 koncertów w 40 krajach (m.in. w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Nowej Zelandii, Australii, Japonii).
Trasa Dave’a Phillipsa rozpoczyna się już 11 sierpnia w Wolimierzu. Szwajcarski artysta wystąpi także we Wrocławiu, Katowicach, Bytomiu, Krakowie, Łodzi oraz w Warszawie.