Tajemnica, tajemnica, minimalizm i… ścieżka dźwiękowa do filmu grozy.

AUTOR: Ulesa
TYTUŁ: Ulesa
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 31.08.2021


Wypuszczanie albumów nieznanych artystów lub projektów utajnionych, bez podawania żadnych personaliów, bez tytułów, jedynie z samą numeracją, jest w Zoharum rzeczą, może nie częstą, ale spotykaną w większej mierze niż w innych rodzimych wytwórniach. Ulesa idealnie wpisuje się w ten schemat, bo poza nazwą projektu i tytułem płyty, które zresztą są tożsame – Ulesa – o wykonawcach nie wiemy nic. Sprytne.

Sprytne i trafne, jeśli weźmie się pod uwagę zawartość wydawnictwa. Sześć kompozycji, czas trwania: trzydzieści cztery minuty i aura tajemniczości wydobywająca się z każdej sekundy nagrań. Stylistycznie Ulesa bardzo pasuje do Zoharum, czy to muzycznie, jeśli weźmie się pod uwagę same melodie, czy to wokalnie, bo skojarzenia z szamańskimi śpiewami znanymi z płyt Hybryds nie będą bezpodstawne. Czy to, już opisane wcześniej, konceptualne niedopowiedzenie.

Niedopowiedzenia w muzyce Ulesa jest sporo. Gęste, mroczne melodie o konsystencji wyżutej gumy, zresztą o równie powolnym tempie, co zdrapywanie z butów takiej gumy, budują tutaj całą atmosferę wydawnictwa. „I” o miarowej rytmice, budzącej skojarzenia z rytualnymi obrzędami, z tym zatracającym się śpiewem, to utwór hipnotyzujący swoją delikatnością, swoją mocą płynącą z tantrycznych repetycji, z pogłosu, który otacza słuchacza z prawa i lewa. „II” wydaje się, jakby przenosiło słuchaczy w okolice Jemenu czasów mroku i zagłady, bliskowschodnie zaśpiewy, rozciągnięty reverb i bijąca z tych przebywających minut pustka. Czuć w tych nagraniach, czy to w jedynce, dwójce, w „III” aurę zniszczenia, zgliszcza dawnego świata.

Przerywnikiem, oddechem od tribalowych motywów są indeksy nr 4 i 5. „IV” to rozciągnięty dron ze świetnymi wstawkami mocnych klawiszy i wirującym dęciakiem(?), który tylko potęguje poczucie zagubienia i samotności. „V” to już Ulesa w bardzo delikatnym, nastrojowym, jutrzenkowym wręcz wydaniu. Spokojny dryf, odbijające się promienie słońca od tafli niezmąconej wody. To też cisza przed burzą, utworem zamykającym całe Ulesa. Najkrótsze na liście „VI” jest jednocześnie nagraniem najbardziej dynamicznym, w którym Ulesa skumulował/skumulowali najwięcej. Najwięcej dzikiej rytmiki, najwięcej pisków, najwięcej zawodzących synthów. Świetne zakończenie dobrego, bardzo tajemniczego albumu.

NASZA SKALA OCEN 

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: