AUTOR: Wano Wejta
WYTWÓRNIA: Requiem Records
WYDANE: 10 czerwca 2016
INFORMACJE O ALBUMIE
Requiem Records, poza odświeżaniem starych i dawno zapomnianych w większości przypadków przez los nagrań, czasem stawia na debiutantów. Tak jest w przypadku Wano Wejta. Smaczku dodaje fakt, ze album olsztyńskiej formacji to ukłon w stronę, choć nie tylko, folkloru północnych polskich ziem. Stąd zaczerpnięte wątki z północnego Mazowsza oraz Warmii i Mazur, skąd zresztą zespół pochodzi. Ale Wano Wejta to także poruszane inne muzyczne rejony, jak chociażby jazz i stare ludowe pieśni, w tym „Kołysanka”, którą zna lub znać powinny wszystkie osoby, którym rodzice śpiewali przed snem. Za sprawą „Bydła” Wano Wejta wchodzą wręcz w rejony etniczno-folkowe. Gęsta rytmika wypełnia się z agresywnym i nieokrzesanym śpiewem Leny Nowak oraz zadziornym i figlarnym fletem, również w jej użyciu. Ale nie idźmy od końca, idźmy od początku. „Przasnysz”, niegdyś pod Ostrołęką, dziś tylko miasto mazowieckie, nad Węgierką, w północnym Mazowszu, gdzie ludziom bliżej na Warmię i Mazury niż do Warszawy, gdzie, jak w całym tym północnym rejonie, czas płynie inaczej niż w mazowieckim, łódzkim, poznańskim lub innym śląskim.
Za odpowiednią narrację odpowiada niezastąpiony Albert Karch, jeden z ciekawszych perkusistów w rodzimym jazzie. Współtworzący projekt Jachna/Tarwid/Karch muzyk w Wano Wejta pokazuje, że nie tylko jazzem stoi, a jego wizja folku z improwizacją czy nawet elementami bossa nova jest bardzo interesująca. Dobrze to słychać w „Śpiwie”, gdzie gra Karcha i perkusjonalia Marcina Sojki tworzą klimat utworu. Do tego przytłumiony kontrabas (Krzysztof Baranowski) i wrzucone sample z opowieści o oberkach. Dopiero w końcówce utworu olsztynianie podkręcają tempo, a klarnet Leny Nowak wchodzi na pierwszy plan, razem zresztą z klawiszami, które gdzieniegdzie przemykają między sekcją rytmiczną.
„Kołysance” towarzyszy wszędobylski pogłos roztaczający się nad wszystkimi instrumentami i delikatny klarnet pojawiający się na wysokości 3:15. „Marcin I” to improwizacja z naciskiem na perkusję i perkusjonalia, oddanie Karchowi i Sojce pałeczki pierwszeństwa i dowód na to, że Wano Wejta chce mieszać i łączyć gatunki, nie trzymając się ściśle jednego kierunku muzycznego. „Marcin II” to także jazzowa otoczka, ale już w bardziej uszlachetnionym i klasycznym brzmieniu. Dochodzą kolejne instrumenty, pojawia się pianino i klarnet, całość wydaje się bardziej przystępna miłośnikom tradycyjnych jazzowych aranżacji. Za sprawą „Pawia” Wano Wejta wracają do muzyki ludowej i tych chamberowych, czytaj: tajemniczo wybrzmiewających, okołoklaustrofobicznych, komnatowych melodii. Cymbały i akustyczna gitara w bardzo surowym stylu towarzyszą melancholijnym zaśpiewom Leny Nowak, a „Oberek”, jak to oberek, musi być wesoły. Kipiący od energii i tanecznego groove’u utwór zgrabnie przechodzi w pełni improwizowaną ścieżkę na perkusjonalia i klarnet.
Wano Wejta to ciekawe melodie, ładne zaśpiewy i dobre pomysły. Ale najlepsze jest to, że to właśnie młodzi, dwudziestokilkuletni ludzie zebrali się i postanowili razem odkrywać na nowo muzykę ludową. Z różnymi naleciałościami, jak w drugiej części „Przasnysza”, jak w obu „Marcinach”. Jak we wspomnianym wcześniej „Śpiwie”, ale cały czas wokół folku. Wano Wejta to naprawdę dobre wydawnictwo w katalogu Requiem Records. Oby nie ostatnie, jeśli chodzi o penetrację rodzimej kultury.